Naftowa Wenus

Ta książka może szokować, co więcej można było ją w prosty sposób zepsuć tłumaczeniem. W Naftowej Wenus Aleksandra Sniegiriowa bohaterowie rozmawiają w taki sposób, w jaki u nas już się nie rozmawia. Idiota, kaleka, upośledzony, down. To język Rosji w XXI wieku. W której język dotyczący osób z niepełnosprawnościami i ich postrzeganie przypomina, jaką drogę przebyliśmy w Polsce. Bo u nas już się tak nie mówi, choć tak było.

Dlatego uważam, że gdyby w drodze tłumaczenia, ktoś wpadł na jakieś źle rozumiane poprawnościowe pomysły i wyrugował realny język, żeby nie urażać czytelnika zaszkodziłoby tej książce ogromnie. 

Fiodor jest samotnym ojcem wychowującym Wanię – nastolatka z zespołem Downa. To nie było chciane ojcostwo. Wania był wychowywany przez dziadków, jednak w wyniku splotu przeróżnych zdarzeń Fiodor musi, wbrew sobie zaakceptować posiadanie syna i podjąć się opieki nad nim.

Posiadanie niedorozwiniętego dziecka nie mieściło mi się w głowie. Ja, młody chłopak, nie mogłem się z tym pogodzić. Kolegom z klatki, znajomym od dziecka, skłamałem, że z powodu śmierci mojego i Leny malucha, moi rodzice usynowili cudze dziecko inwalidę. Było mi okropnie wstyd za Wanię. Nie do pomyślenia było dla mnie przyznanie się, że jestem ojcem downa.

Wstyd, upokorzenie, niepełnosprawne dzieci oddaje się do zakładów, usuwa z pola widzenia, nie tylko własnego, ale również całego społeczeństwa. Tak funkcjonuje wciąż Rosja i tak funkcjonowały kraje obozu socjalistycznego. Dlatego – o czym często mówią osoby z mojego pokolenia – byliśmy zaskoczeni, gdy zaczęliśmy wyjeżdżać na Zachód i zauważaliśmy w przestrzeni publicznej mnóstwo osób z przeróżnymi niepełnosprawnościami. Prawdziwą różnorodność. W rajach socjalistycznych nie było niepełnosprawnych! To znaczy byli, pozamykani w domach, z piętnem nie tylko wobec siebie, ale również rodziców, którzy nie ważyli się “pokazywać ich światu”. Walka, o to, żeby osoby z niepełnosprawnościami miały identyczne prawa jak pozostała część społeczeństwa jest tematem, choćby filmu, który niedawno miał u nas premierę – Śubuk (reż. Jacek Lusiński). I choć wiele jest jeszcze do zrobienia (ot choćby kwestia absurdalnego zakazu pracy dla opiekunów), takie książki jak Naftowa Wenus pokazują, jaką pracę już wykonaliśmy.

Tym razem postanowiłem osobiście wyrzec się syna. Znalazłem adres internatu dla downów. […] Betonowy dom za obszarpanym płotem. Wysypisko dla ludzi. Zdrowi, “pełnowartościowi” zamykają tu “wybrakowanych”. Chłód w obskurnych, nieprzytulnych korytarzach i wspólnych pokojach, gdzie mieszkają zaślinione wyrzutki. Personel, jakby zaszczepiony na współczucie.

[…]

Ludzie dzielą się na tych, którzy nas jakby nie zauważają, i tych którzy wybałuszają na nas oczy. Miło jest udawać, że inwalidów nie ma, ale kusi im się przyjrzeć jak zwierzętom w zoo.

Ależ zgrzyta ten język. Naprawdę się tak już w Polsce nie mówi! Osoby z trisomią, a nie downy; pracują w kawiarniach, sklepach, wystawiają sztuki na deskach teatrów. Inny świat. Choć minęły może trzy-cztery dekady.

Pod tym względem, jak również opisu relacji rodzinnych Fiodora to świetna proza. Również powolne budowanie więzi z Wanią. I choć język powieści jest właśnie taki, jak w powyższych cytatach, to jednak czuć u ojca szacunek i ciepło wobec syna. W tym, jak z nim rozmawia, jak reaguje na jego potrzeby i zachowania. W innych warunkach, w innym kraju prawdopodobnie zacząłby walczyć o jego prawa. Bo już to robi. W tej dziwnej Rosji, której nie rozumiemy, a po inwazji na Ukrainę, rozumiemy ją i jej mieszkańców jeszcze mniej.

Powieść staje się w pewnym momencie bardzo “rosyjska”. Pojawiają się nowi bohaterowie, sytuacje między nimi zaczynają się komplikować, bójki, godzenie się, nieco odrealnione zdarzenia, groteska. Trudno to wyjaśnić, ale bardzo to wszystko rosyjskie. 

Nie podobało mi się tylko coś, co wiele lat temu uderzyło mnie u Wiktora Pielewina w Generation P. Tam bohater pod wpływem grzybków halucynogennych doświadcza różnorodnych wizji, które niewiele wnoszą do całej fabuły. Tu mamy podobny zabieg, choć pod wpływem bliżej nieokreślonego czynnika. Wraz z pewnym spektaklem teatralnym pojawiają się metafory, opowieści o Rosji, jej mieszkańcach, tym kim są. Traci nieco na tym cała świetna historia. Ale może to też część tej rosyjskości, o której wspominam.

W każdym razie warto do niej sięgnąć.

Już zdążyłem się zarazić wirusem wszystkich rodziców dzieci umysłowo upośledzonych. Zaczynam wierzyć, że downy nie są upośledzone, lecz są dziećmi Boga. Jeśli takie dziecko zrobi kupę pośrodku zatłoczonego supermarketu, nie jest to obrzydliwy wybryk, lecz test na ludzką wyrozumiałość. W głębi duszy uważam to za brednie, doskonale rozumiejąc, że downy bywają nie tylko zabawne, ale i odrażające. Ale kiedy mowa o Wani, zamieniam się w żarliwego obrońcę. Jak wszyscy moi rodacy, którzy w zaciszu domowym pomstują na ojczyznę i stają się ortodoksyjnymi patriotami za granicą. 

[Photo by Nathan Anderson on Unsplash]

Naftowa Wenus, Al. Sniegiriow

Naftowa Wenus, Aleksandr Sniegiriow

Wyd.: GlowBook, 2022

Tłum.: Borys Hass

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *