Przesyt Nienasyceniem

Stał się Zypcio robaczkiem na nieskończonych pustaciach samotności bez dna, zgnieciony w pigułkę o gęstości irydium, co sama siebie jak wąż łykała i łyknąć nie mogła, wypatroszony bezkreśnie na geograficznych (już nie astronomicznych) szerokościach nieskończonej kuli przestrzennego Istnienia.

Ufff. Zmęczył mnie Witkacy Nienasyceniem. Nie była to książka, która jakoś specjalnie mną wstrząsnęła. Pamiętałem ogólny zarys i jakieś drobne fragmenty i w ramach podróży w przeszłość chciałem zobaczyć, jak dziś się ją czyta.

Nie dałem rady. Za dużo słów. Przerwałem po dotarciu do zacytowanego wyżej zdania. Szkoda mojego czasu i energii. Od kilku tygodni próbowałem powoli przedzierać się po kilka stron. Na początku nawet szło i byłem zaciekawiony, ale później górę wziął rozsądek. Lista nowszych lektur do przeczytania jest tak duża, że Nienasycenie może poczekać kolejne 20 lat. Za to z przyjemnością sięgnąłem po płytę Witkacy Peyotl Tomasza Stańko z 1988 roku.

Całość jest dostępna w Wolnych Lekturach wraz z Przedmową, po którą zdecydowanie warto sięgnąć. Witkiewicz odpowiada w niej swoim krytykom, którzy uznają powieść za pośledniejszy gatunek sztuki, że zbyt pochopnie utożsamiają bohaterów z autorem.

Babranie się w autorze à propos jego utworu jest niedyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie.

W zasadzie nic się nie zmieniło do dziś. Tyle, że może nie dotyczy literatury, co choćby seriali. I może to nie krytycy mają problem z rozróżnieniem czy aktor jest lekarzem, czy lekarz aktorem, tylko zwykły człowiek, oglądający ciągnące się latami historie. Choć sam Witkacy nie miał wówczas najlepszego zdania o krytykach.

Czegóż wymagać od publiczności, jeśli krytyka stoi poniżej jej przeciętnego poziomu.

Nie odmówię sobie przyjemności zostawienia tu jeszcze jednego fragmentu z tej przedmowy. Ot, tak, do refleksji.

Podlizywanie się najniższym gustom przeciętnej publiczności i strach przed własnymi myślami lub niechęcią danej kliki, czynią z naszej literatury (z małymi wyjątkami) tę letnią wodę, od której chce się po prostu rzygać. Słusznie twierdzi Antoni Ambrożewicz, że u nas literatura była tylko funkcją walki o niepodległość — z chwilą jej osiągnięcia zdaje się kończyć beznadziejnie.

Nienasycenie, S.I. Witkiewicz

Nienasycenie, Stanisław Ignacy Witkiewicz

Wyd.: Wolne Lektury (oryg. 1930)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *