Moc i chwała

Podczas niedawnego III Kongresu Polonistów i Bibliotekarzy poruszana była dwukrotnie kwestia tekstów klasycznych w kanonie lektur. Czy nadal je utrzymywać, czy może zmienić i uwspółcześnić kanon. W panelu prowadzonym przez Tadeusza Zgółkę, wzięli udział Halina Zgółkowa, Sylwia Chutnik, Andrzej Markowski oraz Sławomir Żurek. Rozstrzygnięcia ostatecznego nie było, w zasadzie można powiedzieć, że wszyscy paneliści byli za tym, żeby jednak pewien strzęp kanonu pozostał (choć raczej jako pewne trendy niż konkretne pozycje). Temat został poruszony jeszcze później przez Paulinę Małochleb, która pokazywała w jaki sposób można by w szkole opowiadać o klasyce, żeby nadać jej odpowiedni i atrakcyjny kontekst. Zarówno podczas panelu, jak  wykładu miałem wrażenie, że to wszystko nadal jest swego rodzaju walką o utrzymanie ważności pewnych tekstów wśród tych, którym wcale nie jest to potrzebne. Choć bodaj profesor Andrzej Markowski zwrócił uwagę, że chodzi o to by pokazać młodym, że pewne fundamentalne dla człowieka kwestie nie uległy zmianie i żeby w tym szukali podobieństw i różnic. Zgadzam się z tym jak najbardziej, ale wydaje mi się, że to powinno być robione o wiele bardziej inteligentnie niż tylko “zobaczcie, jak można dziś odczytać Lalkę”.

Od lat uważam, że więcej dla wzbudzania ciekawości o różnych osobach czy wydarzeniach ważnych dla naszej rodzimej (i nie tylko) kultury robi Google, ze swoimi doodlami, niż choćby nasze portale, czy w ogóle media.

Całkiem niedawno przetoczyła się (po raz kolejny) dyskusja na temat kanonu lektur, przy okazji zmian związanych ze zmianami w edukacji. Gwałtownie i krótko, jak zawsze. Ot ponarzekano, poutyskiwano i wrócono do normy, którą zwykle jest brak obecności kultury w przestrzeni publicznej, jeśli nie jest związana z nowościami. Ponieważ czasem zerkam, czy ktoś zauważy okazje, przy których można choćby coś wspomnieć, to z tego roku przypominam sobie takie drobne dni, w których była obecna przede wszystkim pustka. 4. września – początek roku szkolnego i przy okazji rocznica urodzin Juliusza Słowackiego. Nie zauważyłem na głównych portalach wzmianki choćby. Ciekawostki jakiejś. 8. października, urodziny Ewy Lipskiej (dawno temu jej wiersze były w lekturze). Cisza. 18. sierpnia, rocznica urodzin Edwarda Stachury. Zero. Więc o czym my w ogóle dyskutujemy, skoro nie chce się tym, którzy kreują treści zrobić cokolwiek, by tę wiedzę propagować. Maleńkimi “doodlami” lub czymś intrygującym.

Niedawno na ekrany wszedł Bladerunner 2049. Bałem się tego filmu. Właściwie nie zamierzałem go oglądać, żeby nie odbierać sobie przyjemności z nakręconego przed laty Bladerunnera, do którego od czasu do czasu wracam. Jednak po opiniach kilku osób, że warto, że tak się już nie kręci filmów, odważyłem się. Było warto. Mimo kilku drobnych niekonsekwencji, czy też nielogiczności atmosfera została utrzymana.

Co zaś wspólnego ma film Ridleya Scotta z rozważaniami na temat kanonu lektur (nie tylko szkolnych)? To właśnie takie drobne “doodle” wplecione w fabułę.

K przechodzi test, w którym wykorzystano cytat z Bladego ognia Vladimira Nabokova (1962).

W komórkach połączonych znów w komórkach

Z jednej łodygi. I strasznie wyraźna

W mroku trysnęła biała wysoka fontanna

(tłum. Robert Stiller)

Deckard spotykając K cytuje Wyspę Skarbów, R. L. Stevensona (1882 rok).

W jednej z krótkometrażówek Blade Runner 2049 – 2048 Nowhere To Run pojawia się Moc i chwała Grahama Greene’a (1940).

Na Nabokova przyjdzie lepszy czas, ale po Greene’a sięgnąłem zwłaszcza, że lata temu coś czytałem. Gdyby nie film, prawdopodobnie nie byłoby powodów, żebym sięgnął po tę książkę. Tłem są prześladowania chrześcijan przez meksykańskich socjalistów na początku XX wieku, zaś całość jest historią ucieczki pewnego księdza. Raczej nie będącego wzorem do naśladowania. To prawdopodobnie nadużycie, mam jednak wrażenie, że scenarzyści i R. Scott inspirowali się całkowicie atmosferą jaką stworzył Greene. Ucieczką, która właściwie nie ma sensu, a której konsekwencją jest śmierć niewinnych ludzi. Tylko dlatego, że uciekinier – upadły katolicki ksiądz – sam nie chce zginąć. Niejako zaprzeczając własnej wierze. Ostatecznie jego ofiara jest wymuszona, ale można sobie wyobrazić (bo to Green zostawia otwarte), że jest dobrą pożywką do stworzenia kultu męczennika. Absolutnie nieuzasadnionego. W obu częściach Blade Runnera ucieczka stanowi ważny element. Ta duszna atmosfera w książce i w filmie jest niemal tożsama. Tak już się książek nie pisze. Ale świetnie, że ktoś (po kilku wywiadach jestem przekonany, że mógł to zrobić jeden ze scenarzystów, czyli Hampton Fancher) wplata nienachalnie takie drobne smaczki.

Moc i chwała, G. Greene

Moc i chwała, Graham Greene

Wyd.: Wydawnictwo Benedyktynów, 2010

Tłum.: Bolesław Taborski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *