Dzieci czasu. Z kalendarza dziejów ludzkości

Pod koniec każdego roku w domu pojawiał się kalendarz. Taki ze zrywanymi kartkami na każdy dzień. Nie pamiętam już czy kupowała go mama, czy babcia, w każdym razie uwielbiałem go jako przedmiot. Gruba książeczka, w której każdy dzień ma oddzielną kartkę, na której znajdują się informacje o godzinie wschodu i zachodu słońca, aktualnej fazie księżyca oraz oczywiście imieninach przypadających w danym dniu. Ale prawdziwe bogactwo znajdowało się na drugiej stronie każdej codziennej kartki. W zasadzie należałoby dawać się zaskakiwać każdego dnia i czekać, na to co redaktor odpowiedzialny za stworzenie kalendarza postanowił tam umieścić. Dla mnie jednak najważniejsze było to, że w chwili gdy pojawił się w domu mogłem od razu, przeczytać wszystko. Ciekawostki pod hasłem, ”czy wiesz, że”, dotyczące sztuki, historii, geografii i czego tam jeszcze. Aforyzmy, dzięki którym poznawałem nazwiska ludzi pióra i filozofów. Mniej mnie interesujące wskazówki dla pań domu – w jaki sposób pozbyć się niechcianych plam, wyszorować przypalone garnki, czy przywrócić blask zmatowiałym łyżeczkom i przepisy, na potrawy, do których zrobienia namawiałem mamę, albo sam podejmowałem pierwsze próby kulinarne.

Dzieci czasu Eduardo Galeano przypomina właśnie taki kalendarz. Być może istnieją czytelnicy, którzy postanowili w zgodzie z autorem, czytać dzień po dniu to co napisał, czy też może lepiej powiedzieć – przypomniał. Ja zrobiłem, tak jak z kalendarzami ściennymi, zachłannie i od razu przeczytałem dzień po dniu. Czasem sprawdzałem jakieś postaci, czy wydarzenia. Już nie w papierowej encyklopedii, jak lata temu, tylko w wyszukiwarce.

Galeano – urugwajski dziennikarz, przypomina różnego rodzaju rocznice. Koncentruje się na świecie widzianym z perspektywy mieszkańca kontynentu amerykańskiego, więc Europa i Europejczycy są tu przedstawieni raczej jako oprawcy, którzy zniszczyli kulturę, religię i tradycję obu Ameryk. Sam kalendarz nie ma chronologii. Jednego dnia autor przypomina jakieś wydarzenie z początku naszego tysiąclecia, by kolejnego przeskoczyć do wydarzeń współczesnych, a jeszcze następnego zrobić wycieczkę do na przykład wieku XVII. 

Jest w tych jego rocznicowych wspominkach dużo gorzkiej ironii, skierowanej w stronę Kościoła, polityków, finansistów. 

Pod datą dzisiejszą, czyli 10. lutego znajdujemy wspomnienie bitwy o Caibotae 1756 roku. Wówczas stłumiono powstanie Indian, którzy nie zgodzili się na to by stali się “darem” króla Hiszpanii dla króla Portugalii.

Zastanawiam się nad kupnem papierowej wersji. Dzieci czasu dołączyły by wówczas do zestawu lektur, które czasem wyjmuję i czytam wybierając miejsca na chybił trafił – Fistaszki, Myśli Leca, Myślałem, że mój ojciec jest bogiem, P. Austera.

Swoją drogą, czy wiedzieliście, że patronem katechetów jest święty Robert? Zanim go beatyfikowano, jezuita Robert Bellarmin był inkwizytorem, który nadzorował proces i egzekucję Giordana Bruna. Właśnie tego rodzaju postaci przywołuje Galeano (a także wielu bohaterów i bohaterek latynoskich).

[Photo by Heather Zabriskie on Unsplash]

Dzieci czasu, E. Galeano

Dzieci czasu. Z kalendarza dziejów ludzkości, Eduardo Galeano

Wyd.: WAB, 2019

Tłum.: Katarzyna Okrasko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *