Tylko góry będą ci przyjaciółmi

Kiedy cierpienie staje się normą, ludzie doświadczają tej szczególnej postaci radości. Spaczonego zadowolenia zrodzonego z chaosu i destrukcji.

Philip Zimbardo opisał szczegóły swojego więziennego eksperymentu przeprowadzonego na uniwersytecie stanfordzkim w 1971 roku w opublikowanej po kilku dekadach książce Efekt Lucyfera. Osiemnastu studentów zamknięto w symulowanym więzieniu. Część z nich miała odgrywać role strażników, pozostali więźniów. Dość szybko obie grupy zaczęły “wczuwać się” w swoje role. Zaczęło dochodzić do coraz poważniejszych incydentów i w rezultacie eksperyment zaplanowany na dwa tygodnie przerwano po sześciu dniach. Choć w 2018 pojawiły się pewne wątpliwości i zarzuty co do prowadzonych badań (nie chodzi tu o kwestie etyczne i faktu, że dziś do tego rodzaju badań by nie doszło, co podkreślał wielokrotnie sam Zimbardo), wystarczy sięgnąć do historii ludzi opisujących swoje uwięzienie w różnych warunkach, by zgodzić się z pewnymi wnioskami płynącymi z eksperymentu więziennego – w pewnych warunkach, zwyczajni ludzie stają się bestiami, nadużywającymi swojej pozycji.

Zwróćmy uwagę na obozy dla uchodźców. Teoretycznie ludzie przetrzymywani w takich miejscach, nie są złoczyńcami odbywającymi karę pozbawienia wolności i należy ich traktować “twardo” z uwagi na ich charakter czy zachowania (pomijając pewien statystyczny odsetek osób o skłonnościach przestępczych). Całkiem niedawno pisałem o wspomnieniach Ekateriny Lemondżawy z pobytu w obozie w Lesznowoli (Nr 56. Pamiętaj, nazywam się Eketerina). Dehumanizacja, codzienne upokorzenia, zastraszanie, “regulowanie” głodem, systemowa perfidia (biblioteczka wyłącznie z książkami w języku polskim). Zwykli ludzie, którzy tylko wykonują rozkazy i wypełniają regulaminy.

Właśnie skończyłem inną relację z miejsca oddalonego od Lesznowoli o ponad dwanaście tysięcy kilometrów – wyspa Manus (Papua-Nowa Gwinea) opisaną przez kurdyjskiego dziennikarza Behrouza Boochani Tylko góry będą ci przyjaciółmi.  Boochani znalazł się w obozie na Manus w 2013 roku po wcześniejszej ucieczce z Indonezji i próbie przedostania się na przemytniczej łodzi do Australii. Historia rozpoczyna się właśnie w tym miejscu i już od początku wiemy, że nie będzie to opowieść o ludzkiej szlachetności i solidarności w obliczu wspólnego niebezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie, od samego początku na wygranej pozycji są ci, którzy wykorzystują siłę, spryt i brak zasad moralnych. Jeśli jesteś matką z dzieckiem, to naprawdę będziesz mieć szczęście jeśli dostaniesz się do marnej łodzi. Podział picia lub jedzenia, też nie jest sprawiedliwy, chyba, że pojawi się ktoś, kto próbuje zaprowadzić jakiś ład siłą swojego autorytetu i postawy. To jednak trudne w miejscu, gdzie trwa walka o przeżycie. Własne przeżycie.

Bohaterom ucieczki nie udaje się dostać do brzegów Australii, “uratowani” podczas sztormu zostają dostarczeni do zbudowanego przez Australijczyków obozu dla uchodźców na Manus. Jeśli wydaje nam się, że ten obóz dla niechcianych ma na celu zapewnienie choć minimalnej opieki medycznej i wyżywienie, jesteśmy w błędzie. Od samego początku chodzi o zastraszanie i odarcie z godności. Począwszy od nadania numeru (podobnie jak w Lesznowoli), poprzez zarządzanie strachem i przemocą. Nikt z organizatorów nie martwi się o sprawiedliwy przydział żywności – wygrywa ten, kto jest pierwszy i bardziej brutalny. Do tego dochodzi “regulowanie” nastrojów więźniów poprzez włączanie i wyłączanie prądu czy wentylatorów, a to ma znaczenie w morderczym klimacie. 

Boochani opisuje różne postaci w obozie, nie tylko tych, którzy wykorzystują siłę, ale również takich (bardzo nielicznych), którzy próbują zachować własną godność. To jest niesłychanie trudne, bo o wiele liczniejsza grupa jest tych, którzy czekają tylko na potknięcie tych, którzy próbują stosować “etykę normalnego życia”, a później wykorzystują to do ośmieszenia i pognębienia.

Duch więzienia nie zdzierży norm etycznych obowiązujących w społeczeństwie poza jego płotami – normy ciska się więc precz.

Poza walką między więźniami są jeszcze strażnicy. Ci na wszystko odpowiadają, że działają zgodnie z regulaminem. Zgodnie z regulaminem odlewają więc mleko (a to pojawia się bardzo rzadko) do połowy kubeczka, starannie odmierzając. Każdy kubek, do którego zostaje nalane zbyt dużo jest odstawiany, zaś na końcu wszystkie te nadmiarowe porcje są na oczach uchodźców wylewane.

Gdy więźniowie rysują na stołku planszę do gry, żeby zająć jakoś czas, ta jest konfiskowana.

Strażnicy pilnujący więzienia to pracownicy brytyjskiej firmy G4S, informacje w Wikipedii dają pewien obraz ich funkcjonowania. Pod koniec książki autor opisuje, jak postanowiono przeprowadzić więźniów z jednego miejsca do drugiego.

Australijscy strażnicy wyprowadzają pięcio- i sześcioosobowe grupki osadzonych przez główną bramę więzienia, a potem dalej, na drogę. Po prostu wydają rozkazy, a więźniowie, jak i Papu w szpalerach wzdłuż drogi, je wykonują. Rozkazy są takie: głowy w dół, naprzód marsz, zachować milczenie. A co do Papu, im rozkazano bić każdego, kto zboczy ze szlaku, i w milczeniu wykonywać wszelkie polecenia. Głos wydający rozkazy jest niczym dowódca na froncie.

Papu to rdzenni mieszkańcy wyspy, których też wykorzystano w “fantastyczny” sposób. Powiedziano im, że w obozie znajdą się kryminaliści i terroryści gotowi na wszystko. Z kolei uchodźcy dostali informację, że krajowcy są ludożercami i poza kontrolą rządu. Ci zresztą zdają się być znacznie bardziej ludzcy, choć niestety ich przełożonymi są strażnicy, więc obawiają się o utratę pracy.

Australia, państwo demokratyczne, z całym tym bleblaniem o prawach człowieka, z historią powstania, czyli wysyłką skazańców z Wysp Brytyjskich stworzyła zwykły obóz koncentracyjny. Dzięki takim informacjom jakie przekazał Boochani mamy jeszcze jedną rysę na wizerunku tych wszystkich demokratycznych, rozwiniętych krajów, głośno mówiących o prawach człowieka. A najłatwiej wyrazić zatroskanie i obawę o łamanie praw człowieka, w jakichś egzotycznych krajach na jakimś forum ONZ szeroko transmitowanym w mediach.

Obóz w Manus został zamknięty w 2017 roku, doszło do tego po ujawnieniu opinii publicznej buntu i śmierci kilkorga więźniów. Całość tekstu autor przesyłał przemyconym telefonem używając komunikatora internetowego.

Tylko góry będą ci przyjaciółmi, B. Boochani

Tylko góry będą ci przyjaciółmi, Behrouz Boochani

Wyd.: Książkowe Klimaty, Artrage.pl, 2021

Tłum. Tomasz S. Gałązka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *