Obie książki Ingi Iwasiów kupiłem za jednym zamachem. Pięćdziesiątkę oraz Umarł mi. Notatnik żałoby. Pierwszą przeczytałem od razu. Nie było wielkiego zachwytu, więc drugą z nich odłożyłem na później. Podchodziłem do niej dwukrotnie w różnych momentach. Nie trafiała w mój nastrój.
Wróciłem do niej teraz. Dla oddechu, uspokojenia, zrozumienia. Nie wiem.
I to jest już zupełnie inna jakość. Nie mam przekonania, że taka literatura może być odebrana szeroko czy zrozumiana. To jest – jak sama pisze autorka – autoterapia. Pisze się dla siebie, a przy okazji inni mogą przeczytać. Zbyt intymne, zbyt osobiste, zbyt indywidualne przeżycia. Ale jest tam rys uniwersalny. Choć pewnie uniwersalny wyłącznie dla osób w żałobie. To są opisy momentów tuż po… Gdy świat się zatrzymuje. Gdy nic już nie będzie takie samo. Gdy…
Zawsze tak jest: prawdziwą wyrwę robi nieoczekiwana wiadomość, zwykle telefoniczna.
[…]
Osoba dotknięta w ten sposób powinna pozostać w miejscu, krzyczeć, zastygnąć w bezruchu, odmówić przyjmowania pokarmów. Ktoś powinien po nią przyjść, zająć się mailami, powiadomieniami i walizką.
Świat się zatrzymał, ale tylko wycinek. Nadal trzeba zrobić zakupy, odebrać rzeczy z magla, odwieźć dzieci na zajęcia. To przeżycia nierzeczywiste, absurdalne. Zwykłe. Rzeczy trywialne kosztują mnóstwo energii. Trzeba uporać się z bólem, żalem i tęsknotą. I żyć. A może raczej utrzymywać czynności życiowe. Jak można jeść, czytać, pisać? Można…
W pierwszych dniach, tygodniach, nawet po trzech miesiącach, jeśli kogoś spotykamy rzadko, ludzie czują się zobowiązani zapytać o żałobę. I jak się trzymamy. Nie wszyscy. Niektórzy uważają, że nie wypada. Poza tym dorośli mają obowiązek uporać się ze smutkiem, nie leźć innym w oczy tym depresyjnym nastrojem. Ten obowiązek bezwzględnie dotyczy osób uważanych za silne. Odnoszących sukcesy. Normalnych. Niebiorących zwolnień z każdej okazji. Wyrabiających się. Zwolnione są z niego osoby w permanentnym, widocznym kryzysie. Budzące litość. Rozchwiane emocjonalnie. Takim osobom wolno przechodzić załamanie nerwowe, więc nawet po pół roku, rok po stracie są cierpliwie pytane o uczucia. Trudno, takie już są, więc warto im pomóc, żeby z kolei nie musieć czytać ich nekrologu.
Umarł mi. Notatnik żałoby, Inga Iwasiów
Wyd.: Czarne, 2013
A ja z tych obawiających się.
I pytających.
I myslących o Was cały czas.
Myślę sobie, że odległość nie sprzyja. Dobrze, że zobaczymy sie za tydzień i człowiek jak z człowiekiem będzie mógł porozmawiać.
Szkoda, że nie da się wyłączyć funkcji życiowych na ten czas. Zapaść w niefunkcjonowanie. Zostawić tylko emocje i myślenie. Żeby przeżyć, przesmucić stratę.
Ale może o to chodzi. Żeby się nie zapaść. Nie zniknąć. Przeżyć.