Między falami

Wciąż jestem pod wrażeniem tego, jak Sarah Moss w swojej powieści Między falami genialnie sportretowała uczucia i lęki ojca. Trzeba niebywałego “słuchu”, empatii, zrozumienia i nie wykluczam, że wielu rozmów z mężczyznami (do których często wcale nie są chętni), żeby stworzyć tego rodzaju narrację. To jest ta sama klasa, która pozwoliła innej kobiecie – Lenie Kitsopoulou, napisać opowiadanie Ateny. Dziewiąty grudnia, również z perspektywy męskiego narratora.

Przypominam sobie przedziwną dyskusję sprzed wielu miesięcy z pewną kobietą, która stała na stanowisku, że jest coś głęboko nieuczciwego w tym, że mężczyzna pisze powieść z perspektywy dziewczęcej. Nie pamiętam już argumentów, ale na spotkaniu autorskim z Leną, gdzie tłumaczka usilnie próbowała znaleźć różnice w męskiej i kobiecej perspektywie, Greczynka odpowiedziała, że pisarz/pisarka jest po to, żeby mówić językiem kobiety, mężczyzny, psa, kota. I jeśli uwierzymy w to, to nie ma znaczenia, czy napisała to mężczyzna czy kobieta.

Dodam jednak od siebie, że nie ma to znaczenia, ale można być pod ogromnym wrażeniem zrozumienia “duszy”, płci przeciwnej. I takie wrażenie nieodmiennie wywoływały we mnie kolejne akapity Między falami.

Narratorem i głównym bohaterem powieści Moss, jest Adam, wykładowca uniwersytecki, prowadzący dom (to, żona w ich związku pracuje na cały etat), ojciec dwóch córek. Historia rozpoczyna się w chwili, gdy starsza córka doznaje nagłego zatrzymania akcji serca, Udaje się ją przywrócić do życia, ale od tej chwili życie ojca determinowane jest ogromnym lękiem o córkę. A ponieważ nieznana jest przyczyna tej sytuacji, nie wiadomo, czy to jakieś zaburzenie genetyczne, czy reakcja alergiczna organizmu na nieznany czynnik. Z każdej strony wyziera ogromny lęk ojca o córkę i w zasadzie można by z tego zrobić niezły wyciskacz łez i strachów, gdyby nie to, że rodzina Adama jest niesłychanie współczesna. Inteligentna piętnastolatka jest zbuntowana przeciw systemowi, patriarchatowi i wszystkim jego przejawom, tak jak może to widzieć nastolatka. Rodzice żartobliwie określają ją mianem „marksistowskiej ekoterrorystki”. Nawet wypadek, który mógłby zakończyć się śmiercią nie tępi jej sarkazmu, potyczek z rodzicami, co w pewnym stopniu przynosi ulgę ojcu. Ten jednak nie jest w stanie uwolnić się od swoich demonów, ciągle kontrolując nastolatkę, którą oczywiście to irytuje. A on tylko chce sprawdzić, czy córka wciąż oddycha. Jeden lęk, rodzi kolejny, a ten jeszcze następne. Zaś ostatecznie niespodziewane przychodzi z nieoczekiwanej strony. Do tego dochodzi jeszcze młodsza, córka – irytująca i uparta, jak tylko potrafią być dziewięciolatki. Próba ogarnięcia tych światów bywa dla rodziców wyczerpująca.

Martwisz się o dzieci przechodzące przez jezdnię, myślałem. Po kilkudniowej gorączce martwisz się, że to zapalenie opon mózgowych, a nie grypa, zwłaszcza jeśli pojawia się wysypka. Martwisz się, że da się uwieść komuś złemu, że nie zobaczy tego, co ty widzisz. Martwisz się, że zabraknie jej doświadczenia, że zrani ją ciemność tego świata, chociaż wiesz, że musi sama doświadczyć tej ciemności, bo inaczej nie nauczy się bronić, że nie możesz i nie powinieneś jej wiecznie chronić. Martwisz się, że pójdzie na nie taką imprezę, weźmie nie takie narkotyki, wsiądzie do samolotu razem z kimś, kogo przepełnia gniew i kto nie ma nic do stracenia. Ale nie martwisz się, nie przychodzi ci to nawet na myśl, że pewnego dnia po prostu przestanie oddychać, że będzie miała zawał serca na szkolnym boisku, nie dlatego, że wjechał w nią samochód albo złapała jakiegoś wirusa, albo zraniło ją ostrze lub poparzył ogień, nie dlatego. Jak mógłbyś żyć, gdybyś się o to martwił?

Codzienne życie rodziny z klasy średniej w Wielkiej Brytanii i ocena jej członków otaczającej rzeczywistości (służba zdrowia, polityka, szkolnictwo), jest zadziwiająco zbieżna z tym, czego doświadcza wiele rodzin o podobnym statusie w Polsce. Walka o dostęp do lekarza, używanie “znajomości” – żona Adama jest pediatrą. Mimo etycznych wątpliwości, życie córek jest na pierwszym miejscu.

Nadużywałem typowej dla klasy średniej nachalności, znałem system i nie bałem się lekarzy i ich nawyków. Tak, martwię się o dzieci, których rodzice nie wykłócają się i nie wiercą dziury w brzuchu, i tak, czuję się źle, spychając ich jeszcze dalej w dół listy. Ale nie, nie mam zamiaru przestać tego robić, nie zostawię jej w strachu i niepewności nawet o jeden dzień dłużej, niż to konieczne.

Kolejna warstwa poruszona w książce, to relacja małżonków. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że dom i córki jest na głowie Adama. To on zajmuje się codziennymi sprawami, przygotowywaniem posiłków, żona zaś poświęca się pracy zawodowej, przychodzi po godzinach, jest ciągle zmęczona i nieobecna. Nie ujawniając treści książki, napiszę tylko, że ciekawa byłaby również jej perspektywa. Bo ona też mierzy się ze swoimi lękami, tylko w zupełnie odmienny sposób. Mamy tu nieco odwrócenie klasycznych ról, choć niespecjalnie zaskakujące, bo znam wielu ojców z mojego pokolenia, którzy zajmują się domem i dziećmi w podobnym układzie, jak ten Adama i Emmy.

Jeszcze jeden aspekt współczesnego świata, genialnie opisany przez Sarah Moss. Bardzo ważny, w dobie walki o równouprawnienie kobiet, uwzględnienie perspektywy kobiet, oskarżanie wielu mężczyzn o seksizm, nawet w wyniku nieporozumień, czy braku zrozumienia intencji. Chodzi o traktowanie mężczyzn ojców w przestrzeni publicznej. Tu pretekstem staje się sytuacja na basenie. Większość społeczeństwa, nie ma problemów z tym, że mamy wchodzą z małymi synami do szatni dla kobiet, ale już sytuacja odwrotna staje się niebezpieczna. Wywołuje komplikacje logistyczne, bo ojciec musi prosić inne kobiety o pomoc i opiekę nad córką w szatni damskiej. Ale kulminacja przychodzi jeszcze później na tym samym basenie.

– Ludzie mają zastrzeżenia.

Spojrzałem na nią. Średni wiek, starsza ode mnie, ubrana w zielony dres z logo ośrodka na lewej piersi. Znoszone klapki.

– Niektóre mamy uważają, że to nie w porządku, kiedy mężczyzna stoi przy oknie, patrząc tak na dzieciaki. – Zerknęła na dwie młode kobiety, stojące z wózkami przy drzwiach, jedna rozmawiała przez telefon, a druga wpatrywała się w ekran swojego. – Mówiły o wezwaniu policji.

Popatrzyłem na dwie mamy, na kobietę i znowu na nie. Ta, która rozmawiała, odwróciła się tyłem, druga uciekła spojrzeniem.

– Czekam na córkę – powiedziałem. – Chcę się upewnić, że wyszła z szatni i dołączyła do koleżanek w wodzie.

[…]

– No cóż, na pana miejscu nie stałabym tutaj. To robi złe wrażenie.

Popatrzyłem na kobiety, które prawdopodobnie dzwoniły właśnie do napakowanych ojców swoich dzieci, żeby przyjechali i zajęli się kręcącym się tu pedofilem; które być może zrobiły mi już zdjęcie i opublikowały w mediach społecznościowych.

– Czekam na córkę – powtórzyłem.

– Już pan to mówił. A gdzie jej mama?

To nie jest nierealny scenariusz. Może dlatego (pamiętam to doskonale) ojcowie na placach zabaw, nie specjalnie przyglądają się obcym dzieciom, choć to piękny i radosny widok, a już w szczególności, unikają uśmiechania się do obcych maluchów. W tym wypadku równość nie istnieje.

Książka Moss jest emocjonalnym dynamitem. Może, nie potrzebne były wstawki o katedrze Coventry – Adam zbiera materiały na jej temat do pracy, nie dodawały wcale oddechu do ciężkiej atmosfery całości. Dla rodziców, którzy wiedzą, czym jest lęk o dziecko może być to bardzo ciężka lektura.

[Photo by Jude Beck on Unsplash]

Między falami, S. Moss

Między falami, Sarah Moss

Wyd.: Wydawnictwo Poznańskie, 2018

Tłum.: Paulina Surniak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *