Dziennik 1933-1945

Ja jestem Niemcem i czekam, że Niemcy wrócą; to oni się zagubili.

Kiedyś o takich książkach mówiło się, że są ważnym świadectwem. I jeszcze, że dzięki nim powinniśmy pamiętać. Dziś należałoby powiedzieć, że są ostrzeżeniem. Ostrzeżeniem przed pewnymi procesami, które trwają znacznie dłużej, niż nam się wydaje, gdy w nich uczestniczymy.

Gdy Victor Klemperer w 1933 roku zaczyna pisać swoje dzienniki, nacjonalizm niemiecki zaczyna dopiero się panoszyć. Inteligencja uważa, że to chwilowe, że zaraz to szaleństwo się skończy.

Ono się nie kończy, z każdym dniem posuwa się coraz dalej. Ludzie będący u władzy zaczynają podżegać społeczeństwo. Znajdują wspólnego wroga. To wciąż są czasy kryzysu gospodarczego. Ludzie są sfrustrowani potrzebują jeśli nie wsparcia i pieniędzy, to przynajmniej odreagowania. Hitler tego wspólnego wroga podaje na tacy – Żydzi. Odpowiedzialni są za wszystko, co złe.

Początkowo to są przemówienia, akty agresji ze strony zorganizowanych bojówek. Ale rok po roku państwo zaczyna jawnie wspierać tę przemoc. Kolejne dekrety dotyczące pracy, korzystania z bibliotek,  konieczności dodania imion jednoznacznie żydowskich (Victor-Israel), odbieranie praw jazdy i szykany wobec ludzi, którzy pomagają Żydom. Charakterystyczna jest jeszcze jedna rzecz. Wszelkie kontrole, rewizje w domach przeprowadzają lokalni urzędnicy, ale zawsze towarzyszy im ktoś z zewnątrz. Ktoś obcy. Zwykle najbardziej brutalny, nie mający żadnych hamulców. Tę samą metodę opisuje Werfel w 40 dniach Musa Dah, gdy Turcy wypędzali z domów Ormian. Należy zminimalizować ryzyko, że sąsiedzkie relacje będą silniejsze niż zalecenia państwowe

W 1936 roku wiele osób, z którymi rozmawia Klemperer uważa, że już gorzej być nie może. Część czeka na wojnę, która mogłaby być wybawieniem. Wierzą, że dzięki temu skończą się rządy nazistów.

Kolejni Żydzi opuszczają Niemcy. Klemperer jest wśród tych, którzy nie wierzą, że to zajdzie za daleko. Ma nadzieje, że ludzie się opamiętają i zbuntują przeciw nazistowskiemu rządowi. Czuje się Niemcem. Niedawno kupił dom, zrobił prawo jazdy. Gdy szykany stają się nie do zniesienia, jest już zbyt późno, żeby coś zmienić. Państwo chętnie pozbywa się “elementu”, ale nie pozwala na wywożenie jakiegokolwiek majątku. W 1938 jeśli nie stać się na opłacenie grzywny za wyjazd, prawdopodobnie wylądujesz w obozie koncentracyjnym.

W 1938 roku Klemperer zapisuje w swoim dzienniku:

Dziwne, że obecnie, kiedy nowoczesna technika znosi wszelkie granice i skraca odległości (samolot, radio, telewizja, łączenie się organizmów gospodarczych) szaleje tak straszliwy nacjonalizm. Niewykluczone, że to ostatnie spazmatyczne podrygi czegoś, co jest już przeżytkiem.

Z niepokojem czyta się to zdanie siedemdziesiąt dziewięć lat później. Zwłaszcza, że w innym miejscu Klemperer stwierdza, że przecież mamy dwudziesty wiek, że średniowieczne metody nie powinny zaistnieć we współczesnym społeczeństwie. Widzimy od wielu miesięcy jak łatwo nacjonalizm jest obudzić. Mimo, że za przeżytek uważany był już osiem dekad temu.

Już w trakcie lektury LTI – notatnika filologa znalazłem i zamówiłem jego Dziennik 1933 -1945. Wydanie, które udało mi się kupić jest wyborem z pełnej wersji w trzech tomach. Ta osiąga na portalach aukcyjnych wysokie ceny i na razie nie jest do zdobycia. Krótsza wersja ma podtytuł “wybór dla młodszych czytelników” i na końcu egzemplarza znajdują się wskazówki dla nauczycieli do pracy z młodzieżą. Rozumiem intencje wydawcy. Wspomnienia Klemperera powinna być czytane, czytane, czytane! Żeby pokazać, że świat nie jest czarno-biały, że garstka potrafi trzymać latami w szachu niemal cały naród, że ludzie ze strachu robią rzeczy zarówno perfidne, jak i szlachetne. I że podziały “prawdziwy Niemiec”, “prawdziwy Żyd”, “prawdziwy Polak” mogą doprowadzić do ogromnej katastrofy.

Choć opis wojennych dni życia Klemperera i jego żony, to narastający strach przed pobiciem, aresztowaniem, zsyłką do obozu, śmiercią mimo wszystko o wiele większe wrażenie robią notatki z lat poprzedzających wybuch II wojny światowej. Pokazanie mechanizmów działania aparatu władzy, który sukcesywnie wprowadza kolejne zarządzenia ograniczające prawa ludności żydowskiej i wymuszającej na całej reszcie izolację.

W zapiskach co jakiś czas Klemperer zastanawia się jaki właściwie jest “głos ludu”. Czy to są ci, którzy na ulicy szydzą i opluwają Żydów, czy ci, którzy po cichu dają słowa otuchy lub wspierają drobnymi gestami, mimo, że grozi za taką pomoc areszt.

Już w trakcie działań wojennych stara się liczyć czy w sklepach ludzie częściej pozdrawiają się zwykłym “dzień dobry” czy “Heil Hitler”. Rok, po roku trwa nadzieja, że już bliski jest koniec tego upodlenia; że zwykli ludzie mają dosyć, że nie popierają działań. Ulga nie następuje, szczyt represji nadchodzi w 1943 roku. Żydzi – ci którzy jeszcze nie zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych – nie mogą się już swobodnie poruszać, ogranicza im się racje żywnościowe, cały czas mają miejsce rewizje, żadnej już ochrony nie stanowi aryjski małżonek, czy fakt, że podczas I wojny światowej było się oficerem.

Mimo wszystkich doświadczanych szykan niesłychane jest to, że Klemperer nie wierzy w jakąś “niemiecką naturę” – brutalną i morderczą. Raczej zdaje sobie sprawę z tego, że zachowania ludzi są konsekwencją wprowadzonego terroru. Ludzie, jeśli wiedzą, że nie są podsłuchiwani, że nikogo nieznajomego nie ma blisko wciąż rozmawiają z “panem profesorem”, a nie “żydowskim ścierwem”.

W 1944 roku zapisuje refleksje po pracy w drukarni:

Każdy z osobna – zapewne dziewięćdziesiąt dziewięć procent męskiej i kobiecej załogi – jest w mniejszym lub większym stopniu wrogo nastawiony do nazistów, nie ma nic przeciwko Żydom, nie chce wojny, ma dość tyranii…, lecz wszystkich ich paraliżuje strach przed jednym procentem zwolenników rządu, przed więzieniem, toporem i kulą.

Nie mam słów na to, jak ważna jest ta książka. Zwłaszcza teraz, gdy niektórzy politycy starają się zarządzać strachem i nienawiścią.

Ciekawostka: Victor Klemperer urodził się w Gorzowie Wielkopolskim. Nie udało mi się znaleźć w google maps, żeby istniała w mieście ulica z jego imieniem. Nie znalazłem śladu żadnego pomnika czy tablicy pamiątkowej. Smutne.

Dziennik 1933-1945, V. Klemperer

Dziennik 1933-1945, Victor Klemperer

Wyd.: Universitas, 1999

Tłum.: Anna i Antoni Klubowie

2 komentarze do “Dziennik 1933-1945”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *