No cóż. Zieeeew. O ile Hell’s Angels. Anioły Piekieł byli fenomenalni, to w przypadku Dziennika rumowego po prostu się wynudziłem, nie dając mu szansy do końca. Filmu nigdy nie obejrzałem w całości, liczyłem na książkę. A tu nic.
Ot dziennikarz – wolny strzelec udaje się do Portoryko, by pisać dla upadającej gazetki. Wszyscy piją i marzą o odmianie własnego losu. Wygląda jednak na to, że literacko wolę pić z Rosjanami niż z Amerykanami. Jedyna refleksja w trakcie – gdyby napisać coś takiego o polskim dziennikarzu, wysłanym gdzieś do pracy w zapadłej dziurze byłoby właściwie tak samo. Z wyjątkiem klimatu.
Dziennik rumowy, Hunter S. Thompson
Wyd.: Niebieska studnia, 2010
Tłum.: Krzysztof Skonieczny