Struś oraz inne zguby

Zalecam (…) , by zwrócić większą uwagę na zdrowe rodzeństwo i poświęcić mu więcej czasu. Zdrowe dzieci nigdy nie powinny myśleć i odczuwać, że mniej je zauważamy niż chore dziecko, że to ono bardziej nas absorbuje. Zdrowe siostry i bracia bardzo cierpią, że mają chore rodzeństwo. Należy im się wiele rozmów o chorym braciszku lub siostrzyczce – pamiętajmy, że zawsze mówimy prawdę. A w zamian za wynikające z tej sytuacji napięcia należy się zdrowemu rodzeństwu wiele serca i nawet trochę tzw. „rozpuszczenia”. Magdalena Grodzka, Płacz bez łez. Gdańsk 1995. Wydawnictwo Medyczne MAK med. S. C. (źródło)

“Wiesz, myślałam sobie, co takiego mogę znaleźć w książce dla młodzieży. A jednak mnie zatkało. Znam niemal to wszystko co tam zostało napisane. Tak bardzo prawdziwie.” Tak powiedziała mi jedna z mam po przeczytaniu Strusia oraz inne zguby. Mama dwójki dzieci, z których jedno boryka się z niepełnosprawnościami, a drugie –  jak często w rodzinach z dzieckiem chorym jest dojrzałe, odpowiedzialne, rozumiejące.

Wątek rodzeństwa “przedwcześnie dojrzałego” w rodzinach, gdzie inne dziecko zmaga się z niepełnosprawnością lub przewlekłą chorobą pojawia się między innymi w Cud-chłopaku. Dlatego nie wiem, czy większej korzyści z takich lektur nie odnoszą dorośli. Zwłaszcza ci wszyscy, którzy gdzieś tam zapomnieli o zdrowym dziecku, bo przecież “doskonale sobie radzi; jest takie odpowiedzialne”. Takie książki, choć uproszczone mogą uświadomić im, że pod płaszczykiem tej przedwczesnej dojrzałości kryje się bardzo wiele. W tym być może niezgoda na tę odpowiedzialność.

W książce Beth Hautali Struś oraz inne zguby główna bohaterka, jedenastoletnia Olivia, walczy o prawo do siebie samej – bez brata z autyzmem. Chce mieć kawałek wyłącznie własnego świata, a nie być cały czas wsparciem, towarzyszem i kochającą siostrą. Gdy pojawia się taka szansa – rola w letnim teatrze – jej plany są niszczone przez rodziców, którzy uważają, że równie doskonałym pomysłem będzie, gdy wspólnie z bratem będą tam uczestniczyć.

A co ze mną? Co z szansą dla mnie? Ja musiałam was błagać, żebyście w ogóle pozwolili mi w ogóle pójść na przesłuchanie! A teraz kiedy dostaję najważniejszą rolę w spektaklu, okazuje się, że i on musi w nim zagrać? Chyba tylko po to, żeby mógł wszystko popsuć!

Olivia ma prawo do tych lęków, ale rodzice w zasadzie tego prawa nie zauważają stawiając znacznie wyżej dobro Jakoba.

Nieuczciwe! Nieuczciwe! Nieuczciwe! Wlokłam się piaszczystą ścieżką, kopiąc wściekle każdy napotkany kamień i depcząc wszystkie kępki trawy w zasięgu wzroku. […] Nareszcie dostałam szansę zrobić coś wyłącznie dla siebie. Naprawdę mogłam okazać się kimś fantastycznym. Zwłaszcza w oczach mamy i taty. Pragnęłam, by to mnie rodzice słuchali, żeby na mnie patrzyli i mnie oklaskiwali. Żeby mnie po prostu dostrzegli.

Można się zastanawiać, czy w ten sposób jest w stanie wypowiadać się jedenastolatka? A czy to ma tak duże znaczenie?

Przy okazji poprzedniej książki Beth Hatuali Czekając na jednorożce Olga Drewnowska (Okiem Wielkiej Siostry) napisała:

Język powieści jest jej największym mankamentem. Hautala oscyluje pomiędzy prostym, a dość patetycznym stylem. O ile prostota jest tu – po raz kolejny – na miejscu, narratorką jest przecież dwunastolatka, tak podniosłe, często przesadzone przemyślenia, nie miały tam racji bytu.

Porozmawialiśmy chwilę o tym na FB, bo nie zgadzam się zupełnie z taką opinią. Wręcz uważam, że w książkach zwłaszcza dla młodszej młodzieży taki styl uduchowiony, czy przesadny jest jak najbardziej na miejscu. Tak jak napisałem przy okazji Czekając na jednorożce  “te piękne zdania mogłyby być kiedyś ozdobą pamiętników, notatników”.

Oczywiście może to znaczyć o mojej skłonności do egzaltacji, a może nawet kiczu. No ale czymże byłaby sztuka, gdyby każdemu odpowiadało to samo.

Swoją drogą czy język literacki jest prawdziwy? Pięć lat kacetu, Grzesiuka uznawane jest za naturalistyczną prozę. Ale sam Grzesiuk pisze w książce, że oczywiście oni tak “ładnie” ze sobą nie rozmawiali, jak to opisuje. Że ten język był brutalny i pełen bluzgów, choć w książce się nie pojawia. W Najlepszych Toma Wolfe jest tylko jeden akapit poświęcony prawdziwemu językowi pilotów. Gdyby tak wyglądała cała książka, byłaby nie do czytania.

W wojsku, brachu, obracałeś się nieustannie między ludźmi bogatym jedynie w dziesięć rzeczowników, pięć czasowników i jeden przymiotnik albo imiesłów, czy jak tam się to nazywa. Zawsze natykałeś się na jakichś koleżków z Valdosty, z Oilville czy Pcimia Dolnego, którzy siedzieli i spokojnie gawędzili:

– No to mu mówię, że jak mnie zrobię w chuja, to mu przypierdolę, nie?

– A jak, kurwa!

– No i mnie przeruchał, to mu przypierdoliłem, nie?

– I dobrze, kurwa!

– To teraz pierdolą, że wjebią mi za to w dupę kawał, kurwa, kija, no! Wiesz co? Oni chyba znowu chcą mnie przeruchać, nie?

Na pięciuset stronach to jest jeden jedyny moment prawdziwego języka! Czy to znaczy, że mamy uznać, że książka Wolfe’a jest niewiarygodna, bo “żołnierze ze sobą tak nie rozmawiają”.

Swoją drogą chyba wolę, gdy jedenasto-dwunastolatki rozmawiają egzaltowanym językiem, niż tym, który czasem zdarza mi się słyszeć: “widziałeś tę zjebaną typiarę” (podsłuchane). Sam używam twardych słów, być może zbyt często, no ale jednak nie w każdych okolicznościach.

Wracając do Strusia… Mnie język, którym operuje Beth Hautala urzeka nawet jeśli mają to być banalne przemyślenia nie pasujące do jedenastolatki:

Część ludzi myśli, że autyzm oznacza wyjątkowy rodzaj inteligencji, rodzaj geniuszu, który utrudnia obcowanie ze zwykłymi śmiertelnikami. To część prawdy.

 

Ale innym razem autyzm wyraża się właśnie tymi rozrzuconymi po kuchni płatkami kukurydzianymi. Pociąga za sobą wybuchy histerii z powodu trójkątów Pascala i potrzebę gwałtownego wypłakania się.

Z prawdą tak już czasami jest. Niektóre prawdy są sympatyczne, inne nie bardzo. W tamtej chwili czułam, że należało wydobyć na jaw tę mniej sympatyczną.

Coś takiego jak normalność po prostu nie istnieje. Że wszyscy jesteśmy naraz nieco zagubieni i trochę odnalezieni. I że na tym właśnie polega piękno i urok życia.

Sama historia jest uładzona, grzeczna i nostalgiczna, ale na brutalizm jeszcze chyba za wcześnie w literaturze dla młodszej młodzieży. W mojej opinii spełnia doskonale swoje zadanie pokazując różne aspekty świata, o których wiele dzieciaków, które nie mają do czynienia z osobami niepełnosprawnymi prawdopodobnie nie ma pojęcia. A ponieważ jednym z celów literatury powinno być budzenie wrażliwości, to wydając takie książki staramy się to robić.

Na marginesie mama, o której napisałem na początku tekstu, też wynotowała własne cytaty. Zupełnie inne, niż te, na które ja zwróciłem uwagę.

Udawaliśmy, że z Jacobem jest wszystko w porządku. Pewnie dlatego, że czasami, kiedy człowiek pragnie czegoś naprawdę gorąco, gotów jest oszukać nawet samego siebie. Udawanie jednak nie zmienia faktów – potrafi najwyżej na kilka chwil je przypudrować, przysłonić. A gdy zasłona opada, na jaw wychodzi naga prawda. Ta sama co wcześniej. Tylko, że wtedy już znacznie trudniej z nią sobie poradzić.

Ciekawe dlaczego akurat na to zwróciła uwagę?  😉

 

Struś oraz inne zguby, B. Hautala

Struś oraz inne zguby, Beth Hautala

Wyd.: Linia (seria Biała Plama), 2018

Tłum.: Grzegorz Komerski

Jeden komentarz do “Struś oraz inne zguby”

  1. Zdarzają się historie naprawdę dramatyczne, jak w „Bez mojej zgody” Jody Picault, chyba opartej na faktach, i zekranizowanej.
    Młodsza siostra zostaje „wyhodowana” in vitro, aby kiedy przyjdzie na świat mogła być dawczynią nerki dla starszej siostry.
    I kiedy dorasta… podaje rodziców do sądu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *