Niderlandzki dziennikarz Pieter Van Os nie jest mistrzem zwięzłości. Takie miałem wrażenie czytając Już nie chcę być człowiekiem, to zaś sprawiło, że od połowy jedynie kartkowałem tę blisko pięciuset stronicową książkę.
Marilka Shlafer, Mala Rywka Kizel, Janina Gmitruk to ta sama osoba. Urodzona w rodzinie chasydzkich Żydów, przeżyła II wojnę światową i zagładę Zydów. Jednak jej historia nie jest wyłącznie opowieścią o ukrywaniu się. To historia zmian tożsamości, ukrywania się przed denuncjatorami, ucieczki z getta warszawskiego, miłości do niemieckiego żołnierza, uzyskania potwierdzenia od nazistowskiego urzędu, że jest bezpaństwowcem (co było wyższym poziomem niż folksdojcz). Historia niezmiernie interesująca. Sama autorka opisała ją w rękopisie i na podstawie jej zapisków oraz rozmów z nią Pieter Van Os postanowił odtworzyć nie tylko historię Mali, ale historię niemal wszystkiego, co stanęło mu na drodze w poszukiwaniach śladów przeżyć Mali.
To sprawia, że ta książka jest w zasadzie opisem działań wojennych, Holokaustu, pogromów żydowskich na przestrzeni wieków, informacji o działaniach Armii Czerwonej, historii niemieckich inżynierów, którzy po wojnie zostali przejęci przez Amerykanów lub Rosjan, czy w końcu o zajęciu Liddy przez wojska izraelskie w 1948 roku. Miałem wrażenie, że Van Os postanowił napisać o wszystkim, czego się dowiedział, próbując zweryfikować opowieść Mali, a dodatkowo to czego się nie dowiedział, próbował dopowiedzieć domysłami, przedstawiając nieco warsztat reportażysty (podobne to pod tym względem do Śmierci w bunkrze). Os wciąż goni, za światem, którego ostatni świadkowie w zasadzie już wymierają, dziwiąc się, że tak niewiele śladów i źródeł zostało, a z drugiej strony zwraca uwagę na zawodność ludzkiej pamięci, która wiele rzeczy potrafi wykreować, uzupełnić, dopowiedzieć. A siedemdziesiąt lat – bo tyle minęlo od przeżyć Mali to naprawdę szmat czasu. Co więcej sam autor zwraca uwagę na to, że jego rozmówczyni nie dawała się naprowadzać, przypomnieć sobie “bardziej”, irytowała się wręcz tymi próbami wyciągniecia z niej więcej, niż zdołała zanotować.
Ta książka może być świetnym przewodnikiem dla czytelnika, który niewiele wie o tym, jak wyglądała życie Żydów przed oraz podczas wojny na ziemiach polskich. Bo jest i o tradycjach, i o biedzie, i o prześladowaniach, antysemityzmie. Można powiedzieć, że to naprawdę kompleksowa historia. Niestety, przez te liczne dygresje, łapanie się pobocznych wątków nie spodobała mi się ta opowieść. Wymęczyła nawet mocno, choć mimo tego, trochę rzeczy zanotowałem, niektóre tematy dodatkowo sobie sprawdziłem, a że Os cytuje liczne źródła kupiłem również Zwykłych ludzi Christophera Browninga.
Szkoda mi trochę tej książki. Właśnie przez ten brak selekcji, próbę opowiedzenia o wszystkim o czym zdaje się dowiedział się autor przy zbieraniu materiałów do niej. W gruncie rzeczy to nie jest historia Mali Rywki Kizel, tylko wielu osób, o których dowiedział się Pieter Van Os podczas poszukiwania informacji o jej życiu. Przy czym w wielu przypadkach, są to osoby bezpośrednio zupełnie z nią niezwiązane. Szkoda, bo niederlandzki autor ma nieco inną perspektywę, a wiele rzeczy jest w niej nieoczywiste i nie tak czarno-białe, jak chciałoby wielu.
[o pobycie w rodzinie niemieckich nazistów]
Pan Möller okazuje się spokojnym i cierpliwym mężczyzną. W weekend uczy Malę jeździć na rowerze. W marcu i kwietniu przy ładnej pogodzie chodzą razem na działkę Möllerów, nieco na południe od Zerbst. Rośnie tam kilka pięknych drzew owocowych. Kiedy Mala wieczorem wybiera się do kina, Möller ją stamtąd odbiera, żeby nie musiała sama chodzić po ciemku. Taka ludzka życzliwość jest dla Mali czymś nowym. Na urodziny, na początku lutego 1945 roku, ku wielkiemu zaskoczeniu Mali Möllerowie organizują dla niej przyjęcie. W świecie, w którym Mala dorastała, nie było tradycji obchodzenia urodzin. Goście obdarowują Malę prezentami. Od swoich gospodarzy Mala dostaje w podarunku rower ich syna Maksa.
„Jeszcze nigdy w życiu nikt nie był dla mnie taki dobry” – mówi Mala. Ta życzliwość ją oszałamia i peszy. „Bolało mnie to, że Möllerowie pokazywali mi więcej serca od moich własnych rodziców. Tak bardzo brakowało mi miłości. Mój własny ojciec podawał mi rękę jedynie wówczas, kiedy przechodziliśmy przez ulicę. Matka zajmowała się tylko synami, o ile nie pracowała na utrzymanie rodziny. To cud, że tak daleko od domu zaznałam tak wiele serdeczności”.
Swoją drogą ciekawa jest również zmiana oryginalnego tytułu. W obu przypadkach są to fragmenty tego samego wiersza, ale w oryginale tytuł brzmi „Bydlęciem lepiej być niż człowiekiem„.
[Foto: Pieter van Osoraz Marilka Shlafer, źródło]
Już nie chcę być człowiekiem, Pieter van Os
Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 2021
Tłum.: Iwona Mączka