Zła mowa

Jest coś głęboko zabawnego w tym, że dzisiejsi sześćdziesięciolatkowie, którzy – jak na razie  – większość życia przeżyli w PRL-u wyzywają młodych ludzi od ubeków lub postkomunistów.

Przy tej okazji niemal natychmiast przypomniał mi się fragment z Pięknych dwudziestoletnich  Marka Hłasko

Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie. Commies [komuniści] przekroczyli tę granicę: kiedy Jeżow likwidował Jagodę, powiedział zebranym członkom GPU, że znany jest mu fakt, iż Jagoda pracował dla Ochrany. Nikt nie zaprotestował; w czasie kiedy istniała Ochrana, Jagoda miał dwanaście lat. Pomiędzy tymi, tam z GPU byli na pewno ludzie, którzy walczyli przeciw Kołczakowi, Denikinowi i Piłsudskiemu. Kiedyś byli odważni; ale nikt nie wstał i nie powiedział, że dzieci mając do wyboru jazdę na hulajnodze albo rozmowy z urzędnikami – wolą jednak hulajnogę. Commies przekroczyli tę granicę; stworzyli świat fantastyczny, w który nie można uwierzyć. To ich siła.

Od wielu miesięcy, niemal każdego dnia widzę ten świat fantastyczny w języku obecnej ekipy rządzącej i osób, które są jej zwolennikami (dziennikarzy, ale również zwykłych ludzi). To, że język polityków pełen jest demagogii, półprawd, przeinaczeń i odwracania kota ogonem, nie jest specjalnym zaskoczeniem. W przypadku polskich polityków nie ma znaczenia przynależność partyjna. W każdym ugrupowaniu znajdują się osoby, które lepiej, gdyby zupełnie się nie odzywały. Media legitymizują w dużej mierze te idiotyczne wypowiedzi. Od lat jestem przeciwnikiem plebiscytu prowadzonego przez radiową “Trójkę” – Srebrne Usta. Wypowiedzi, które powinny być ośmieszające albo po prostu krępujące, stały się dla niektórych polityków powodem do swego rodzaju chwały. W końcu jeszcze raz pojawią się w radio!

Język

Mowa polityków rządzi się własnymi prawami. Jednak od dwóch lat miałem przekonanie, że język polityków będących właśnie “u steru” jest dziwnie znajomy. Można by powiedzieć, że to nowa jakość, ale sęk w tym, że wcale nie jest nowa. Niektórzy komentatorzy zaczęli podkreślać od czasu do czasu, że język polityków zaczął przekraczać nowe granice, że brutalizuje się jeszcze bardziej, ale to też jest nieprawda. To wszystko już było. Może nie na przestrzeni ostatnich 25 lat. Ale było.

Komuniści uwielbiali alegorię sternika

Po LTI – notatniku filologa analizującym język Trzeciej Rzeszy postanowiłem poszukać opracowania dotyczącego języka w PRL-u. Poszukiwania nie były długie, bo oto zaledwie rok temu ukazała się książka Michała Głowińskiego Zła mowa: jak nie dać się propagandzie. Książka tym cenniejsza, że nie jest wyłącznie analizą po fakcie, ale podobnie jak w przypadku Klemperera jest to zbiór notatek, zapisków i przemyśleń robionych przez filologa w latach 1966-1989. W przedmowie autor pisze, że w momencie, gdy rozpoczynał tę pracę, nie sądził, że za jego życia dojdzie do ich publikacji.

Pamiętam język PRL-u, z uroczystych akademii “ku czci”, z oficjalnych przemówień, z radia i telewizji, nawet ze zwykłego codziennego języka. Właśnie dlatego miałem przekonanie, że politycy obecnej ekipy mówią po PRL-owsku i odwołują się do ówczesnych stereotypów. Nie miałem jednak pojęcia, że to jest w aż takiej skali oraz, że w dużej mierze jest to język raczej lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, niż choćby osiemdziesiątych.

Spójrzmy na chętnie stosowany zwrot “totalna opozycja”. Głowiński wielokrotnie zwraca uwagę na fakt, że język propagandy komunistycznej (nie tylko w Polsce) zasadzał się na etykietowaniu. Do neutralnych rzeczowników dodawano przymiotniki, tak aby wywołać w odbiorcy odpowiednie wrażenie i nastawienie.

W pewnych wypadkach pierwszym stopniem fałszowania słów jest dodawanie do nich przymiotników. Tak właśnie stało się w języku komunistów z demokracją, którą opatrzono takimi epitetami, jak – z jednej strony – burżuazyjna, z drugiej socjalistyczna, bądź ludowa (mimo oczywistego pleonazmu).

[…]

Przymiotniki narastają w języku propagandy lawinowo, jeszcze trochę, a w ogóle nie będzie w nim rzeczowników bez określeń.

Gdy przyjrzymy się oficjalnym wypowiedziom polityków, sprzyjającym ich dziennikarzy zobaczymy jak na dłoni ten mechanizm. Zwrot “opozycja totalna” jest absurdalny, ale jednoznacznie pejoratywny. Krok dalej poszedł Michał Karnowski pisząc o “totalitarnym charakterze obecnej opozycji” (tekst z 22 lipca “To jest Pucz2” –  celowo nie linkuję). “Totalitarna opozycja” – to naprawdę zwrot, z którego komuniści mogliby być dumni.

Gra

Czytając Złą mowę niemal od pierwszych stron wymyśliłem sobie swego rodzaju grę. Przy okazji opisywania przez Głowińskiego kolejnych propagandowych zwrotów wrzucałem daną frazę w wyszukiwarkę, wcześniej zgadując, kto jej mógł użyć we współczesnym kontekście.

Proszę bardzo: “Dać odpór”. Komuniści dawali wszystkiemu odpór: imperialistom, wrogom klasowym, rewizjonistom. Wpisujemy w przeglądarkę “odpór minister” i otrzymujemy nawet dwóch ministrów. Żeby zabawa była fajniejsza proponuję różne konfiguracje odpór + przemówienie, odpór + wystąpienie (samo odpór, to zwykle definicje)

Odpór

Kolejny zwrot: “prowokacyjny”. Samo hasło to oczywiście definicje ale połączmy jest z czymś neutralnym “prowokacyjne wystąpienie”

Prowokacja

“Czujność”

“Czujny bądź” – śpiewano w ZMP-owskich piosenkach. Ten nakaz znaczył (i znaczy) wiele. Uczył nieufności wobec wszystkich i wszystkiego.

Wpisałem w przeglądarkę hasło “musimy być czujni” sądząc, że dostanę jako zwrot jakieś odniesienia do peerelowskich materiałów. Niespodzianka:

Czujność

Polecam zabawę z kolejnymi hasłami “to nie przypadek, że” (dodać: przemówienie, polityk, konferencja), “racja stanu”, “knowania”, “histeria”, “szkalowania”. Ciekawe jest, że teksty z tymi słowami zwykle znajdziemy na portalach sprzyjających obecnemu rządowi.

Protesty i karta niemiecka

Policyjna wizja świata nie dopuszcza w ogóle myśli o spontaniczności, wszystko ma być wynikiem perfidnych knowań wrogów.

[…]

Zawsze musi istnieć mitologiczny demiurg zła, który judzi, podszeptuje, knuje, organizuje spiski, daje forsę. Czasem głosi, że całe państwa nie działają z własnej inicjatywy, ale dlatego, że mają możnych mocodawców.

To znajome prawda? Soros, pieniądze z wiadomych źródeł, protesty inspirowane z zewnątrz. Komuniści standardowo wszelkie spiski tłumaczyli inspiracją z zewnątrz i oczywiście regularnie grali “kartą niemiecką”. Jeśli ktoś występował przeciw władzy i partii, to na pewno było to z korzyścią dla Niemców. Jeśli dał wywiad w zagranicznej (a już nie daj boże – niemieckiej) prasie, to “wiemy co mamy o tym sądzić”. Wszystko to brudne interesy Merkel Czai i Hupki.

Zacytowana Trybuna Ludu z sierpnia 1980, w której autor Janusz Markowski pisze, że Michnik chce przehandlować Polskę Niemcom, wprowadziła mnie w poważne zakłopotanie. Może to jednak nie była Trybuna Ludu. I może nie z 1980 roku.

Naród i patriotyzm

W przypomnianym eseju Jana Józefa Lipskiego Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy (zresztą do sięgnięcia zainspirował mnie właśnie Michał Głowiński) poruszana jest kwestia “patriotycznej głupoty”. Głowiński w analizie przemówień partyjnych z lat sześćdziesiątych zwraca uwagę na zamiłowanie do przymiotnika “narodowy”, często zastępującego “polski” oraz skłonność do demagogicznie nadużywanego określenia “antynarodowy”. Również “patriotyzm” i “patriotyczny” komuniści skroili na własne potrzeby. W uproszczeniu patriota to ten, który popiera władzę. Każdy, kto ma inne zdanie jest wrogiem Polski i – być może działa – na rzecz Niemiec (wówczas NRF, bo przecież NRD to byli dobrzy Niemcy).

Logika

Język propagandy komunistycznej nie przejmował się logiką. Zgodnie z tym co napisał choćby Hłasko, w zacytowanym na początku tekstu fragmencie. Partyjniacy zupełnie nie krępowali się wynikaniem, związkami przyczynowo-skutkowymi, czy tym, że wcześniej jakiegoś zwrotu użyto w zupełnie przeciwnym kontekście.

Pojęcia znajdujące się po obu stronach są rozciągliwe jak guma, mogą się zwężać i rozszerzać zależnie od sytuacji, bieżącej potrzeby, a nawet kaprysu wysoko postawionej osoby.

Żydzi

Czas pisania notatek przez Michała Głowińskiego przypadł na okres wydarzeń marcowych, czyli wypędzenia Żydów z Polski, stąd sporo miejsca zajmuje analiza ówczesnego agresywnego języka prasy bieżącej i przedstawicieli władzy. Moją uwagę zwróciła jedna rzecz. Ece Temelkuran w Odgłosach rosnących bananów tworzy postać bohaterki, która nie chce by zwracano się do niej “Turczynka”, woli określenie “osoba urodzona w Turcji”. Wszystko po to, żeby nie utożsamiać się z polityką władz tureckich. Zwróciłem wówczas uwagę, że nie przypominam sobie, by w Polsce taka dychotomia kiedykolwiek się pojawiła. Częstsze było raczej wyjątkowo silne mówienie o sobie “Polak” nawet jeśli władza była nieakceptowana. Tymczasem Głowiński przytacza Wacława Szafrańskiego, autora wyjątkowo antysemickich tekstów publikowanych w “Życiu Literackim”. Szafrański zaapelował, by nie mówić o Żydach polskich tylko o Żydach z Polski. Czyli odwrotnie niż u Temelkuran to władza postanawia odebrać narodowość.

Polityczny bankrut

Określenie “polityczny bankrut” było powszechnym wyzwiskiem podczas marca 1968. Władza tak określała wszystkich, którzy mieli odmienne zdanie na temat prowadzonej polityki. Wróćmy na chwilę do naszej zabawy. Polecam wpisanie w przeglądarki tej frazy i sprawdzenie, kto jej używa wyjątkowo często.

Przekroczenie granic języka

Wspomniałem wcześniej, że utyskiwania nad brutalizacją języka aktualnej polityki są o tyle niesłuszne, że w kontekście języka partyjniaków z PRL-u nie ma to nic nowego. A jednak jest jedna rzecz. Głowiński analizując wypowiedzi w 1977 roku, zwraca uwagę, że dziennik Rudé právo (oficjalny dziennik Komunistycznej Partii Czechosłowacji) określił sygnatariuszy “Karty 77” mianem robactwa. Zwraca uwagę, że mimo całego swojego chamstwa i demagogii PRL-owska propaganda nie posunęłaby się aż tak daleko.

Ten artykuł z czeskiej gazety był streszczany przez prasę polską, ale wśród różnych wyzwisk “robactwo” nie padło. Widocznie ktoś zdał sobie sprawę, że w Polsce byłoby ono przekroczeniem granicy, której przekraczać nie wolno.

Wsiądźmy w wehikuł czasu i z roku 1977 przenieśmy się trzydzieści lat później (nie linkuje celowo).

“Niczym robactwo spod kamienia wypełzły dawno nie oglądane postaci, które żywo przypominały koszmary zrywanych sejmów I Rzeczpospolitej z czasów XVIII wieku: Niesiołowski, Giertych i et consortes.”

“Ostatni ruch rozdeptanego robaka”

“To obca agentura, trzeba ich wyłapać jak robactwo i wsadzić do więzienia”

Podsumowanie

Natrafiłem na takie zdanie Kurta Tucholskiego: “Powiedz mi, jak twój kraj zachowuje się wobec swych najgorszych wrogów politycznych, a ja ci powiem jaki jest jego poziom kulturalny”. To niewątpliwe, że zawarta w nim została głęboka mądrość. Język, jakim ktoś mówi o wrogu, nie przekazuje wiadomości o nim lub przekazuje bardzo niewiele, dostarcza zaś ważnych informacji o mówiącym.

A teraz biegiem do księgarni (sieciowych, stacjonarnych, wszelakich), kupować Złą mowę i czytać, czytać, czytać, myśleć.

 

Zła mowa, M. Głowiński

Zła mowa: jak nie dać się propagandzie, Michał Głowiński

Wyd.: Wielka Litera, 2016

2 komentarze do “Zła mowa”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *