Iksowie

To jest świetny obraz stanu ducha pewnego rodzaju “patriotyzmu”. Książka, w której jednym z najważniejszych bohaterów jest cenzura twórczości, zostaje zablokowana jako antypolska, zaś jej autor otrzymuje zakaz wjazdu do Polski oraz korzystania z naszych archiwów.

Obrońcą “polskości” i inicjatorem tych zakazów był Jerzy R. Nowak historyk i hungarysta, dziś znany z wystąpień w Telewizji Trwam, Radiu Maryja, jak również ze współpracy z Wyższą Szkołą Kultury Medialnej i Telewizyjnej w Toruniu.

Oddam na chwilę głos Weronice Kasprzak, która tak pisała na łamach magazynu Teatr:

W Polsce zapanowała konsternacja. Jakiś bliżej nie znany nikomu Węgier przedstawił we własnym świetle kawał polskiej historii, obierając dodatkowo na swego głównego bohatera najświętszą legendę naszej rodzimej sceny.[…] Potem niestety następuje okres, który z perspektywy czasu można określić jednoznacznie jako nagonkę na Spiró. Szczególną aktywnością wykazywał się na tym polu Jerzy Robert Nowak, oskarżający autora „Iksów” o wszelkie możliwe zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu. Publikowane w „Zdaniu” niesmaczne teksty Nowaka sprawiają dziś wrażenie wyjątkowo komiczne. Ich autor zadał sobie niewątpliwie wielki trud, skrupulatnie obliczając, na ilu stronach powieści padają pod adresem Staszica czy Niemcewicza słowa takie jak „głupiec” czy „idiota”. Wyrwane w ten sposób z kontekstu pojedyncze zdania przedstawia następnie jako koronny dowód na uprawiane przez Spiró polakożerstwo. Ten prymitywny sposób zadziałał bezbłędnie. Wybuchł skandal, odebrano Spiró obiecane wcześniej stypendium na dalsze badania archiwalne w Polsce (zbierał już wtedy materiały do powieści o Towiańskim), a jako że nigdy nie ukrywał swego żydowskiego pochodzenia, można było ogłosić wielki spisek syjonistyczny. (źródło)

Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby znaleźć antypolonizm w świetnej książce opisującej pewne środowisko. W tym wypadku teatralne oraz literacko-polityczne w Warszawie, na początku XIX wieku. W gruncie rzeczy te wszystkie wojenki, zazdrości, układy, układziki, zależności (finansowe, polityczne i obyczajowe) mogłyby wydarzyć się w dowolnym czasie i miejscu na świecie. Spiró wykonał ogromną archiwalną robotę, po czym stworzył beletrystyczną POWIEŚĆ, wykorzystując realne postaci i fakty. Tylko i aż tyle. Świetnie się to czyta, jeszcze ciekawszą zabawę stanowi odkrywanie tych wszystkich nazwisk (czy wiedzieliście, że aktor John Gielgud był prawnukiem aktorki Anieli Aszpergerowej jednej z bohaterek Iksów?).

Odpowiem jednak sam na to pytanie, co można mieć w głowie. Jest w książce Spiró doskonała scena, gdy grupa cenzorów debatuje nad tłumaczeniem Bogusławskiego, sztuki Augusta von Kotzebue. Spodziewają się, że w tłumaczeniu przemycił nieprawomyślne hasła. Interpretują więc pojedyncze sceny podobnie jak osoby dostrzegające wizerunek Maryi na szybie i widząc krytykę oraz aluzje do konkretnych postaci. Tymczasem okazuje się, że tłumaczenie jest dosłowne i nie ma tam żadnych “wstawek tłumacza”, zaś aluzje są wymyślone, bo sztuka powstała znacznie wcześniej.

Po świetnych Mesjaszach mogłem spodziewać, że w Iksach Spiró pokaże również Bogusławskiego oraz jemu współczesnych, nie jako nieskazitelny pomnik z brązu ale jako człowieka. Pełnego wad, ograniczeń i pasji. Tak się stało. Co więcej, w gruncie rzeczy w miarę lektury budzi on ciepłe uczucia, jako człowiek owładnięty właśnie wielką pasją teatralną, choć ma sporo wad. Główny wątek powieści stanowi konflikt Bogusławskiego z towarzystwem Iksów. Spiró pokazuje członków stowarzyszenia, jako grupę osób o przeróżnych interesach, część z nich ma swoje własne ambicje literackie i może skrytykować konkurentów, inni starają się być lojalni wobec władz rosyjskich, jeszcze inni pełnią rolę cenzorów, choć oficjalnie cenzura nie istnieje. Wikipedia sugeruje, że celem towarzystwa było podniesienie poziomu przedstawień teatralnych, rugując z nich popularnych komedii i dramatów. 

Upewniliśmy się, że miast ukształcenia smaku publiczności, podniesienia jej do siebie, sam się do niej zniżył. Poszedł w ślady Szekspira i Moliera, którzy także tłumowi hołdowali, ale niechże wspomni, że potomność wiecznie im to wymawia

Och jak bardzo przypomina to dzisiejsze czasy i utyskiwanie nad niskim poziomem literatury, muzyki i tym, że ludziom nie podoba się wielka SZTUKA. Sam zresztą Bogusławski pokazany jest momentami jako obrońca teatru “dla każdego”, choć równocześnie próbuje przemycać różne aluzje w najbardziej niewdzięcznych rolach.

Iksowie są świetni do odczytania również dziś, gdy znów władza ma pokusę wpływania na twórców i tworzenia poprawnych i patriotycznych treści. Na pewno znajdą się wierni, lojalni i usłużni. Jeszcze chętniej w zamian za jakieś korzyści. Będą tropić, sugerować, donosić. Przekonani, że służą wielkiej sprawie.

Interesujące, że książka traktująca tak mocno o cenzorach i cenzurze mogłaby mieć problemy z ukazaniem się w PRL-u, bez inicjatywy R. Nowaka, a z drugiej strony na Węgrzech stała się bestsellerem, choć z pewnością również tam istniały instytucje cenzorskie.

Może czasami jest zbyt przegadana (podobnie jak w Mesjaszach autor cytuje obszerne fragmenty oryginalnych pism i mów), ale miałem wrażenie, że na jej podstawie można by nakręcić świetny film o ludziach i ich małościach (coś w rodzaju Faworyty), gdyby tylko reżyser – podobnie jak György Spiró w książce – potrafił oderwać się od kultu nazwisk naszych narodowych bohaterów i zobaczyć w nich po prostu człowieka. Z wadami, a nie tylko przez pryzmat światłości.

Dręczy mnie to, że przetrwają płótna Canaletta, jego obrazy warszawskie… fragmenty są dokładne i wierne, ale na wszystkich jest pogodne światło słoneczne i od tego jeszcze teraz szlag mnie trafia. Ludzie będą sądzić, że to była radość mieszkać w tym pełnym słońca, uroczym mieście. A tymczasem tutaj zawsze jest tylko mgła i deszcz. Kurewski Canaletto!

Iksowie, G. Spiró

Iksowie, György Spiró

Wyd.: WAB, 2013

Tłum.: Mieczysław Dobrowolny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *