Pieniądz

Szara, posępna giełda rysowała się ponuro, spowita jakby melancholią katastrofy, która przed miesiącem wyludniła ją, upodabniając do spustoszonej klęską głodu hali targowej, gdzie hula wiatr. Była to jedna z owych nieuniknionych, periodycznych epidemii, które co dziesięć, piętnaście lat wymiatają rynek, jeden z owych feralnych piątków siejących wokół zniszczenia. I trzeba długich lat, aby zaufanie odrodziło się na nowo, by wielkie domy bankowe powstały z ruin, aż do dnia, kiedy rozbudzona powoli namiętność gry, roznieciwszy znowu płomień hazardu, sprowadzi nowy kryzys i wtrąci wszystko w otchłań nowej katastrofy.

Otwieram ten plik datowany na 13. maja 2022 niemal dokładnie rok później. Zwykle staram się na bieżąco opisywać refleksje po czytanych książkach. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Pracowałem wówczas nad jakimś tekstem i przeglądałem tysięczny już raz klasyczne książki o bańkach finansowych i nagle w jednej z nich zauważyłem zaznaczony przeze mnie fragment powieści Emila Zoli – Pieniądz. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że od chwili zaznaczenia tego fragmentu około dwudziestu lat temu, w ogóle nie sięgnąłem po tę książkę. W każdym razie wówczas – ten rok temu – zamówiłem egzemplarzy wydany w 1961 roku. Przesyłka nadeszła, a ja po pierwszych stronach wiedziałem, że mam do czynienia z czymś niesłychanie wyjątkowym.

Początkowo zaznaczałem obszerne fragmenty, żeby wykorzystać je do wykładu na konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych dotyczącego zachowań inwestorów. Jednak im dalej czytałem, tym bardziej byłem przekonany, że chcę ją wydać ponownie. Dla nowego czytelnika. Mówi się, że nie trzeba kupować linii lotniczej jeśli chce się przelecieć samolotem. Być może nie trzeba również wydawać książki, którą chciałoby się pokazać innym. Niemniej od początku istnienia wydawnictwa Linia, starałem się szukać takich pozycji, które byłyby ważne dla mnie i polecać je innym. 

Trochę trwały poszukiwania spadkobierców tłumaczki Haliny Suwały, zmarłej kilka lat temu, wybitnej znawczyni pisarstwa Zoli. Znacznie dłużej, niż przewidywałem trwało uwspółcześnianie przekładu. Przy czym zaznaczę, że tłumaczenie nie jest stare, jest fantastyczne, lekkie, pisane relatywnie współczesnym językiem. Szokujące nawet było to, jak w PRL-u, pozbawionego wolnego rynku i giełdy, tłumaczka doskonale poradziła sobie z terminologią. Chciałem jednak dostosować przekład do aktualnie obowiązujących zasad języka polskiego. Nieocenioną pracę wykonała Małgorzata Wiśniowska-Deluga. W końcu, po roku mamy nowe wydanie. 

[Jest jeszcze tłumaczenie z 1891 roku Maurycego Dzieduszyckiego i to niestety czyta się ciężko.]

Nie udał mi się w pełni inny plan – dopisania obszernego komentarza do kolejnych rozdziałów. Zdecydowałem się wyłącznie na posłowie i próbę pokazania, tego, że zachowania bohaterów powieści są niezwykle uniwersalne. Nie ma znaczenia to, że kiedyś na rynkach handlowało się fizycznymi papierami, a dziś są to zapisy elektroniczne gdzieś na serwerach komputerów. Nie ma znaczenia to, że kiedyś były to akcje (i pewne pochodne), a dziś są to wyrafinowane instrumenty finansowe, kryptowaluty i co jeszcze można sobie wymyślić. Nie ma znaczenia fakt, że niegdyś biznesem, który rozpalał wyobraźnie był bank, a dziś są to firmy IT, czy z obszaru biotechnologii. Ludzie podlegają tym samym emocjom i namiętnościom. I tu jest cały geniusz Zoli, jako obserwatora zachowań ludzkich.

Byłem tak zachwycony lekturą Pieniądza, że opowiadałem o nim wszystkim znajomym. Po jednej z takich rozmów sięgnąłem niedługo potem po inną powieść z cyklu Rougon-Macquartowie – Wszystko dla Pań, która okazała się również majstersztykiem. 

W sumie w ciągu tego roku Pieniądz czytałem trzykrotnie i za każdym razem miałem z lektury niebywałą przyjemność.

Gdzieś znalazłem w sieci informację, że Zola nie lubił tej książki, że nie do końca rozumiał całej tej giełdy i spekulacji. Jeśli faktycznie tak było, to tym bardziej należą mu się wyrazy uznania. Choć w gruncie rzeczy to co w tej powieści zachwyca, to nie opis jakichś wyrafinowanych działań spekulantów i finezyjnych biznesów, przede wszystkim chodzi o ludzi. O ukazanie ich namiętności, tego co dzieje się w chwili, gdy poczują szansę na zysk. Zola – co próbowałem napisać w posłowiu – omówił chyba wszystkie możliwe typy zachowań uczestników rynku. od drobnych ciułaczy, którzy dają się wciągać w modne przedsięwzięcia (np. dziś są to kryptowaluty, czy NFT), poprzez średnich przedsiębiorców, którzy łapią bakcyla inwestowania, aż po wielkie szychy rozgrywające między sobą przeróżne interesy.

Ponieważ w powieści opisany jest proces zakładania nowej spółki, miałem wrażenie podczas lektury, że czytam opis nowo powstającego start-upu z szalonym wizjonerem, gotowym na wszystko, żeby tylko zdobyć pieniądze inwestorów.

Zostawiliśmy w brzmieniu zaproponowanym przez tłumaczkę “zniżkowców” i “zwyżkowców”. Chciałbym, żeby się to określenia upowszechniły, zamiast drewnianego “inwestorzy grający na wzrost/spadek”, albo w przypadku zniżkowców własnie, kalki z angielskiego “short-sellers”. Fantastyczne jest określenie na giełdę “bagnisko”, czy nazwa giełdy, na której handluje się papierami wątpliwej jakości spółek “giełda błotniaków”. 

Mógłbym długo opowiadać o tej genialnej powieści, ale po prostu zachęcam do lektury. I to nie tylko osoby zajmujące się rynkami (dla tych uważam, że to powinna być pozycja obowiązkowa), ale również zwykłych czytelników, którzy tęsknią za świetnymi powieściami.

A sam próbuję sobie przypomnieć, że postanowiłem sięgnąć po inne powieści z cyklu Rougon-Macquartowie, łącznie z tymi najbardziej znanymi arcydziełami – Germinal, Nana czy Bestia ludzka.

{książka do kupienia na stronie wydawnictwa Linia}

Pieniądz, E. Zola

Pieniądz. Emil Zola

Wyd.: Linia, 2022

Tłum.: Halina Suwała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *