W niepewnym boju

Nie jest to historia na miarę Gron gniewu, ale napisana w 1936 roku, trzy lata wcześniej W niepewnym boju częściowo przygotowuje do tej wielkiej powieści Johna Steinbecka o łamaniu ludzkiej godności i życiu robotników w erze Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych.

Steinbeck swoje powieści pisał na podstawie rozmów z robotnikami, działaczami, więc można je częściowo uznać za pracę reporterską. Świetny wstęp do wydania dotyczący tła historycznego oraz samej postawy autora napisał Warren French. 

Po lekturze Gron gniewu oraz W niepewnym boju można by uznać, że pisarz jest wyjątkowo lewicowy, ze zdecydowanymi sympatiami w stronę komunizmu. French wyjaśnia, że tak nie było. Steinbeck nie przepadał za “czerwonymi”. Tym bardziej należy cenić to w jaki sposób portretuje swoich bohaterów i pewne procesy. Częściowo jego podejście widać w postawie jednego z bohaterów – doktora Burtona. Ten pomaga strajkującym robotnikom, nie biorąc za to pieniędzy, ale też nie wierząc w ich sprawę czy niesprawiedliwość społeczną.

Mówisz, że nie wierzę w sprawę. To tak jak nie wierzyć w istnienie księżyca. Komuny istniały już wcześniej i będą się pojawiać w przyszłości. Ale wam się wydaje, że jak ustanowicie nowy ustrój, to robota będzie wykonana. Tymczasem wszystko się zmienia, Mac. Gdyby jutro udało wam się zrealizować waszą ideę, jej ucieleśnienie natychmiast zaczęłoby się zmieniać.

Głównymi bohaterami powieści są Mac i Jim – dwaj “czerwoni” prowodyrzy strajków. Mac doświadczony, Jim dopiero się uczy. Jeżdżą po kraju i podburzają do buntów robotników sezonowych  – marnie opłacanych, z ciągle obniżanymi stawkami. Z jednej strony przedstawieni jako ideowcy, z drugiej cyniczni organizatorzy “tłumu”. Świetnie pokazane są różnego rodzaju procesy grupowe, które Mac wykorzystuje w odpowiedni sposób. Na zimno podchodzi do śmierci robotników, traktując ją, jako narzędzie zagrzewające do oporu. Oni nie są liderami ruchu, raczej wskazują spośród społeczności, kto powinien nimi być i odpowiednio kierują, doradzają, podpowiadają. 

W innych miejscach i innym czasie mogliby być wojskowymi, przywódcami partyzantki, liderami religijnymi, czy nawet zarządzającymi korporacji. Wciąż powtarzają, że liczy się idea, proces i zmiany, a nie jednostka. Ta powinna się poświęcić. Nawet za cenę najwyższą, bo liczy się coś o wiele ważniejszego.

Z drugiej strony sportretowani są właściciele ziemscy, posiadający grunty, pieniądze, media, władzę. Dla utrzymania status quo również posuną się do ostateczności – wymuszenia, grożenie, wykorzystywanie tzw. “straży obywatelskiej”, która jest gotowa na wszystko.  W imię obrony własności, kapitalizmu. 

Mac, kim są, do cholery, członkowie tej straży obywatelskiej? Co to za ludzie?

To najwięksi szubrawcy w każdym mieście. Ci sami, którzy w czasie wojny palili domy niemieckim staruszkom. Ci sami, którzy linczują Murzynów. Lubią przemoc i okrucieństwo. Lubią robić ludziom krzywdę i zawsze nadają temu jakąś ładną nazwę, patriotyzmu, albo obrony konstytucji. Ale to tylko stare trepy od torturowania czarnuchów. Sadownicy ich wykorzystują, wmawiają im, że trzeba bronić ładu konstytucyjnego przed czerwonymi. To daje im prawo bezkarnego palenia domów, torturowania i bicia ludzi.

Czyli ponownie liderzy, tym razem po drugiej stronie barykady, wiedzą jak i kogo wykorzystać. U kogo obudzić najgorsze instynkty w imię szczytnych idei. Brzmi znajomo?

Całość pokazuje, jak wiele jest interesów i interesików we wszelkich buntach. Jak powstają frakcję wśród tych, którzy walczą teoretycznie za wspólną sprawę, a później z różnych powodów, w wyniku strachu, złości, zemsty, zmieniają się motywy. Mac niczemu się nie dziwi. Raczej rozumie te procesy i próbuje na nie wpływać, choć często wie, że są skazane na niepowodzenie. Najważniejsze zdaje się dla niego być to, żeby ludzie zobaczyli ile mogą wspólnie zdziałać, gdy się zorganizują. 

Mac i Jim potrzebują działać, być w ciągłym ruchu są rewolucjonistami. Tak o sobie mówi Mac

Raz zrobiłem sobie przerwę i pojechałem do lasu w Kanadzie. Po paru dniach uciekłem stamtąd w te pędy. Chciałem rozróby, łaknąłem walki i zamieszania.

Nie wiemy, jak poradziłby sobie, gdyby wszystkie cele zostały osiągnięte. Przywołam tu spostrzeżenie A. Mogilnickiego, który w tych samych czasach, ale w innym miejscu na świecie przytoczył słowa rosyjskiego rewolucjonisty Petrunkiewicza:

Jestem rewolucjonistą z natury; gdybym mógł stworzyć we wszystkich szczegółach takie państwo, jakiego bym pragnął, według swego uznania, to za trzy miesiące byłbym w tym państwie rewolucjonistą. 

Na koniec jeszcze kilka słów, dotyczących kryzysu lat trzydziestych. Powieści Steinbecka powinni przeczytać wszyscy ci ekonomiści, którym tak łatwo przychodzą porównania współczesnych czasów z tym, co było niemal sto lat temu. Po kryzysie hipotecznym z 2007 roku wielokrotnie powtarzano, że zbliża się największy kryzys od czasów Wielkiego Kryzysu. Po niedawnym “wstrzymaniu” gospodarek w wyniku pandemii, znów pojawiły się identyczne porównania. To spora ślepota, żeby nie zauważyć różnicy między bieżącą sytuacją a tą z lat trzydziestych, gdzie dziesiątki tysięcy robotników przemierza kraj w poszukiwaniu najgorzej płatnej pracy. Żywi się dzień w dzień fasolą i płatkami owsianymi, i tanią, podłą kawą. 

Takie życie jest w tej chwili rzeczywistością uchodźców, którym odmawia się prawa do spokoju i godności. Oczywiście bieda istnieje również w krajach rozwiniętych. Ale nie na taką skalę, jak miało to wówczas miejsce.

[Foto: The Chicago Memorial Day Incident, National Archives]

Księżyc zaszedł/W niepewnym boju, J. Steinbeck

W niepewnym boju, John Steinbeck

Wyd.: Prószyński i S-ka, 2016

Tłum.: Jan Hensel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *