Bogactwo i nędza narodów

Rewolucja przemysłowa ściślej połączyła świat, sprawiła, że się skurczył i bardziej ujednolicił. Ta sama rewolucja podzieliła jednak nasz glob, oddalając od siebie zwycięzców i przegranych.

Blisko trzydzieści lat to jednak kawał czasu jeśli chodzi o książki dotyczące historii w kontekście ekonomii i tego, jakie czynniki odpowiedzialne są za to, że pewne kraje się bogacą i tworzą zamożne społeczeństwa, inne zaś przez dekady a nawet wieki tkwią w ubóstwie i nie widać szans na poprawę. Pozornie taki cel ma książka Davida Landesa Bogactwo i nędza narodów. Pozornie, bo przez większość lektury zastanawiałem się, czy Landes – historyk i ekonomista – próbuje faktycznie odpowiedzieć na takie pytanie?; znaleźć klucz do tego, co zrobić, by państwo zwyciężyło, czy może nieustannie przypomina nam – nie ma odpowiedzi. Nie istnieje zbiór zasad, schematów, przepisów dotyczących biznesu, rządów, kultury, prawa, które można by zastosować w dowolnym miejscu na świecie i czekać, aż wszystko pójdzie dobrze. Wręcz przeciwnie. Autor zdaje się pisać – możecie to zrobić, a i tak nie ma najmniejszej gwarancji na sukces.

Mam jednak wrażenie, że sam wpada w podobną pułapkę. W następujących po sobie zdaniach pisze

Biorąc pod uwagę kulturę, można było przewidzieć powojenny sukces gospodarczy Japonii i Niemiec. To samo dotyczy Korei Południowej, jeśli porównamy ją z Turcją, Indonezji w porównaniu z Nigerią. Z drugiej strony, kultura nie działa sama. Analiza ekonomiczna pielęgnuje złudzenie, że jedna właściwie ustalona przyczyna powinna wystarczyć, ale determinanty złożonych procesów są zawsze liczne i wzajemnie od siebie zależne. Wyjaśnienia odwołujące się do jednej przyczyny nie sprawdzają się. Te same wartości, którym przeszkadza „zły rząd” w kraju ojczystym, mogą natrafić na swoją szansę gdzie indziej.

Landes jest zadziorny, polemiczny, pisze bardzo żywym językiem. Nieustannie poucza kolegów historyków, ekonomistów (zdaje się, że miał jakąś “kosę” z Paulem Krugmanem – o jego książce pisałem lata temu na blogi.bossa.pl), czuć jego protekcjonalny stosunek do Francuzów, którzy nieustannie są atakiem żartów i przytyków. Pod tym względem różni się ta książka od nudnej i przytłoczonej szczegółowością Anarchii W. Dalrymple, ale też jest nierówna. Pierwsze rozdziały dotyczące historii Europy Zachodniej przed dominacją angielską są dosyć syntetyczne, gdy rozpoczyna się temat Anglii pojawia się mnóstwo szczegółów, dat, nazwisk, gdzieś ginie ten wcześniejszy zwięzły styl.

To co mi się niezmiernie podobało w podejściu Landisa to nieustanne konfrontowanie pewnych teorii i koncepcji ekonomicznych, które zajmują się liczbami, statystykami, danymi z tym, że za tym wszystkim stoją ludzie. Ze swoją chciwością, pazernością, ambicjami, nieracjonalnością. Stąd właśnie ten ciągły sceptycyzm, czy pewne mechanizmy, które zadziałały w pewnym miejscu, zadziałają w innym – przy innych uwarunkowaniach kulturowych, kilmatycznych, historycznych. Gdy Landis pisze o aspektach ekonomicznych rozwoju państw, czuć, że bliżej mu do finansów behawioralnych (które w połowie lat 90 dopiero – dzięki m.in. D. Kahnemanowi i A. Tverskyemu – zaczynają zmieniać podejście do klasycznej ekonomii, ze swoim założeniem racjonalności wyborów człowieka). Ale gdy przemawia przez niego historyk, mam wrażenie, że wpada w pułapkę przed którą ostrzega, między innymi Kahneman – szukania we wszystkim związków przyczynowo-skutkowych i budowania na tej podstawie narracji. To pułapka, będąca naszą naturalną potrzebą rozumienia świata.

Historycy, pragnący zastosować w swej dyscyplinie metody nauk ścisłych, popełniają często błąd, który polega na tym, że zakładają, iż to, co dziś jest cnotą, musi nią być także i jutro, i że dany czynnik, jeśli raz zadziałał pozytywnie, zawsze będzie tak działać. W historii tak nie jest. Systemy gospodarcze zaczynające od zera i dokonujące przełomu działają w innych warunkach niż liderzy.

I tak jak wyżej wspomniałem, dziwiła mnie ta niekonsekwencja autora. Z jednej strony zwraca uwagę na pułapkę wyjaśnień, że to jest niemożliwe, a z drugiej jednak próbuje pokazać dlaczego pewne trendy, wydarzenia miały miejsce, czasami sięgając po jednoczynnikowe wyjaśnienia, choć ma świadomość złożoności procesów.

Podobała mi się również zadziorność Landisa, jeśli chodzi o poprawność polityczną i podejścia, które wówczas w latach 90. jeszcze nie były tak silne, jak obecnie. Omijania trudnych tematów, obrzucania rozmówców epitetami “rasistowski”, “kolonialny”, gdy zadają trudne i niewygodne pytania.

Inni badacze, czasem ci sami, podkreślają wrogie rzekomo motywy zachodnich naukowców: pogardę i złą wolę „orientalistów”, ignorancję i głupotę „esencjalistów”. Gdy używa się takich pejoratywnych określeń, chodzi o wykluczenie wszelkiej dyskusji, a nie odparcie argumentów. Bardzo to wygodne.

[…]

Należy bezwzględnie odrzucić założenie, że ktoś z zewnątrz nie ma prawa się wypowiadać: że tylko muzułmanin może zrozumieć islam, tylko czarni rozumieją historię czarnych, studia kobiece są wyłącznie dla kobiet i tak dalej. Prowadzi to do separatyzmu i dialogu głuchych. Eliminuje także cenne spostrzeżenia ludzi z zewnątrz i jest na rękę rasizmowi.

To zdania pisane blisko 30 lat temu – a brzmią niezmiernie aktualnie. Również aktualna jest polemika z tezą prezentowaną dziś przez wielu przedstawicieli lewicy, dotycząca zrównania szans. Landis brutalnie zwraca uwagę na to, że zbyt złożone to wszystko, żeby liczyć na to, że wystarczy wspierać finansowo jedne kraje, by powieliły sukces innych. Miałem czasem wrażenie, że on polemizuje z reprezentantami poglądów, które dziś przybierają kształt “gdyby Billowi Gatesowi matka nie ułatwiła wiele, to nie osiągnąłby sukcesu”. Ci, którzy powtarzają ten bezsensowny slogan, zapominają, że młody Bill godzinami siedział przy komputerach (do których faktycznie miał ułatwiony dostęp), ale wykorzystywał je do nauki i pracy. Jest mnóstwo potomków milionerów czy osób z “dojściami”, którzy mają ułatwiony start, a jednak przejadają majątek rodziców i nic twórczego nie wnoszą do cywilizacji (poza kontami na Instagramie oczywiście).

Dużo w niej ciekawostek i spraw do przemyśleń. Za dużo, by zmieścić je w tej notce. Niemniej książka wyjątkowo inspirująca. Przede wszystkim ze względu na tę otwartość i polemiczność autora. Z którym nie musimy się zgadzać, ale trzeba docenić jego odwagę mówienia wielu spraw wprost.

Najciekawsze, że podtytuł książki Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy nie odpowiada na to pytanie. Można by stwierdzić „A kto to wie…?”

[foto: Ostatnie dni Tenochtitlanu, obraz William de Leftwich Dodge]

Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy, D. S. Landes

Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy, David S. Landes

Wyd. Muza, 2015

Tłum.: Hanna Jankowska

7 komentarzy do “Bogactwo i nędza narodów”

        1. Dzięki. Znów wciągnę na (umysłową) listę, a nawet widzę, że jest już ebook, więc do koszyka. Choć myślę, że w dużej mierze powtarza część tez Landesa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *