Hiroszima

Dziś informacje o wybuchu bomby w Hiroszimie i jej ofiarach nie robią już takiego wrażenia. A jednak byłem ciekaw tego reportażu napisanego przez Johna Herseya tuż po zakończeniu wojny.

To co zwraca w Hroszimie uwagę to esencja. Jest tam wszystko co najważniejsze, a mimo to nie ma rozwleczonych niepotrzebnie wątków, które łącznie złożą się na kilkaset stron przeżyć, wyobrażeń i konstrukcji (tak jak miało to miejsce w przypadku niedawno czytanych Dwóch sióstr). Sam początek jest skondensowaną esencją reportażu. Krótko o sześciorgu bohaterów, “złapanych” w kadrze o godzinie ósmej piętnaście, szóstego sierpnia 1945 roku. Dziś ten zabieg spotykany jest często, ale nadal robi wrażenie jeśli jest dobrze skomponowany. Z dbałością o każde słowo. Bez zbędnego przegadania.

Drugą rzeczą, która przykuwa w trakcie lektury to głęboki humanizm i szacunek do niedawnego wroga. Hersey koncentruje się na przeżyciach swoich bohaterów i tego, co z nimi się działo w kolejnych dniach, tygodniach i miesiącach po wybuchu bomby. W jaki sposób próbowali żyć, w tej sytuacji gdy nie wiadomo było w zasadzie nic, o tym co się wydarzyło, i jakie będzie miało to skutki w przyszłości.

Książka opublikowana została pierwotnie w 1946 roku. Później dołączono do niej rozdział napisany w latach osiemdziesiątych opowiadający dalszą historię bohaterów. Zwraca uwagę fakt, jak bardzo odwrócono się w Japonii od ofiar bomby, zwanych hibakusha. Można uznać, że wielu z nich zostało na marginesie. Stawali się niewygodnym dowodem na udział Japonii w wojnie i jej upokarzającą klęskę.

Hiroszima, J. Hersey

Hiroszima, John Hersey

Wyd.: Zysk i S-ka, 2013

Tłum.: Józef Wittlin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *