Podróż do kresu nocy

Lepiej jest nie robić sobie złudzeń, bo ludzie nie mają sobie i tak nic do powiedzenia, a innym mówią tylko o swoich własnych troskach i bólu. Każdy dla siebie, a ziemia dla wszystkich.

Fantastyczna! Genialna! Doskonała! Nużąca…

Już wystarczy.

Kilka miesięcy temu zorientowałem się, że nie mam na półce Podróży do kresu nocy. Była wśród tych najcenniejszych i najważniejszych. Nie ma! Jest Śmierć na kredyt, a Podróży…  nie ma. Na szczęście okazało się, że jest dostępne jakieś nowe wydanie i to mnie sprowokowało do powrotu do książki Louisa-Ferdinanda Céline. Jak wiele lektur sprzed kilku dekad pamiętałem mgliście pojedyncze sceny.

To nowe odczytanie wciągnęło mnie bardzo. Pierwsze strony potraktowałem trochę jak dialog z Adamem Leszczyńskim i narodowymi autostereotypami. W tym wypadku dotyczących Francuzów z początku XX wieku. I nie jest to obraz optymistyczny.

[…] to jedynie zbieranina nędzarzy, takich jak ja, parszywych, ropiejących, odrętwiałych, których przyniosło w te strony, pędzonych głodem, dżumą, choróbskami i chłodem. Nie mogli już dalej pomykać, no bo dalej to było już tylko morze. To jest właśnie Francja i tacy są Francmani.

W zasadzie kilkaset stron powieści jest wyłącznie o parszywym i odrętwiałym życiu. Céline opowiada o wojnie, w sposób, który mnie młodemu musiał zaimponować – bezsensowna jatka, z elitami, dla których życie ludzkie nie ma najmniejszej wartości. Co więcej pisze to z perspektywy osoby, która sama zgłosiła się do wojska, by walczyć w imię Francji. Ale w gruncie rzeczy ta Francja ma go zupełnie gdzieś, a na wojnie zarabiają wszyscy tylko nie żołnierze.  Nie ma bohaterów. Jest strach i tchórzostwo. Kilka dekad temu, młody pacyfista musiał być zachwycony.

Kolejny etap czyli ucieczka z armii i próba dostania się do kolonii w Afryce, to jakby odwrócone i wzmocnione Jądro ciemności. Wcześniej widzimy rozkład Francji, a teraz również jej kolonializmu. Przez pryzmat ludzi, którym się nie chce w nic zaangażować, którzy okradają i okłamują innych, oraz samych siebie. Żeby przetrwać.

Emigracja do Ameryki. Miał być raj, a wyszło jak zwykle. Walka o codzienny byt.

Całość napisana mocnym językiem, w taki sposób, że tylko brać i zakreślać “prawdy o brudnym życiu”.

A jednak w pewnym momencie ta beznadzieja zaczyna mnie nużyć. Nie chcę już w tym uczestniczyć. Zostawiam niedokończoną. Świat na początku XX wieku jednak się nie skończył, wbrew temu jak postrzegał to autor i tego co wiemy z historii.

Dosyć tego dołowania.

Podróż do kresu nocy, Louis-Ferdinand Céline

Podróż do kresu nocy, L-F. Céline

Wyd. Czuły Barbarzyńca Press, 2013

Tłum.: Oskar Hedemann

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *