Uchodźcy, nachodźcy, emigranci

Wyjeżdżamy do krain zagospodarowanych przez białych ludzi, rządzonych przez administracje sprawniejsze niż te wywodzące się z masy naszych rodaków. Wyjeżdżamy, ponieważ nasz próg zagrożenia jest znacznie bliższy niż widmo śmieci głodowej. Nasz próg zagrożenia znajduje się w naszych mózgach, a nie w naszych ciałach. A. Brycht, Azyl polityczny, Łódź 1989,

Komentarze z sieci, 2021

To nie są żadni uchodźcy, tylko nachodźcy.

Granice Polski chcą przekroczyć tylko emigranci ekonomiczni.

Jaki rodzic zabiera swoje dzieci w taką podróż, na poniewierkę, w nieznane.

Oni nie uciekają przed wojną, tylko chcą wygodniej żyć

Dlaczego nie mogą zrobić tego legalnie na przejściach granicznych

Niech wracają na Białoruś, tam nie ma przecież wojny.

Dlaczego chowają się po lasach, skoro stać ich na wycieczkę do Mińska.

Fragmenty pracy Kierunek Zachód, przystanek emigracja. Adaptacja polskich emigrantów w Austrii, Szwecji i we Włoszech od lat 80. XX w. do współczesności, Magdalena Wnuk

W ostatniej dekadzie PRL z kraju wyjechało na stałe ok. 1,3 mln Polek i Polaków.

Po zniesieniu stanu wojennego sytuacja ekonomiczna w Polsce pogarszała się coraz bardziej. Lata 1984–1989 to okres wyjazdów „z beznadziei”, z chęci ucieczki od „absurdu PRL”. Polacy uciekali do lepszego życia, żeby zrobić karierę lub znaleźć dobrze płatną pracę, kupić mieszkanie. Wychodźstwo stopniowo rosło, przybierając największe rozmiary w końcówce dekady, w latach 1987–1989. Wyjeżdżali często ludzie młodzi i samotni, ale także rodzice z dziećmi, zdecydowani zacząć nowe, dostatnie życie na Zachodzie. Większość na tym skorzystała, o czym częściowo świadczą bardzo niskie statystyki powrotów

Częstym doświadczeniem ówczesnych polskich emigrantów był pobyt w obozach przejściowych dla cudzoziemców. Istniały one w większości krajów zachodnich, jednak najbardziej znane są ośrodki w RFN, Austrii i we Włoszech. Warunki w obozach różniły się, do najlepszych można zaliczyć te w Skandynawii. Zarejestrowanie się w takim miejscu i wszczęcie procedury azylowej dawało możliwość dalszej emigracji do USA, Kanady czy Australii, kierunków pożądanych przez licznych uciekinierów. Część wyjeżdżających dysponowała znajomościami i korzystała z utartych szlaków migracyjnych. Wielu jechało w ciemno, a ich jedynym planem było skorzystanie z polityki azylowej kraju docelowego: czy w to w celu wystąpienia o status uchodźcy, czy też zdobycia pracy. Na początku dekady uzyskanie wizy za ocean pozostawało względnie proste. Pod koniec programy imigracyjne zaczęły się zamykać, zmuszając tysiące polskich emigrantów do szukania szczęścia w Europie lub powrotu do Polski.

Krystyna Romaniszyn zauważyła, że granica między migracją ekonomiczną a uchodźstwem nie jest w rzeczywistości społecznej wyraźna, a praktyka prawna pokazuje, że definicja uchodźcy bywa nierzadko rozszerzana poza ramy zawarte w konwencji genewskiej i protokole nowojorskim. Słowem, status uchodźcy otrzymują osoby, których rzeczywiste motywacje nie mieszczą się w warunkach określonych konwencją, np. migranci ekonomiczni, uciekający przed skrajnym ubóstwem. Romaniszyn nie przesądza jednak, czy status ten należy się w takich przypadkach, czy nie.

W 1987 r. Marcin Król w wypowiedzi dla legalnie już wydawanego czasopisma „Res Publica” stwierdził, że „jeżeli ktoś chce wyjechać z Polski, ma do tego pełne i nieograniczone prawo”. Jednocześnie zjawisko masowej emigracji w latach 1987–1989 spotykało się z krytyką publicystów, zarzucających migrującym pobudki wyłącznie ekonomiczne i odżegnywanie się od obowiązku wobec ojczyzny.

W Polsce lat 80. panowało przekonanie, że tylko na Zachodzie można coś osiągnąć, że ów zachodni styl życia na pewno jest lepszy od tego, co opanowało rzeczywistość PRL. Nawiązując do koncepcji aspiracji migracyjnych Jørgena Carlinga, należy zauważyć, że migracja na Zachód stanowiła w pewnym sensie cel sam w sobie, bo za tym pojęciem od razu kryło się lepsze życie.

Dla emigrantów lat 80. Zachód był często po prostu obietnicą dóbr materialnych, do których nie mieli dostępu w PRL. Mit Zachodu miał jednak nie tylko materialny wymiar. Przez swoją nieosiągalność Zachód stanowił także obietnicę innego życia, które nie daje się przełożyć na pieniądze. „Lepsze życie” to nie tylko takie, w którym można kupić mieszkanie, samochód i ser szwajcarski. Zachód to miejsce spełnienia marzeń.

W tym czasie możliwość uzyskania azylu w Austrii była już bardzo niewielka, podobnie jak zakwalifikowanie się na wyjazd do Kanady. W 1989 r. o azyl w Austrii wystąpiło 2107 Polaków, w tym samym roku otrzymało go jedynie 115 osób. Co drugi odrzucony wtedy wniosek był polski.

My byśmy nie wyjechali, prawdopodobnie byśmy nie wyjechali, gdyby nam nie naopowiadano, mnie, nie naopowiadano różnych rzeczy. My mieliśmy, nas miał ktoś odebrać, mieliśmy listy polecające, ja prawdę mówiąc, nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak obóz dla uchodźców w Traiskirchen. Ja o tym nie wiedziałem, mnie to nie interesowało, mnie nie interesowała ucieczka z kraju, aż stało się to koniecznością, jak byłem w więzieniu”. Jako uchodźca z Polski trafił on wraz z rodziną do obozu w Traiskirchen, gdzie przeszedł całą procedurę azylową, która trwała kilka miesięcy. Jego zdaniem brak informacji o warunkach, w jakich żyli uciekinierzy w ośrodkach przejściowych, był karygodny ze strony państwa austriackiego.

W latach 1981–1983 status polskich emigrantów jako uchodźców raczej nie budził wątpliwości władz krajów przyjmujących i niemal każdy bez większych wysiłków otrzymywał azyl. Pod koniec dekady nazywanie Polaków uchodźcami niezmiernie rzadko przystawało już do definicji genewskiej, a także polityki imigracyjnej poszczególnych krajów i mimo kilku tysięcy wniosków o przyznanie statusu uchodźcy tylko nielicznym udawało się go wtedy uzyskać.

 

Kobieta zostawiła w Polsce dwoje dzieci, które potem z dużym trudem i nielegalnie udało się jej przywieźć do Austrii.

W latach 80. tysiące turystów na granicy austriackiej czy włoskiej zamieniało się w uchodźców. Niezależnie jednak od współczesnych refleksji na temat słuszności czy moralności stosowania takiej strategii niewątpliwie w tym czasie, zwłaszcza na początku lat 80., była ona jedną ze skuteczniejszych, tym samym zaś uzasadnionych dróg do celu – nowego życia na Zachodzie.

Nie wszyscy obywatele PRL byli aktywnymi opozycjonistami i spotykali się z szykanami. Dzisiaj ówcześni migranci wprost przyznają się do konfabulowania i podawania „naciąganych” historii o działalności politycznej.

Napływ uchodźców pod koniec dekady nie spotkał się już z tak ciepłym przyjęciem. Karolina Golemo, analizując obraz Polaków we włoskiej prasie i opiniach ekspertów, pisze, że w połowie dekady coraz częściej wzrastała niechęć do przybyszów z Polski. Powszechna stała się opinia o Polaku pijaku, złodzieju, pomywaczu. Wyraźny stał się podział na emigrację solidarnościową i zarobkową, który, jak zauważa autorka, pozostawał jednak sztuczny. Faktyczna emigracja solidarnościowa była przecież ułamkiem wśród migrantów lat 80., nie stanowiąc znacznej grupy imigrantów we Włoszech. Już od lat 70. napływali do tego kraju ludzie w poszukiwaniu lepszych zarobków, a wielu z nich udawało się je tam odnaleźć.

Zdobycie i utrzymanie zajęcia przysparzało Polakom sporo trudności ze względu na brak znajomości języka włoskiego, który znali inni mieszkańcy obozu, tacy jak Albańczycy. We Włoszech, jak pisze Karolina Golemo, do dzisiaj funkcjonuje stereotyp Polaka jako osoby myjącej szyby samochodów na parkingach i skrzyżowaniach. Określenie Polacco lavavetri („Polak myjący szyby”), etymologicznie jednoznacznie kojarzące to zajęcie z Polakami, padło także w moich rozmowach z polskimi imigrantami w tym kraju .

Choć pobyt w ośrodku nie należał do przyjemnych, stanowił dla wielu migrantów magnes, bez którego być może w ogóle nie zdecydowaliby się wyjechać z kraju. Informacja o możliwości legalizacji pobytu na Zachodzie przez zarejestrowanie się w obozie przejściowym rozchodziła się w Polsce pocztą pantoflową bardzo szybko. Dla osób, które nie miały za granicą znajomych lub rodziny, obecność w obozie była jedną z możliwych strategii migracyjnych. Warunki życia w tych krajach, przebieg procedury migracyjnej i kultura urzędnicza znacząco się różniły. W Szwecji i Austrii biurokracja wobec cudzoziemców pozostawała raczej restrykcyjna, we Włoszech jednak, jak wspomina jedna z kobiet, długo można było liczyć na wyrozumiałość urzędników: Moje doświadczenie włoskie uczy, że przedstawiciel państwa, jakiś urzędnik państwowy, policjant zachowuje się tak, jakby właściwie nie bardzo to państwo reprezentował, ponieważ w konflikcie z obywatelem on będzie po stronie obywatela, a nie po stronie państwa. I to w wielu sytuacjach wzbudza wielką sympatię i poczucie bezpieczeństwa, że ten urzędnik mnie rozumie, że oczywiście, że czasami jest bezduszna biurokracja i trudno się z tego jakoś wywikłać, ale przekonać urzędnika, że moja sytuacja jest wyjątkowa, przepraszam za spóźnienie, to bardzo często działa.

„Aczkolwiek ja nie poznałem nikogo, kto by uciekł, co tu dużo mówić, ja nie przekroczyłem granicy legalnie. I to były sny polegające na tym, że uciekam, znaczy w bardzo różny sposób przekraczam granicę i łapią mnie. Wtedy się zwykle budzę zlany potem, różnego rodzaju próby przekroczenia granicy zakończone niepowodzeniem, i na szczęście jest przebudzenie, jest ta cholerna prycza, odrapany sufit, ściany, ale jest, jest, jest inaczej.”

Źle mi z tym było, że w takich warunkach małe dziecko, jakoś się inaczej też myślało, myśmy tak czekali, że sprawa się rozstrzygnie, dostaniemy ten azyl, wyjedziemy gdzieś dalej, no dobra, czekamy po prostu i tak się czekało z dnia na dzień i żyło się z dnia na dzień.”

W trudnej sytuacji znajdowali się emigranci wyjeżdżający pod koniec lat 80., dla których nie było już miejsca w obozie dla uchodźców. Ekstremalne początki pobytu w Austrii opisał jeden z bohaterów reportażu Janusza Horodeckiego, przez kilka pierwszych miesięcy mieszkający na dziko w lesie, a jednocześnie pracujący jako roznosiciel ulotek. Aby się umyć, wjeżdżał rowerem na ośrodek kempingowy, jak gdyby był jednym z mieszkających tam turystów .

 

[wersja elektroniczna pracy do pobrania za darmo tu]

Kierunek Zachód, przystanek emigracja, M. Wnuk

Kierunek Zachód, przystanek emigracja. Adaptacja polskich emigrantów w Austrii, Szwecji i we Włoszech od lat 80. XX w. do współczesności, Magdalena Wnuk
Wyd.: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *