Wilk stepowy – kryzys wieku średniego kontra rozterki młodości

Kilka miesięcy temu sięgnęła po nią moja żona. Żeby sobie przypomnieć. Dla niej też była to kiedyś ważna książka. Stanęła na oddzielnej półeczce, żeby do niej zerkać. Między Dopaminą i sernikiem a Profilowaniem kryminalnym. Zaglądałem do różnych przeczytanych dawno temu lektur (podróż w przeszłość), zastanawiałem się, który tytuł wybrać jako kolejny. Ale tej nie chciałem ruszać. Dopaminę i sernik brałem i odkładałem na dłuższy czas, żeby ponownie spróbować. A Wilk stepowy cały czas na mnie cierpliwie czekał. Nie wiem czemu próbowałem go omijać. Był dla mnie bardzo ważną książką, choć po latach pamiętałem już tylko ogólną ideę. Znacznie lepiej kojarzyłem inne książki Hermana Hesse, a zwłaszcza wrażenia mi towarzyszące. Siddartha historia poszukiwania siebie samego. W sam raz dla nastolatka. Długo później dostępne na naszym rynku księgarskim były Demian oraz Narcyz i złotousty. Pierwsza powstała osiem lat przed Wilkiem stepowym, druga trzy lata później. Ale wiem to teraz. Wtedy odnosiłem wrażenie, że Hesse pisze tę samą książkę. Zmieniają się tylko imiona głównego bohatera. Widzę na półce jeszcze Gertrudę. Musiały mnie już wyjątkowo znudzić, bo odkąd udało mi się wreszcie jakimś cudem nabyć Grę szklanych paciorków, nigdy jej nie przeczytałem. Stała zawsze w ważnych miejscach na półkach w kolejnych mieszkaniach. I była raczej swego rodzaju pożądanym niegdyś talizmanem. Żeby jednak nie zniszczyć jego magii staram się go nie dotykać.

Wziąłem w końcu do ręki Wilka stepowego. Po wielu, wielu latach. Smakuję kolejne strony. Zastanawiam się nad licznymi podkreśleniami i zaznaczeniami. Nie przypominam sobie, żeby to były moje wrażenia. Zagięć rogów (bo tak ja zaznaczam miejsca w książkach) nie widzę. Moja żona raczej nie pisze w książkach. Nasza pamięć jest ułomna.

Egzemplarz, który posiadam jest opatrzony pieczątką biblioteki mojego miasta rodzinnego. Albo więc książki nie oddałem, albo ją zwędziłem (ta przypadłość wydaje się dość częsta polecam zerknąć Co czyta… Agata Wojda). Prawdopodobnie po wcześniejszym czytaniu. Podkreślenia są zdecydowanie kogoś innego. Zresztą kolejne zaznaczone fragmenty sugerują, że ktoś zaznaczał nie idee, ale raczej charakterystykę głównego bohatera. Z całości chyba nie był zadowolony. Na stronie 80, czyli w  jednej trzeciej całości napotykam na wyraz frustracji.

Wilk stepowy - frustracja czytelnika

Co więcej w tym momencie rozumiem tego rozgoryczonego czytelnika. Gdyby nie to, że dobrze mi się ją czyta (czyżby tylko z nostalgii) w tym momencie chyba bym przerwał. Do tego momentu główny bohater Harry Heller zwany przez siebie wilkiem stepowym wygląda mi na faceta, który przechodzi właśnie kryzys wieku średniego. Już od pierwszych stron zastanawiam się, o co chodzi z tą książką. Dlaczego nastolatek utożsamiał się z czterdziestosiedmioletnim bohaterem. Co prawda na początku książki próbuje się on przedstawić jako nonkonformista, zbuntowany przeciw mieszczańskiemu życiu outsider. I to może się jakoś podobać młodym ludziom. Ale w pewnym momencie okazuje się, że on żył, pracował, miał żonę. Prowadził zwykłe przykładne życie. W pewnym momencie wszystko to się posypało. Więc jego bunt jest buntem po fakcie. Ot właśnie na progu pięćdziesiątki intelektualista dokonuje bilansu życia i żal mu pewnych wyborów. Rozważa samobójstwo i gada sentymentalnie, na tyle długo, że sfrustrował tym jakiegoś nieznanego mi czytelnika.

Sam Hesse cierpiał na depresję. Miał za sobą myśli samobójcze. Można więc rozumieć, że wilk stepowy jest próbą pokazania własnych bolączek duszy. Jak już napisałem byłem podobnie znużony i zniecierpliwiony, jak anonimowy czytelnik. Mimo wszystko dobrze, że czytałem dalej. Kilka stron później bohater spotyka w “Czarnym orle” Herminę. Dziewczynę, która prostuje mu rzeczywistość. I tu się ożywiłem. Bo jeśli do tej pory książka miała być manifestem autora, to była niesłychanie naiwna. Może pociągająca dla nastolatków, ale niezbyt dla facetów po czterdziestce, a właściwie już w pobliżu pięćdziesiątki. Hermina wprost wywala wilkowi stepowemu, że zachowuje się jak gówniarz, któremu ktoś obraził idola (chodzi o Goethego).

Jesteś w jakiś głupi sposób mądry.

Pokazuje mu miałkość przeintelektualizowanego życia, które prowadził. A on.. cóż, zakochuje się w młodej, pięknej dziwce. Co więcej zachowuje się, jakby nie wiedział z kim ma do czynienia i snuje opowieści o rozkwitającym kwiecie i powabach młodości. Ani chybi, kryzys wieku średniego.

Niedawne przyznanie nagrody Nobla w dziedzinie literatury Bobowi Dylanowi wzbudziło konsternację części środowiska literackiego (http://www.rp.pl/Literatura/161019565-Huelle-o-literackim-Noblu-dla-Boba-Dylana-to-zaskakujace-i-zenujace.html). Przypomniało mi się to podczas dialogu wilka stepowego z Herminą, w czasie którego stara się on pokazać, że muzyka to tylko ta wielka (Mozart, Haendel) podobnie jak literatura (Goethe, Novalis). Jazz to coś banalnego, dla prostaków. Sam taniec nie ma nic wspólnego z duchowością, przeżywaniem. Odbieraniem do głębi.

No dobra. Przyznam się. Być może lata temu Wilk stepowy mi się podobał, bo nie przepadam za tańcem. Do dziś się to nie zmieniło. Harry się złamał. Hermina go uwiodła i nauczył się fokstrota. Ja nie. No dobra zdarza mi się. Ale przyjemności w tym nie mam i unikam.

Swoją drogą Hesse otrzymał literackiego Nobla w 1946 roku.

Wróćmy do Wilka stepowego. Mamy przeintelektualizowanego profesora tuż przed pięćdziesiątką. Zastanawia się, czy życie mu się dobrze potoczyło. Snuje myśli samobójcze, żal mu, że jest lepszy od całego świata, ale ten raczej się tym nie przejmuje. I oto spotyka prostytutkę, zdroworozsądkową dziewczynę. Ona opowiada mu, że właściwie jest taka sama. Sama, zagubiona, samotna. Ale wzięła się w garść i już wie, jak korzystać z życia. Organizuje Harremu schadzki z inną atrakcyjną dziewczyną, sama ofiarując się na deser, jako główna atrakcja balu maskowego. No raj męskich marzeń. Do wyboru mamy jeszcze delikatny wątek homoseksualny. Hermina przebiera się za Hermana, muzyk Pablo też jest nadzwyczaj czuły i uprzejmy.

Przy najbliższej sposobności wypijemy bruderszaft, nigdy jeszcze, mój drogi nie podobałeś mi się tak jak dziś. A jeśli będzie ci na tym zależało, to będziemy mogli sobie podyskutować o muzyce, o Mozarcie, Glucku, Platonie i Goethem – ile tylko dusza zapragnie.

No a później mamy coś, co wyjaśnia nieco status Wilka stepowego jako “biblii hippisów” – narkotyczna jazda na balu maskowym. Zresztą Pablo był na tyle uczynny, że dzielił się tajemniczymi proszkami, a alkoholu Harry nie zwykł sobie odmawiać. Trochę sceny zaczynają przypominać odjazdy Joe Bucka z Nocnego kowboja podczas hippisowskiej imprezy. Tylko tutaj są takie, och uduchowione. Ale oto nadchodzi mroczna część duszy Harrego, który znajduje się w centrum działań wojennych…

Przepraszam jeśli brzmi to cynicznie, ale jakoś nie mogę tego czytać bez nutki rozbawienia.

Mogło mi się to podobać, jako nastolatkowi. Ale teraz? Chyba już nie. Trochę za dużo sentymentalnych metafor, albo też metaforycznego sentymentalizmu.

Z posłowia napisanego w moim wydaniu Wilka stepowego przez prof. Huberta Orłowskiego, wynika, że właśnie tak było. Pięćdziesięcioletni Hesse imprezował, korzystał z uroków kobiet i życia. W jednym z listów pisze do przyjaciela: “jaki ze mnie głupiec: rozwiązywałem przez trzydzieści lat problemy ludzkości nie wiedząc co to bal maskowy. Sądziłem, że ludzie są mniej więcej do mnie podobni”.

Ot kryzys wieku średniego. Żal za uciekającą młodością. Tajemnicą pozostaje, dla mnie paradoks, że młodych ludzi (“nie wierz nikomu po trzydziestce”) zachwyciło wyznanie życiowej porażki pięćdziesięciolatka. Niesłychanie to zabawne. Paradoks podobny jak w przypadku Gry w klasy Cortazara.

Wilk stepowy, H. Hesse

Wilk stepowy, Herman Hesse

Wyd.: Wydawnictwo Poznańskie, 1984

Tłum.: Gabriela Mycielska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *