W piekle się nie umiera, piekło jest o sekundę bardziej wieczne niż niebo.
Opowiadania bardzo często traktowane są jako coś gorszego. Jako formę wyrazu twórcy, któremu brak jest pomysłu na powieść albo ma problem z warsztatem. Nie rozumiem takiego podejścia. Opowiadania dają bardzo często impuls do rozmyślań, a przede wszystkim krótka forma jest takim mrugnięciem okiem, po którym możemy na chwilę się zatrzymać. Zachwycić albo i nie, pomyśleć, co mogłoby być jeszcze.
Szczeniaki Sylwii Siedleckiej to miniaturowe błyskotki. Ruchome obrazki, w których autorka zostawia mnóstwo przestrzeni dla wyobraźni czytelnika. W tym wypadku nie istnieje pytanie “co autor ma na myśli”, tylko raczej – skończyłeś,to teraz wymyślaj sam co chcesz? Co dalej? Co mogło doprowadzić do danej sytuacji? Gdzie to w ogóle się dzieje.
Ciekawe, że choć w pojedynczych przypadkach pojawiają się odniesienia do Polski, jako miejsc, w których dzieje się akcja opowiadań, są one fantastycznie uniwersalne. Sterylne od polskości, co nieczęsto udaje się naszym rodzimym twórcom. Czytam i mam wrażenie, że opisywane sytuacje są poza czasem, poza miejscem. Mają atmosferę rysunków Shauna Tan albo niektórych obrazów Giorgio de Chirico z okresu metafizycznego. A wszystko napisane smacznym, pięknym językiem inspirowane zdarzeniami z życia codziennego, gazet, mediów. Niepokojące. Czasem przerwane. Ale te przerwy, to właśnie zaproszenie skierowane do czytelnika: “teraz ty”.
[Ilustracja, G.De Chirico, Zagadka godziny, 1911]
Szczeniaki, Sylwia Siedlecka
Wyd.: WAB, 2015