Ostatni świadkowie

Rozumiem, że te relacje mogą robić wrażenie. W zasadzie wystarcza jedna, dwie, pięć, dziesięć historii, żeby zrozumieć, że wojna to nie tylko manewry wojskowe. To również strach dzieci. Swietłana Aleksiejewicz spisała dziesiątki krótkich wspomnień osób, które podczas drugiej wojny światowej miały kilka lub kilkanaście lat. 

Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy to właśnie zbiór tych wspomnień. Warto jednak pamiętać, że są przefiltrowane przez kilkadziesiąt lat. Nie znaczy to, że nie są prawdziwe. W żadnym wypadku. Traumy, przeżycia wojenne są bardzo silne. Ale na to nakładają się cudze wspomnienia, sny, wyparcia, złudzenia. 

To co zwraca uwagę, to fakt, że świat przedstawiony w tych historiach jest wyjątkowo czarno-biały. Źli Niemcy i wszędzie pomocni ludzie. Dzielący się nawet kromką chleba, biorący pod opiekę cudze dzieci, wychowujący, chroniący. Oczywiście opowieści tych, którzy nie przeżyli bądź doświadczyli krzywd od innych (nie tylko Niemców) nie usłyszymy, stąd może ta jednostronność.

Z perspektywy polskiego czytelnika ta książka może być irytująca. W końcu ZSRR brał udział również we wrześniowej inwazji na Polskę. Dla mieszkańców Związku Radzieckiego wojna rozpoczęła się dopiero w 1941 roku, gdy dotychczasowy sojusznik postanowił zaatakować. To jednak jest polityka. Zaś działania wojenne dotykają ludność cywilną – rodziny, dzieci. Im dłużej trwa tym bardziej borykać trzeba się z głodem, biedą, zimnem. Nie jest tak, jak przy okazji lektury Żywiciela stwierdził mój jedenastoletni syn “zawsze myślałem, że wojna to strzelanie i wojsko”.

Ważna książka, ale zbyt monotonna (jeśli tak w ogóle można napisać o tego rodzaju przeżyciach).

[Foto: S. Alperin, 1.09.1943]

Ostatni świadkowie, S. Aleksiejewicz

Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy, Swietłana Aleksiejewicz

Wyd.: Czarne, 2013

Tłum.: Jerzy Czech

2 komentarze do “Ostatni świadkowie”

  1. Bo ona tak pisze, taki ma styl . Oddaje głos ludziom, swoim bohaterom, nie dodaje nic od siebie, niczego nie podsumowuje. „Czasy second handu”, które czytałam jako pierwsze, podobały mi się bardzo. „Wojny” nie zmogłam – za dużo tego samego. Jasne, każda ludzka historia jest ważna i poruszająca, ale po lekturze dziesiątej identycznej ma się dość.
    Nobel być może się należał, ale ja już Aleksiejewicz czytać nie będę.

    1. Ta monotonia i ważność każdej historii jest niby zrozumiała, ale jednak przestaje w pewnym momencie poruszać. Albo ja nie mam odpowiedniej wrażliwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *