Długi marsz w połowie meczu

Wojna to syf straszliwy, każdy to wie, ale takie pokojowe życie w letniej temperaturze niespecjalnie go kręci.

A wszystko zaczęło się od notki Jarka Szubrychta.Gdy czytam ją teraz po raz drugi, przede wszystkim wygląda na to, że nic z niej nie zapamiętałem, poza tym, że impulsowo kupiłem natychmiast Długi marsz w połowie meczu Bena Fountaina i Łaskawe Jonathana Littella. Właśnie skończyłem tę pierwszą i w zasadzie nie wiem co napisać.

Poza tym, że to jedno z najlepszych moich trafień w tym roku. Dodatkowo przeczytanie jej tuż po Czasie życia i czasie śmierci Remarque’a dodaje pewnego smaczku. No bo tak, lubię to pisanie o wojnie u Remarque’a. Ono jest intelektualne, filozoficzne, nostalgiczne, pompatyczne nawet. Fountain sprowadził wszystko do parteru. Do poziomu rozmów i przemyśleń zwykłych chłopaków z oddziału stacjonującego w Iraku. To nie są intelektualiści, ale ich przeżycia wojenne sprawiają, że spojrzeniem na świat nie różnią się od bohaterów Remarque’a. Choć językiem bardzo.

Książka jest przekurwiaszcza. Pozwolę sobie użyć języka w niej dominującego. I tu zgodzę się z Jarkiem – ukłony dla tłumacza Tomasza Gałązki. Nawet przez moment zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jest to ten sam tłumacz, odpowiedzialny za Ptaka dobrego Boga, ale nie. Ale może to dlatego, że te dwa tytuły mają ze sobą wiele wspólnego, choć opowiadają o odmiennych rzeczach.

Kilka lat temu na jednej z konferencji pewna duża firma sponsorująca rodzimą drużynę skoczków narciarskich, przez kilka godzin “wystawiała” (to najlepsze określenie) Adama Małysza. To, że on tam musi stać i się uśmiechać było już wystarczająco krępujące, ale to jak zachowywali się ludzie, było poniżej jakiejkolwiek godności. Rozumiem, że niektórzy chcą sobie strzelić fotkę z mistrzem, ale dotykanie, żarciki, skracanie dystansu to była żenada. Niektórzy byli wstawieni, więc to jak się zachowywali można sobie wyobrazić. Dla niektórych to nie był żywy człowiek, tylko jakiś manekin, z którym można niemal wszystko. Zastanawiałem się, kto wpadł na ten idiotyczny pomysł. Fountain opisuje coś podobnego. Drużyny, która ma na koncie spektakularną akcję w Iraku zostaje ściągnięta na mecz NFL w charakterze maskotki. Wszyscy chcą dotknąć, uszczypnąć, porozmawiać z “naszymi dzielnymi chłopcami” a to wszystko podlane sosem komercyjnego patriotyzmu, blichtru i sztuczności. No i oczywiście jeśli to Ameryka to muszą być marzenia o wielkich pieniądzach, karierze filmowej, cheerleaderkach, złudzeniach.

Genialna opowieść o wojnie i współczesnym świecie. Genialna!

Długi marsz w połowie meczu, B. Fountain

Długi marsz w połowie meczu, Ben Fountain

Wyd.: Czarne, 2017

Tłum.: Tomasz Gałązka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *