Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu

Podchodziłem do lektury tej książki dwukrotnie. Nie mogę powiedzieć, żebym za drugim razem ją przeczytał. Raczej po około jednej trzeciej, zacząłem klikać kolejne strony na czytniku, zatrzymując się przy co ciekawiej wyglądających fragmentach. Nie wiem, co z nią jest nie tak, ale doskonały temat został doskonale zmarnowany, począwszy od tytułu. Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu (oryg. The Bad-Ass Librarians of Timbuktu) Joshuy Hammera miała być historią ratowania bezcennych manuskryptów przed terrorystami z Al-Kaidy, którzy chcieli je zniszczyć. Tymczasem dostajemy wiele różnych wątków, opowiedzianych w niezbyt porywający sposób. W zasadzie z tej książki można by stworzyć kilka reportaży do jakiegoś magazynu liczących po kilka stron. Ale zrobienie książki liczącej ponad trzysta stron się nie udało.

Reportaż pierwszy – historia Abdula Kader Haidary, który wziął na siebie misję zebrania manuskryptów porozrzucanych i poukrywanych na obszarze Mali i stworzenie bibliotek, gdzie będą mogły bezpiecznie być przechowywane i konserwowane. Niesłychanie interesujący wątek odkrywania pism datowanych nawet na XII wiek dotyczących matematyki, kultury, astronomii, chemii. Coś o tyle zaskakującego, że czarna Afryka nie była przez wieki kojarzona z kulturą pisma. Ponieważ o historii wiemy tylko na podstawie tego co przetrwało zabiegi Haidary pokazały ogromne bogactwo islamskiej kultury Afryki, o którym nie tylko nie było wiadomo, ale co więcej pokazało islam z zupełnie innej strony. Do naszych czasów przetrwało niewiele, z uwagi na pojawiające się co kilka stuleci fale islamu “konserwatywnego” niszczącego ten liberalny.

Reportaż drugi – to właśnie islam i rozprzestrzenianie się pewnych idei, które zostają zawłaszczone przez agresywne grupy religijne (wywodzące się często ze środowisk przestępczych). Panoszenie się Al-Kaidy w Afryce, w tym Mali. Tego, jak grupka fanatyków, która obwołała się jedynymi poprawnymi interpretatorami islamu zaczęła wykorzeniać kulturę, zastraszać i terroryzować ludzi. Ten wątek jest o tyle interesujący, że daje się odnieść również do różnych wydarzeń w świecie zachodnim. Oto mamy grupę agresywnych wyznawców jakiegoś “kultu” (religii, przekonań), którzy starają się narzucać innym swoją wizję świata. Jeśli im się na to za bardzo pozwoli, zaczną coraz bardziej się panoszyć przesuwając granicę.

Na tym można spokojnie poprzestać. Tymczasem Hammer pododawał mnóstwo pobocznych wątków, historii ludzi, które niczego nie wnosiły, ani do konceptu, ani jako tło. Dodatkowo całość napisana została niezbyt porywająco.

Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu, J. Hammer

Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu, Joshua Hammer

Wyd.: Agora, 2017

Tłum.: Dariusz Żukowski

13 komentarzy do “Hardkorowi bibliotekarze z Timbuktu”

  1. No to dobrze, że nie kupiłam – zastawiałam się. Ale gdybyś zechciał „pożyczyć”….
    Ze swojej strony polecam film dokumentalny o chrześcijaństwie na Bliskim Wschodzie, pod znamiennym tytułem „Ostatnia modlitwa?” Tłumaczyłam go dla jakieś nieznanej mi bliżej telewizji Focus.
    Zacytuję wypowiedź irackiego dominikanina Najeeba Michaeela. W następnym poście, bo nie wiem, ile wejdzie tu naraz.

  2. Odkąd Państwo Islamskie zajęło Mosul, czułem, że kultura jest zagrożona. W nocy z szóstego na siódmego sierpnia sprowadziłem dwa pick-upy i zapakowaliśmy do nich kilka tysięcy rękopisów i ważnych dokumentów, malowidła i tak dalej. Ruszyliśmy w drogę i na trzech punktach kontrolnych nikt nie spytał nas, co wieziemy. Czułem, że Opatrzność i Niebo są z nami. Wyjeżdżając z miasta, zobaczyliśmy kolumny uciekinierów, w tym małych dzieci, chorych niesionych na łóżkach, starych mężczyzn i kobiet. Stanęliśmy i zaczęliśmy zabierać ludzi, sadzaliśmy ich na naszych rękopisach i archiwach, aż pick-upy były pełne niczym dwie Arki Noego. Rano dotarliśmy do kurdyjskiego posterunku w Kalak. Była piąta trzydzieści i granica była zamknięta. Jakiś młody człowiek powiedział: „Niech ojciec spojrzy w prawo”. Spojrzałem i zobaczyłem mnóstwo samochodów Daesz z powiewającymi czarnymi flagami. Nie wiedzieliśmy, co robić. Granica była zamknięta dla pojazdów z powodów bezpieczeństwa. Porozmawiałem z żołnierzami i zgodzili się nas przepuścić pieszo. Ale co z tysiącami dokumentów, które miałem w pick-upach? Poprosiłem ludzi, aby pomogli nam przenieść, co się da. Dawałem rękopisy i dokumenty wszystkim, nawet osobom, których nie znałem. Prosiłem: „Pomóżcie nam je przenieść przez granicę”. Nawet dzieci nosiły rękopisy mające po tysiąc lat! Dzieci nosiły w rękach swoją własną historię.

  3. PS. Bibliotekarze – bandyci z Timbuktu.? Bandyccy bibliotekarze?
    Jakaś wariacja w tym kierunku. Fajna aliteracja wychodzi i chyba lepiej oddaje sens oryginalnego tytułu.

  4. Niemniej po angielsku jest przynajmniej chwytliwy. Bede mogla powiedziec cos wiecej po lekturze.

    Sorry, ze sie tak rozpisalam, ale ten dokument mnie rozwalil.
    I sorry, bis, ukradlo mi polska czcionke.

  5. Przeczytałam. Tytuł angielski jest jeszcze gorszy od polskiego. 🙂
    Tzn. od niby-polskiego.
    Co do treści, zgadzam się z Tobą, że to zmarnowany temat. Napisałeś, że to przeplatające się reportaże. Ja miałam wrażenie, że naprawdę były to najpierw reportaże, sklejone potem do kupy, bez usuwania powtarzających się – niemal słowo w słowo – informacji.
    Niemniej doczytałam do końca, bo historie fascynujące – i ratowania książek, i dawnej kultury islamu w Mali. Timbuktu chcę zobaczyć od dawna, ale obawiam się, że nic z tego nie będzie…

  6. Owszem i też. Bo odmiana słowa „talib” w tej książce jest niekonsekwentna i obłąkana.

    Ale przede wszystkim, gdyby nie Arabowie, którzy przekazali Europie myśl grecką, postponowaną przez Kościół, znacznie dłużej siedzielibyśmy jak te małpy na drzewie. I trzeba o tym pisać wyraźnie, cokolwiek dzieje dzieje się obecnie.

  7. Tak fatalnie napisanej książki dawno nie czytałem. Poziom onetu/Faktu.
    Chaotyczna żonglerka faktami i datami, błędy (literówki i faktograficzne), brak obiektywizmu…
    Pytanie czy to zasługa polskiego tłumacza i redaktora, czy też taki a nie inny jest oryginał.

    1. Na anglojęzycznych portalach zarzuty są bardzo podobne. Temat dobry, ale wykonanie słabe.
      Przy czym błędy rodzimego wydania to już inna sprawa.

  8. Tak fatalnie napisanej książki dawno nie czytałem. Poziom onetu/Faktu.
    Chaotyczna żonglerka faktami i datami, błędy (literówki i faktograficzne), brak obiektywizmu…
    Pytanie czy to zasługa polskiego tłumacza i redaktora, czy też taki a nie inny jest oryginał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *