Gra w klasy

W listopadzie 2015, kontynuując podróż w przeszłość rozpoczętą Szklanym kloszem, sięgnąłem po Grę w klasy, Julio Cortazara. Moje wrażenia spisywane na bieżąco w trakcie jej lektury zbieram teraz w jednym miejscu.

Zacząłem czytać Grę w klasy, Cortazara..
Zaczytywaliśmy się w tej książce mając 16-18 lat. Opis seksu jest tak soczysty i wyuzdany, że zupełnie nie wiem, jak moje koleżanki wówczas mogły bez wstydu to czytać. I jak o tym rozmawialiśmy? Większość z nich to była grzeczna, małomiasteczkowa, oazowa młodzież. Pozwalając sobie na pewien bunt, nie wykraczający poza ramy zwykłego buntu nastolatków.
Co my z tego wszystkiego mogliśmy zrozumieć?

[po kilku dniach]
Męczę się z nią ogromnie. Nic mi w niej nie imponuje. Oczywiście w 1963 roku, gdy się ukazała mogła być literackim przełomem. No i to awangardowe podejście – przeczytaj dwukrotnie. Za każdym razem będziesz miał inną książkę. Ale dziś nie robi to żadnego wrażenia. Mam chęć zostawić ją w spokoju.

[po kilku dniach]
Zacząłem czytać jakieś krótkie opracowania i recenzje, coraz bardziej zmęczony i zażenowany.
W Wikipedii, która pewnie bazuje na jakimś opracowaniu albo bryku możemy przeczytać: „sugestywny obraz żyjących w Paryżu młodych intelektualistów (głównie emigrantów z Ameryki Południowej).”

W takim razie dwa fragmenty:

„- Ależ skąd – powiedział Oliveira. – Co do mnie, to już przekroczyłem czterdziestkę, tak że pani mi pochlebia.”

[…]

„Oliveira podniósł gazetę. Podczas gdy Osip nastawiał wodę na piecyku, po raz drugi przeczytał notatkę. Blondynka około czterdziestu dwóch lat.”

Cudownie. Młodzi intelektualiści. Czterdziestokilkuletni młodzi intelektualiści. Nie wiem, co nastolatek czytający tę powieść mógł z niej zrozumieć, ale dziś widzę przegranych, przeintelektualizowanych ludzi. Jako eksperyment literacki na miarę ówczesnych czasów, rozumiem. Jako historia, męczące.
Jeden z najdłuższych rozdziałów w książce, dziś zamknąłby się w kilku zdaniach, w rodzaju: “podczas pijackiej rozmowy nie zauważyli, jak Rucamadour siniał coraz bardziej”. Choć może się mylę. W końcu jest moda na produkcję książek po 600, 700 i więcej stron. Ale w tym jednym rozdziale bohaterowie siedzą i pieprzą farmazony (ich zdaniem bardzo uduchowione – chciałbym wierzyć, że autor zamierzał stworzyć parodię). Jeden chce bzyknąć kobitkę, drugi kombinuje, jak mu dać w mordę, wszyscy chcą się napić, a obok umiera dziecko, niezbyt rozgarniętej kobiety.

W końcu zmęczyłem. To jedyne dobre określenie.
Aha był plus. Przypomniałem sobie o kilku płytach jazzowych, których dawno nie słuchałem.

Gra w klasy

Gra w klasy, Julio Cortazar

Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 1974

Tłum.: Zofia Chądzyńska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *