Przede wszystkim zobaczyłem okładkę! Nie zastanawiałem się. Odkąd mój młodszy syn stał się nastolatkiem, nie bardzo mam pretekst do tego, by kupować książki dla dzieci.
Ale z tą było tak, że chciałem ją mieć. Wystarczyła mi tylko okładka.
Chłopiec, kret, lis i koń.
Gdy przyszła paczka ze sklepu, to już po jej otwarciu i rysunkach na pierwszych stronach wiedziałem, że ma “coś”. Przypominała mi nieco moje stare wydanie Kubusia Puchatka z ilustracjami z E.H.Sheparda, Nieco innymi – niestarannymi, niedokończonymi, niedoskonałymi. Pięknymi. Charlie Mackesey napisał/narysował piękną historię. Może z wiekiem dziecinniejemy i potrzebujemy prostych historii, ta może być odczytana na setki sposobów. Jest o smutku, żałobie, samotności, przyjaźni, wsparciu, lęku, miłości, przyjaźni.
Nie mogłem się oderwać od tych ilustracji.
A przede wszystkim, mam nieodpartą pokusę darowania jej innym. I to wcale nie dzieciakom, tylko dorosłym, którzy również w wielu chwilach potrzebują wsparcia.
To wcale nie jest książka dla dzieci. To amulet, do którego się zagląda.
Chłopiec, kret, lis i koń, Charlie Mackesey
Wyd. Albatros, 2019
Tłum.: Magdalena Słysz