J jak jastrząb

Ta książka co jakiś czas przewijała się w tle. Pamiętam, jak dostałem egzemplarz recenzencki od agenta literackiego. Zaintrygowała mnie okładka i tytuł, ale nawet nie sięgałem do środka. To nie była rzecz dla naszego czytelnika. Później ukazała się po polsku, gdzieś migały mi dobre recenzje, których nie czytałem i chyba otrzymywane nagrody. W lutym zamówiłem w Amazonie In the Company of Crows and Ravens Johna Marzluffa. Paczka do tej pory do mnie nie dotarła. Europę ogarnęła pandemia, przesyłki zatrzymywane były chyba na granicach lub się gubiły. Pod koniec kwietnia postanowiłem, że ją znów zamówię. Niestety wysyłka egzemplarzy jest wyłącznie z USA lub Włoch, a nadal granice są pozamykane. I wtedy pada mój wzrok na H is for Hawk Helen Macdonald. Po śmierci ojca autorka postanawia kupić jastrzębia. Kupuję polskie tłumaczenie J jak jastrząb i w ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut zaczynam czytać. Cudowna natychmiastowość ebooków.

Po pierwszych stronach przepadłem. 

Kupowałam książki o żałobie, stracie i osieroceniu. Ich chwiejne stosy nagromadziły się na moim biurku. Jak przykładny pracownik naukowy myślałam, że w książkach znajdę odpowiedź. Czy pocieszające jest to, że wszyscy w tym stanie widzą duchy? Że przestają jeść? Albo nie mogą przestać jeść? Albo że żałoba dzieli się na etapy, które można ponumerować i przyszpilić jak żuki w gablotkach?

Wiem, że znalazłem pokrewną duszę, gdzieś w Wielkiej Brytanii, moją rówieśniczkę. 

Macdonald realizuje po śmierci ojca potrzebę kupna jastrzębia. Potrzebę, przymus, marzenie, fanaberię, cel. Możemy to nazwać, jak nam się podoba. Nie jest amatorką, zajmuje się sokolnictwem od wielu lat. Ale jastrzębie to zupełnie coś innego. Wbrew rozsądkowi, wbrew radom znajomych sokolników, że praca z jastrzębiem jest potwornie trudna i niewdzięczna.

Ułamek sekundy odciska na twoim umyśle niezatarte piętno, odtąd będziesz już pragnąć tego widoku. Wypatrywanie jastrzębi jest jak poszukiwanie łaski, która zjawia się ale nieczęsto, i nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie i w jakiej postaci.

Po śmierci ojca świat się zmienił, więc zmieniły się cele i priorytety. Trening jastrzębia to coś o wiele bardziej wymagającego, niż próba zrobienia zdjęć ptakom, ale rozumiem autorkę, jak nigdy wcześniej. Cierpliwość, czekanie, medytacja, pusty umysł, zniknięcie. Macdonald cytuje poetkę Mariannę Moore: „Lekarstwem na osamotnienie jest samotność”. 

Piękna, precyzyjna proza, pełna pasji, emocji, żalu i miłości. Ale bez sentymentalizmu. Dawkuję ją sobie, jak dawno już, żadnej książki. Czytam rozdział po rozdziale, siedząc na balkonie patrząc na przelatujące sójki, wrony, i całą tą ptasią drobnicę. Większych drapieżników nie ma w tym miejscu. Czasem, kilka kilometrów dalej nad Wisłą widuję pustułki.

Nie wiem, jak bym ją odczytywał przed 3 listopada. Być może by mnie znudziła, ten opis układania drapieżnika, przeplatany historią innego brytyjskiego pisarza T.H. Whita i jego zmagań z jastrzębiami. Nie umiem na to odpowiedzieć. Raczej nie czytywałem tego typu literatury. Macdonald wciąga w świat sokolników, w świat do którego sama pozornie nie pasowała – to w WIelkiej Brytanii elitarne, męskie zajęcie. A jednak sięga do najwyższej półki, jaką jest praca z jastrzębiem – dzikim, nieprzewidywalnym, pełnym kaprysów zabójcą. To również książka o zupełnie innym wymiarze myślistwa. Może nam się nie podobać, to że człowiek poluje wraz z ptakami drapieżnymi. Autorka sama czuje się z tym niekomfortowo, ale tłumaczy i wyjaśnia. Nie jest ważne, czy te wyjaśnienia brzmią wiarygodnie, bo cała książka jest o czymś innym. O smutku po stracie, ucieczce od świata, próbie znalezienia takiego zajęcia, które zajmie umysł, emocje, pamięć. 

Hodowla jastrzębia od pierwszych minut jest wymagająca. Cierpliwość, powtarzalność i podążanie za ptakiem, a nie tresura. Kary i nagrody nie działają. Dlatego sokolnicy mówią o “układaniu”. W języku polskim można uznać, że istnieje pewna dwuznaczność tego określenia “układanie się” z ptakiem. Bo to jest rodzaju układu. Mamy podążać za nim, nie zaś cokolwiek wymuszać. Cały proces opisywany przez autorkę przypomina klasyczną pozycję, czyli Zen w sztuce łucznictwa Eugene Herrigela. 

Bądź jastrzębiem; bądź strzałą. 

Z im większym uporem będziesz próbował nauczyć się strzelać po to, żeby strzała trafiła do celu, tym gorzej będziesz strzelał i tym bardziej cel będzie się oddalał. Przeszkadza ci twoja wola, zbyt uparta i samowolna. 

I Macdonald:

Chcesz, żeby ptak zjadł to, co trzymasz – to pierwszy krok ku jego pozyskaniu, u końca tej drogi będziecie razem polować. Ale między strachem a jedzeniem rozciąga się ogromna przepaść, którą musicie razem przekroczyć. Myślałam kiedyś, że wystarczy bezgraniczna cierpliwość. Ale nie, trzeba czegoś więcej. Musisz się stać niewidzialny.

Chodzę w ostatnich miesiącach obserwować ptaki. Słucham, fotografuję, poznaję na nowo. Co jakiś czas spotykam gatunki, o których co najwyżej słyszałem. Wydawało mi się, że w mieście są co najwyżej wróble, mazurki, sikorki i krukowate. Tymczasem nagle rozpoznaję kowaliki, pełzacze, czyże, zięby, kapturki. Są wszędzie dookoła, ale trzeba chcieć je widzieć i słyszeć.

Skupienie, które jest potrzebne by poczekać na to, by zięba usiadła nieco bliżej i wtedy ją sfotografować pozwala uspokoić oddech, myśli. Pozwala zapomnieć. To co pisze Macdonalds, i styl w jakim to robi jest mi bardzo bliskie. Nigdy nie interesowało mnie sokolnictwo, nie chcę mieć w domu zwierząt innych poza samodzielnym i niezależnym kotem. Ale to nie jest książka o zwierzętach. To książka o człowieku w najtrudniejszych chwilach.

Kiedy siedziałam z jastrzębiem w zaciemnionym pokoju, czułam się bezpieczniej niż w ostatnich miesiącach. Pewnie dlatego, że miałam cel. Ale i dlatego, że zamknęłam drzwi od zewnętrznego świata. Mogłam teraz myśleć tylko o ojcu.

[Photo by Brett Sayles from Pexels]

J jak jastrząb, H. Macdonald

J jak jastrząb, Helen Macdonald

Wyd.: Czarne, 2016

Tłum.: Hanna Jankowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *