Sto lat samotności

Obawiałem się tego powrotu. Lista książek, do których chciałbym wrócić po latach jest całkiem długa. Waham się między Dostojewskim, Celinem, Marquezem i kolejną powieścią Remarque’a, żeby wymienić tylko najwybitniejszych. W końcu podjąłem decyzję – Sto lat samotności. Ciekaw jestem, czy będzie potrafiła mnie wciągnąć, zaskoczyć, zauroczyć. Poza ogólną atmosferą, to kolejna pozycja, z której niewiele pamiętam. Mam swój egzemplarz kupiony za 31 500 złotych w 1992 roku. Jestem niemal przekonany, że było to w księgarni mieszczącej się w Pałacu Kultury i Nauki. Nie ma to większego znaczenia. Sprawa pierwsza związana z drukiem i sporem o to, czy książki papierowe czy ebooki. Właściwie nie wiadomo “co” książki papierowe czy ebooki? Które lepsze? Nie rozumiem tej dyskusji. W końcu chodzi o treść, a nie o to jak zostaje wydana. Jeśli nie ma w ebooku poszukam w papierze, jeśli jest dostępny ebook wolę wersję elektroniczną (poza rzeczami, z których będę aktywnie korzystał). To oczywiście miłe sięgnąć po latach do starego papierowego egzemplarza, przywołać kilka wspomnieć, ale co jeśli czcionka wyblakła tak, że czytanie nie jest przyjemnością. Nadal będziemy się rozpływać nad zapachem papieru, fakturą stron? Niemal rok temu porzuciłem papierowe wydanie Pod wulkanem. Moje oczy przegrały z mikroskopijnymi literkami. Jednak w wypadku Stu lat samotności mimo, że momentami farba mocno wyblakła, nie było aż tak źle.

Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby pokazać mu lód.

[…]

KIedy korsarz Francis Drake napadł w XVI wieku na miasteczko Riohacha, prababka Urszuli Iguarán tak bardzo zlękła się huku dział i bicia dzwonów na trwogę, że nie panując nad nerwami usiadła na rozpalonej płycie kuchennej. Oparzenia uczyniły z niej do końca życia bezużyteczną małżonkę.

To banalnie zabrzmi, ale niemal każde zdanie czyta się jak arcydzieło. Początek każdego rozdziału to słowne cudeńko. I to prawdopodobnie była pierwsza rzecz, która dawno temu mnie urzekła. Plus oczywiście historia. Niewiarygodna, ale opowiedziana w taki sposób, że chce się w nią wierzyć. Mimo nagromadzenia osób (przy czym część nosi te same imiona) i wątków nie mam problemu, żeby wszystko sobie poukładać w głowie, co w przypadku niektórych powieści wcale nie jest takie oczywiste. Rozkoszuję się nią przez kolejne dni. Odkładając na bok i w międzyczasie czytając jeszcze inne rzeczy.

Przerwałem na razie w połowie i odkładam. Będę sobie dawkował w najbliższych tygodniach, a może miesiącach. A może zapomnę i nie wrócę? Nagromadzenie zajęć i spraw bieżących nie pozwala mi się w pełni rozkoszować (znów banalnie, ale w pełni oddające moje odczucia) kolejnymi zdaniami. Dziś nawet nie chodzi o samą historię, tylko właśnie o styl. Na ile w przypadku polskiego wydania to również zasługa tłumaczek – Grażyny Grudzińskiej i Kaliny Wojciechowskiej?

Swoją drogą określenie “realizm magiczny” wydaje mi się cokolwiek idiotyczne.

Sto lat samotności, G.G. Marquez

Sto lat samotności, Gabriel García Márquez

Wyd.: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1992

Tłum.: Grażyna Grudzińska, Kalina Wojciechowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *