Pora deszczów – piłem z Rosjanami

Przez cztery niemal dni piłem z Rosjanami. Niewiele zrozumiałem, ale atmosfera była wciągająca. Czasem miałem wrażenie, że gdyby zamiast dżinu i wódki były jakieś narkotyki, to do popijawy dołączyłby się Philip Dick. Jakoś by się odnalazł.

Mam potężnego kaca. Zawsze miałem słabą głowę. Nic nie zrozumiałem z tych pijackich gadek i wizji. Podobnie jak Baniew. Oryginalny tytuł: Гадкие лебеди (Brzydkie łabędzie) wyjaśnia niewiele więcej. Ale klimat był niesłychany.

Znane myśli płyną znanym korytem. Już tysiące razy tak myślałem. Przyuczeni jesteśmy. Przyuczeni od dziecka. Albo hurra, hurra, albo idźcie wszyscy do diabła, nikomu nie wierzę. Myśleć pan nie umie, panie Baniew, ot co. I dlatego pan upraszcza. Jeżeli napotka pan na swojej drodze jakikolwiek złożony ruch społeczny, na początek próbuje pan go uprościć. Wiarą, albo niewiarą. A jeżeli pan już wierzy, to do utraty zmysłów, do najwierniejszego szczenięcego skowytu. A jeśli pan nie wierzy to z lubością rzyga pan zatrutą żółcią na wszystkie ideały – i na fałszywe, i na te najprawdziwsze. Perry Mason mawiał – nie należy się bać dowodów rzeczowych – trzeba się bać interpretacji. To samo z polityką. Bandyci interpretują tak jak im jest wygodnie, a my prostaczkowie łykamy gotową interpretację. Dlatego, że nie umiemy, nie możemy i nie chcemy sami pomyśleć. A kiedy prostaczek Baniew, który nigdy niczego oprócz politycznych bandziorów w życiu nie widział, próbuje samodzielnej interpretacji, to natychmiast daje plamę, ponieważ jest ciemny jak tabaka w rogu, myślenia nikt go nie nauczył, więc naturalnie w żadnych innych kategoriach oprócz bandyckich interpretować nie jest zdolny.

Pora deszczów, A.B. Strugaccy

Pora deszczów, Arkadij i Borys Strugaccy

Wyd.: Wydawnictwo SR, 1996

Tłum. Irena Lewandowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *