Pokonać depresję

Miałem ją od lat w głowie. Pamiętałem przede wszystkim ogromny sceptycyzm autora, psychologa wobec różnego rodzaju psychoterapii w leczeniu depresji, w szczególności do wszelkich terapii psychoanalitycznych. Sięgnąłem po Pokonać depresję Stuarta Sutherlanda po blisko dwudziestu latach. Książka w polskim wydaniu ukazała się w 2001 roku, zaś pierwsze oryginalne wydanie – i to mnie zaskoczyło ogromnie – w 1974 roku. W 1987 roku ukazała się wersja wzbogacona o opis stanu wiedzy na temat leczenia depresji (na tej opierało się polskie wydanie).

Autora znałem już wcześniej. Jego Rozum na manowcach, był jedną z pierwszych książek, z której dowiedziałem się o pracach ekonomistów behawioralnych z Kahnemanem i Tverskym na czele.  W polskich finansach wciąż obowiązywał mit (utrzymujący się w kolejnych latach) racjonalnego inwestora i hipotezy rynków efektywnych, więc dla mnie czytającego w 1996 roku (trzy lata po zainteresowaniu się giełdą i inwestowaniem) o błędach poznawczych, irracjonalności w podejmowaniu decyzji, były to zagadnienia na miarę mini-przewrotu kopernikańskiego. Prawdopodobnie nazwisko autora sprawiło, że sięgnąłem po autobiografię opisującą lata zmagań z depresją. Wtedy chyba jeszcze nie znałem nikogo kto by borykał się z tą chorobą. Ksiażka okazała się dla mnie niezmiernie ważna, jako głos psychologa, krytycznego wobec niektórych metod terapeutycznych.

Jak wspomniałem książka ukazała się na początku lat siedemdziesiątych, Sutherland opisuje w niej swoje przeżycia kilka lat wcześniej. W ciągu pięćdziesięciu lat nasza wiedza o funkcjonowaniu mózgu, zaburzeniach i chorobach psychicznych zmieniła się bardzo, a jednak książka wydaje się zaskakująco aktualna. Podzielona jest na dwie części – stricte autobiograficzną, z okresu największego załamania i pobytu w szpitalu, oraz drugą opisującą aktualny wówczas stan wiedzy na temat depresji i jej leczenia oraz terapii. Ta druga zdezktualizowała się znacząco – wystarczy wspomnieć, że obowiązuje wówczas klasyfikacja chorób psychicznych z 1965 roku (ICD-8), choć sam autor wspomina, że już wówczas była mocno przestarzała.

Z tamtej lektury sprzed lat nie pamiętałem zupełnie, że wyzwalaczem okazała się zdrada żony. Choć związek autora i małżonki, był delikatnie mówiąc, dość ekscentryczny – oboje wiedzieli o swoich skokach w bok i zdawali się je akceptować. Ale sam Sutherland pisze przytomnie, że prawdopodobnie wcześniej, czy później jakiś inny wyzwalacz sprawiłby to, że doszłoby do załamania. Mimo pewnej dozy krytyki ze sporym taktem wypowiada się o obsłudze szpitalnej (choć narzeka na brak odpowiednio częstego kontaktu z lekarzami), dosyć krytycznie opisuje zajęcia z terapii grupowej – prowadzone przez znudzonych lub apodyktycznych terapeutów, bez zachowania rozsądnych zasad. Najważniejsze są jednak opisy przeżyć człowieka, który żyje w ciągłym dojmującym lęku, którego nie jest w stanie pokonać. Jest męczący dla siebie samego oraz otoczenia. Jak może wyglądać taki stan wiedzą osoby zmagające się z depresją. Ulgę przynoszą mu leki, choć wcześniej od nich odwodzili go kolejni psychoanalitycy, tłumacząc, że w ten sposób nie pozna przyczyn choroby. 

Nie wiadomo właściwie, jak traktować osobę cierpiącą na załamanie nerwowe. Rodzinie i przyjaciołom nieustannie towarzyszy frustrujące poczucie bezsilności. Jeśli chodzi o mnie, apodyktyczne diagnozy, że moje załamanie jest formą zemsty albo, że pozwoli mi się zmienić, tylko pogarszały mój stan; ulgę przynosiło jedynie zwykłe, ludzkie współczucie. Psychoanalitycy uparcie twierdzili, że dzięki depresji stanę się innym człowiekiem, a mnie nie do końca udało się odgadnąć, na czym ta zmiana miałaby polegać. Zawsze będę wdzięczny trzem przyjaciołom, którzy powtarzali: „Nie próbuj się zmieniać, lubimy cię takim, jakim jesteś”. […] Najbardziej pomogli mi ci, którzy potrafili wciągnąć mnie w rozmowę na temat inny, niż moja depresja.

Ukojenie, które przynosi medycyna jest o wiele ważniejsze, niż mgliste i niespójne koncepcje psychoanalityczne. Samej psychoanalizie jako nie-do-końca-nauce oraz metodzie terapii dostaje się bardzo mocno po głowie. Sam Sutherland był psychologiem badawczym, mocno trzymającym się akademickich standardów, więc to co proponowała psychoanaliza było dla niego nie do zaakceptowania, choć rozumiał rolę Freuda, w rozwoju pewnych koncepcji. W drugiej części książki, dość obszernie punktuje niespójności logiczne, subiektywizm, oraz brak podstaw naukowych psychoanalizy. Jest to o tyle ciekawe, że w czasie, gdy pisał książkę była to wciąż dominująca metoda teraputyczna.

Oddzielny rozdział poświęcony jest terapii behawioralnej, która wówczas dopiero zaczynała się kształtować. Jej przewaga to przede wszystkim prezycyjnie mierzona skuteczność. Ale już wtedy Sutherland zwraca uwagę na problemy etyczne związane, z niektórymi rozwiązaniami – jak choćby rażenie prądem osoby homoseksualne, czy autystyczne (czytaj również: Według innego klucza), w celu zmiany ich nawyków lub “niepożądanych skłonności”. Homoseksualizm według ICD-8 był chorobą.

Homoseksualistom na przykład wyświetla się zdjęcia nagich mężczyzn i kobiet, przy czym każdorazowemu pojawieniu się wizerunku mężczyzny towarzyszy wstrząs elektryczny, a konbiety, przyjemne doznania, choćby kęs ulubionego przysmaku […] Kiedy moja agentka przeczytała szkic powyższych akapitów, była przerażona, że terapeuci behawioralni narzucają pacjentom własną wizję tego co jest normalne w seksie i zwalczają ich naturalne skłonności.

Przypomnę to stan wiedzy w 1987 roku (w uzupełnionym wydaniu w stosunku do pierwotnego z 1974 roku). Sutherland bardzo poważnie traktuje kwestie etyki i traktowania pacjentów, opisując stosowanie elektrowstrząsów, wykorzystywania różnego rodzaju leków. Podsumowujące książkę jego piętnasto-punktowe zalecenia dla osób z depresją (lub ich bliskich), brzmią zaskakująco współcześnie, choć zwraca uwagę, że są to wyłącznie prywatne przekonania.

(14) Jeżeli ktoś z twoich bliskich przechodzi załamanie nerwowe, nie traktuj z przymrużeniem oka wszystkiego co mówi. […] Okazuj współczucie bez ckliwości i staraj się odzyskać mu poczucie własnej wartości. […] Unikaj wypominania błędów i moralizowania.

(15) Pamiętaj, że choroba psychiczna nie jest upokarzająca. Bardzo rzadko kładzie się cieniem na całym życiu. Osoby cierpiące na depresję są przekonane, że nigdy nie wrócą do zdrowia, ale to tylko jeden z objawów choroby.

Zdarzyło się kilkukrotnie w przeszłości, że polecałem Pokonać depresję, jako niezłe studium opisujące depresję z perspektywy chorego oraz krytyczne spojrzenie na metody terapeutyczne. Po powrocie do niej po dwóch dekadach, chyba nie będę tego robił. Książka jest ciekawa jako opis doznań i przeżyć, zaś sam opis metod terapii i leczenia można co najwyżej potraktować jako ciekawostkę historyczną, choć zdrowego sceptycyzmu wciąż można od autora się nauczyć. Zdecydowanie jednak lepiej poszukać bardziej aktualnej pozycji.

[Photo by Andrik Langfield on Unsplash]

Pokonać depresję, S. Sutherland

Pokonać depresję, Stuart Sutherland

Wyd.: Książka i Wiedza, 2001

Tłum.: Adriana Bosak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *