Jeanette Winterson potrafi używać słów, przekonałem się o tym od odkrycia, już jakiś czas temu jej esejów. Udowadnia to również w napisanej w ramach akcji Projekt Szekspir powieści Przepaść czasu. Celem tej akcji było “przepisanie” dzieł Szekspira przez znane autorki i autorów dla nowej publiczności. Naturalnie tego typu akcje zawsze mogą budzić niechęć, zwłaszcza wśród grupy czytelniczej, dla której nie należy w ogóle szargać świętości lub uważającej, że na Szekspirze literatura się skończyła. Jest to też spore wyzwanie dla autorów, wszak nie chodzi wyłącznie o to, by zmienić wyłącznie czas i miejsce dramatów.
Inspiracją dla Winterson była Zimowa opowieść i przyznam, że miałem taką myśl, by najpierw sięgnąć do oryginału, którego zdaje się w ogóle nie czytałem.
Winterson napisała świetną literacko historię, z pięknymi zdaniami, osadzoną we współczesnym świecie, zaś konwencję należy traktować nieco z przymrużeniem oka. Zwroty akcji i rozstrzygnięcia relacji między bohaterami są na poziomie hollywoodzkiego kina familijnego. Najbardziej zaś rozczarowujące jest zakończenie – żyli długo i szczęśliwie, każdy się pokochał z każdym, wszyscy sobie wybaczyli, brakuje jeszcze tylko widoku na amerykańską ulicę i oklasków zupełnie przypadkowo zebranych przechodniów. Zabrakło jakiegoś niedowiedzenia, dwuznaczności, zostawienia czegoś dla domysłu czytelnika.
Ale mimo banalności zakończenia, czyta się całość naprawdę dobrze.
Przepaść czasu, Jeanette Winterson
Wyd.: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2015
Tłum. Anna Gralak