Sztuka liczenia do trzech. Pieniądze, czyli tabu

Pieniądze – trudny temat. Jak rozmawiać o pieniądzach z dziećmi? Równie trudna sprawa. Kwestia oszczędzania, inwestowania, kieszonkowego, co to znaczy mało i dużo. Kiedy warto wydawać pieniądze na zachcianki, czy płacić dzieciom za drobne prace domowe, za odrabianie lekcji, dobre oceny. Problemów jest bez liku.

Ron Lieber piszący dla New York Timesa o finansach osobistych opublikował książkę Sztuka liczenia do trzech. W zamierzeniu miała właśnie omawiać kwestię pieniądza. Przedmiotu, który nas wszędzie otacza i jesteśmy od niego zależni, a z drugiej strony stanowiącego pewne tabu.

Nie mam przekonania, że poradził sobie z tematem. Sam zresztą zwraca uwagę na to, jak bardzo trudno o tym rozmawiać z dziećmi. Więc to jest raczej rozpoznanie problemów, z jakimi borykają się rodzice we współczesnym świecie i próba pokazania rozwiązań wprowadzanych przez różne osoby. Możemy się z nimi zgadzać lub nie. I w takim sensie, książkę warto przeczytać – jest tam sporo pomysłów do dyskusji. Z doświadczenia jednak wiem, że w jednej rodzinie nastawienie ojca i matki może być diametralnie odmienne do pewnych kwestii, a to sprawia jeszcze większą trudność.

Gdzie leży ta niewidoczna granica między szacunkiem dla pieniędzy (z pracy), a zbyt dużym materializmem. Gdzie kończą się nawyki oszczędzania, a zaczyna zwykłe skąpstwo. Ile, i czy w ogóle płacić za mleczaki? Jak rozmawiać o tym, że dzieciaki zamożnych rodziców dostają za wypadnięty ząb nawet 20 dolarów. A nie zaledwie jednego symbolicznego? Czy uroczystości religijne (w Polsce komunia, a Lieber pisze o bar micwie) muszą być spektaklem próżności?

Lieber zwraca uwagę na to, jak bardzo zmieniły się czasy. I w tym wypadku nie ma wielkiej różnicy między Polską a USA. W czasach mojej (i Liebera) młodości dzieciaki zbierały makulaturę, oddawały butelki do skupów. Pieniądze uzyskane wtedy wystarczały na dziecięce marzenia. Lody, oranżada, kino, czasem drobna zabawka.

Dziś marzenia dzieci i młodzieży to smartfony, tablety, komputery. Ile należałoby butelek zebrać, żeby je zrealizować? Zanim dzieciak uzbierałby odpowiednią kwotę okazałoby się, że danego smartfona nie ma już w ofercie. Jest nowy, lepszy i oczywiście droższy.

Kilka miesięcy temu robiąc porządki postanowiłem starą elektronikę oddać do skupu. Jakiś monitor, peceta, telefony, wentylator. 25 kilogramów. Miałem zamiar za tę kasę pójść z synem do kina. Dostałem 4,75 złotych. Na kino by wystarczyło. W czasach mojego dzieciństwa.

I jak tu namawiać do recyklingu?

W całej książce znalazł się wątek niesłychanie interesujący. Niemal połowa książki jest temu poświęcona. Jak nauczyć dzieciaki dobroczynności. Właściwie niemal wszystkie rozwiązania podawane przez autora poruszają tę kwestię. Począwszy od najprostszego kieszonkowego – dzielonego na trzy części, na wydatki, oszczędności i jako pomoc dla innych (ta sugestia przemycona jest na okładce). Kilka innych pomysłów jest naprawdę inspirujących. Sukces WOŚP, różnego rodzaju zbiórek publicznych pokazuje, że w Polsce z tym problemu nie mamy, ale też pewnych zwyczajów związanych z dzieleniem się też nie nabyliśmy. Pod tym względem naprawdę Lieber podaje sporo fajnych pomysłów.

Niestety nie podaje recepty na rzeczywistość. Z którą sam się boryka. Jak tłumaczyć własnym dzieciom, że nie muszą mieć takich zabawek jak koledzy. Że obnoszenie się markowymi ciuchami nie musi być najważniejsze. Że najlepszy kolega to nie koniecznie ten z super grami na telefonie. Z tym zostajemy sami. I musimy (jeśli chcemy) znaleźć własne rozwiązania.

Sztuka liczenia do trzech, R. Lieber

Sztuka liczenia do trzech, Ron Lieber

Wyd.: GW Foksal, 2016

Tłum.: Roman Palewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *