This War of Mine jako lektura

Nadchodzi nowe – tak można by uznać, w chwili gdy premier Morawiecki zapowiedział na Twitterze, że gra komputerowa polskiej firmy 11 bit studios zostanie wpisana na listę lektur nieobowiązkowych w szkołach średnich. Pomysł można by uznać za kolejną zapowiedź, która nic nie kosztuje, ale faktycznie prezes zarządu spółki Grzegorz Miechowski potwierdził tę informację.

This War of Mine ma zostać umieszczone na liście lektur szkolnych dla uczniów szkół średnich w Polsce począwszy od roku szkolnego 2020/2021. Będzie lekturą przeznaczoną dla osób pełnoletnich, ponieważ produkt w większości krajów, w których jest dostępny, klasyfikowany jest w kategorii “od 18 lat” ze względu na poruszaną tematykę. Włączenie gry do spisu lektur nie byłoby możliwe bez oficjalnego wsparcia Prezesa Rady Ministrów i Ministerstwa Edukacji. Gra będzie polecana do nauczania przedmiotów humanistycznych: socjologii, etyki, filozofii, historii, i dostępna dla wszystkich polskich szkół średnich bez dodatkowych kosztów.

Świetne. Doskonałe. Innowacyjne. Wreszcie! Tak można by uznać, gdyby nie kilka zgrzytów. Pierwszy z nich, to znów sztukowanie, a nie kompleksowe spojrzenie na całość programu. Dopóki w szkole (choć w tym wypadku podstawowej) będą nadal straszyć Katarynki nie przystające zupełnie do aktualnej rzeczywistości, języka i wiedzy, takie jednostkowe inicjatywy są jedynie ciekawostką.

Zgrzyt drugi – według zapowiedzi gra This War of Mine ma znaleźć się w zestawie lektur już w nadchodzącym roku szkolnym. Chciałbym wierzyć, że już w tej chwili nad skryptami dla nauczycieli pracują socjologowie, etycy, filozofowie i historycy, tak by owe lekcje miały naprawdę wartość, a nie były wyłącznie odbębnieniem zajęć. Co ciekawe, na oficjalnych stronach spółki w zakładce relacje inwestorskie, nie ma na ten temat najmniejszej wzmianki, choć znalazła się taka informacja na Facebooku oraz podczas Konferencji Inwestorskiej w dniu 29.06.

Zgrzyt trzeci…

A może wcale nie zgrzyt? Zaraz spróbuję wyjaśnić. O grze usłyszałem ponad rok temu od starszego syna. Podobała mu się, opowiadał o koncepcie i wspomniał też o wersji planszówkowej. Obaj grywaliśmy w planszówki, choć mieliśmy nieco inne preferencje. On lubił kooperacyjne, ja mocno rywalizacyjne, tzw. “Euro” (ulubione: Wysokie napięcie, Le Havre, Shogun) . Gdy okazało się, że This War of Mine jest właśnie kooperacją, z bardzo dużą losowością, straciłem nią zainteresowanie.

Informacja o koncepcji włączenia gry na listę lektur zaintrygowała mnie na tyle, że postanowiłem sprawdzić, z czym mamy do czynienia. Obsypana nagrodami na całym świecie, z fantastycznymi recenzjami użytkowników oraz mediów, gra wojenna (choć chyba należałoby pisać antywojenna) brzmiała intrygująco. Inspirowana oblężeniem Sarajewa przez w latach 1992-1996 daje graczowi szansę wcielenia się w cywilów, których zadaniem jest przeżyć. Przypomniałem sobie, gdy mój młodszy syn po lekturze Żywiciela zrozumiał, że “wojna to nie tylko strzelanie i wojsko”.

Zanim jednak opiszę wrażenia po grze, krótkie tło. Nie grywam już od dawna. Nie znam Wiedźmina, raz na kwartał odpalę Cywilizację III i po szybkiej kampanii zupełnie zaspokaja to moje potrzeby. Seria Cywilizacja była jedną z moich ulubionych gier. Poza tym, mnóstwo godzin spędziłem nad RailRoad Tycoon (począwszy od pierwszej wersji), Commandos, Capitalism, Command & Conquer: Red Alert, Thief, Fallout. To ulubione. Oczywiście były Warcraft, Starcraft, Diablo, Wolfenstein. Ale wolałem jednak strategie. Jedną z ostatnich, gier w które grałem była Operation Flashpoint – polecona mi przez znajomego analityka giełdowego z uwagą “to jedna z najbardziej antywojennych gier”. I faktycznie. Pokazywała kampanię z perspektywy żołnierza, który nie strzela do wszystkiego co się rusza, nowymi rodzajami broni, tylko cały czas ukrywa się przed kulami snajperów, powoli próbując podążać za linią frontu. Czekanie przez kilkanaście minut, za jakimś krzakiem, aż będzie można pobiec kilkadziesiąt metrów dalej, z coraz mocniej słyszanym w słuchawkach odgłosem bijącego serca robiło wrażenie.

W swojej wymowie pacyfistycznej zbliżała się więc do This War of Mine

Pierwsze wrażenie bardzo dobre. Cytat z Hemingwaya, klimat, grafika, muzyka w tle. Zaczynam. Jeszcze nie wiem, co robić, czego nie robić. Nie czytam, żadnych samouczków. Rozpoczynam z trójką bohaterów i zaczynam poszukiwanie – jeszcze nie wiem czego. Jedzenia, leków, materiałów. Zbieram wszystko i wszędzie. Nocne eskapady zaczynają być ekscytujące. Trzeba się nieco ukrywać (jak w Commandosie), ale generalnie nie ma większych problemów. Po kilku dniach, gdy brakuje jedzenia, a za chwilę lekarstw robi się znacznie trudniej. Typowy problem niedoboru. Zmęczenie bohaterów i ich frustracje zaczynają być kłopotem.

Podczas jednej z nocnych wypraw, zabijam kogoś. Po powrocie moi współtowarzysze wypominają tę sytuację. Czy było to konieczne. W końcu, głód i zimno pokonują moich bohaterów.

W jednej z innych rozgrywek – gram ojcem z córką, ona ma do mnie żal, gdy okradam staruszków z jedzenia. W tej samej rozgrywce pojawia się problem, czy zostawić córkę samą w domu, podczas nocnych wypraw. Zwłaszcza, że jest chora. 

To naprawdę doskonałe tło, do rozmów o wyborach, złu, poczuciu beznadziei i tym, czym wojna jest dla cywilów. Mam jednak w głowie, że trzeba to mądrze poprowadzić. Że nie można puścić młodzieży na żywioł i powiedzieć “kto przeżyje, zaliczył pracę”. Że nie wystarczy powiedzieć nauczycielom – zróbcie coś z tym.

No i ten trzeci zgrzyt. Tego rodzaju gry bywają nużące. Chodzisz, klikasz, szukasz, budujesz. Całość podobna nieco do The Sims, z tym, że nie buduje się coraz lepszej posiadłości. Zagrałem w trzy misje, jedną udało mi się zakończyć (po 31 dniach). Całość zajęła mi trzy dni i … już. Wystarczy. Rozumiem, że w kolejnych rozgrywkach można optymalizować kolejność budowanych sprzętów (piecyk, czy stół z narzędziami), efektywniej handlować z obcymi, co jakiś czas odwiedzający ruiny, w których mieszkamy. Dla mnie nie jest to specjalnie ekscytujące.

Z ciekawości uruchomiłem grę mojemu trzynastolatkowi (choć w szkołach ma być przeznaczona dla osób pełnoletnich). Wylosował “ciekawy” zestaw. Dwie kobiety, w tym jedna w ciąży oraz mężczyzna. On jeszcze nie rozumie uwarunkowań, ja zaczynam się zastanawiać, że w zasadzie nie będzie można wysyłać ciężarnej kobiety na nocne ekspedycje. Pewnie też nie będzie mogła wykonywać cięższych prac (usuwanie gruzu). Nastolatek – grywający w Minecrafta oraz inne “szybkie” gry, w kółko powtarza, że fajna grafika, ale nudne. Nic się nie dzieje, nie ma żadnej akcji. I to jest ten trzeci zgrzyt o którym wspominałem. Nie wiem, czy młodzieży przyzwyczajonej do akcji w grach, taka gra się spodoba. Choć na pewno wciąż są zwolennicy strategii, planowania – udowadniają to choćby recenzje.

Żeby jednak skorzystać z potencjału do mądrych rozmów, jakie niesie ze sobą This War of Mine, trzeba włożyć w to sporo pracy, a nie tylko bezpłatnie udostępnić grę i wpisać na listę.

Ciekaw jestem, jak cała sytuacja się rozwinie. Mam nadzieję, że nie będzie tak, jak z książkami wpisywanymi na listę lektur, co prowadzi do tego, że młodych zniechęca do czytania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *