Zmierzch demokracji

Najgorszy rodzaj monopartyjnego systemu nieuchronnie zastępuje wszystkich ludzi wyjątkowo utalentowanych, niezależnie od ich poglądów, takimi szaleńcami i głupcami, w przypadku których brak inteligencji i pomysłowości jest najlepszą gwarancją lojalności.

To zdanie Hannah Arendt cytuje w swojej nowej książce Zmierzch demokracji Anne Applebaum. Niczym nie różni się ono choćby od tego, jak w Rewolucji nihilizmu Herman Rauschning opisywał budowanie nowych elit przez nazistów w Niemczech. 

Applebaum próbuje opisać rzeczywistość w różnych krajach, w których w ciągu ostatnich lat doszło do bardzo mocnych zgrzytów “w demokratycznym porządku” i w zasadzie po lekturze możemy poczuć się optymistycznie. Do kosza można wrzucić tezę, że kraje Europy Wschodniej, należące kiedyś do Układu Warszawskiego nie dorosły do demokracji i ich społeczeństwa uwielbiają w gruncie rzeczy autorytaryzm.

Dziennikarka pokazuje te same trendy i mechanizmy, nie tylko w Polsce i na Węgrzech, ale również w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, czy Grecji. W każdym z tych (jak również innych) krajów do władzy doszli cyniczni kłamcy i manipulanci, dla których celem jest wyłącznie władza i pieniądze, a nie dobro społeczeństw, choć niemal wszyscy z tym hasłem na ustach zdobywają sobie zwolenników. 

To nie jest książka analityczna. W zasadzie to dość osobisty esej, w którym autorka pokazuje nam własny świat – znajomych i przyjaciół z kręgów dziennikarsko politycznych. Wspomina i analizuje, jak w pewnym momencie doszło do tak głębokich podziałów, że osoby znające się latami, przestały się spotykać, czy nawet witać na ulicy. Wielu z nich wstydzi się teraz i niechętnie przyznaje do znajomości z “gorszym sortem”. Applebaum jest dziennikarką światowej klasy i nie boi się przywoływać nazwisk, zwłaszcza, że z częścią osób próbuje się kontaktować, żeby porozmawiać, wyjaśnić i zrozumieć ich motywy. Rzadko kto się na to godzi. Choć może lepiej byłoby napisać “odważa”. Z wielu wydarzeń medialnych wynika, że wyznawcy partii boją się posądzenia o nielojalność. Więc lepiej nie próbować się w ogóle kontaktować, niż burzyć zbudowany na kłamstwach świat. Kilkukrotnie widziałem w naszym Sejmie sytuację, gdy siedzący dookoła Jarosława Kaczyńskiego posłowie i posłanki rzucają się, broniąc własnymi ciałami dostępu do prezesa osobom z opozycji. Za każdym razem zastanawiałem się “o co chodzi?”. Przecież to nie są pracownicy ochrony, to zwykli ludzie, urzędnicy, politycy. Czego się boją? Naprawdę tych pojedynczych posłów, czy gniewu samozwańczego zbawcy narodu?

Bardzo chętnie przeczytałbym podobne wyznania drugiej strony (coś w rodzaju Davida Brocka, którego A.A. wspomina). I próbował zrozumieć, dlaczego? Dlaczego osoby popierające obecną władzę, czy to będzie Trump, PIS, czy Orban starają się nie widzieć większych lub mniejszych świństw popełnianych przez ich liderów. Nie przekonuje mnie argument, że “inni też kradli”, bo jeśli się ma nieustannie hasła o moralnej wyższości na ustach, to taki argument jest kolejną sprzecznością. Być może, za lat kilka, gdy obecna władza zacznie się kruszyć, przeczytamy wyznania jakiegoś skruszonego aparatczyka. Tylko czy w tym będzie szczerość, czy zwykły koniunkturalizm? Nie wiem. 

Applebaum przedstawia sylwetkę Laury Ingraham, konserwatywnej komentatorki mocno wspierającej Donalda Trumpa.

W drodze, jaką przeszła Ingraham, kilka rzeczy wciąż jest zagadkowych. Jedną z nich jest częste powoływanie się na wartości moralne, chrześcijańskie, osobiste cnoty. W 2007 roku powiedziała w Dallas, że „bez cnoty nie ma Ameryki. Bez cnoty rządzić nami będą tyrani”. Następnie wymieniła owe cnoty: „honor, odwaga, bezinteresowność, poświęcenie, pracowitość, osobista odpowiedzialność, szacunek dla starszych, szacunek dla słabszych”. Donaldowi Trumpowi nie sposób przypisać żadnej z tych cnót. Jeszcze trudniejszy do wyjaśnienia jest udział Ingraham w nagonce na wszystkich imigrantów, lęk, że legalna imigracja podkopuje „Amerykę, którą znamy i kochamy”. Ingraham ma trójkę adoptowanych dzieci – wszystkie są imigrantami.

U nas też przecież znamy podobne osoby z życia politycznego. Nie pamiętam, już kto to powiedział, że łatwiej byłoby zrozumieć, gdyby wiadomo było, że część robi to dla stanowiska i pieniędzy. Znacznie trudniej jest zrozumieć, gdy te przekonania zdają się naprawdę szczere.

To nie jest optymistyczna praca, mimo tego, co z przekąsem napisałem wcześniej. To, że w różnych miejscach na świecie doszli do władzy kłamcy, cynicy a może nawet idioci, jest mało pocieszające, że to nie tylko w Polsce. Bo trudno się bronić przed strategią obrzucania błotem, moralnego oburzenia i ewidentnymi kłamstwami, jeśli adwersarz nie ma nawet minimum wstydu.

[Photo by Fred Moon on Unsplash]

Zmierzch demokracji, A. Applebaum

Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu, Anne Applebaum

Wyd. Agora, 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *