Udało mi się przez kilka dekad omijać prozę Philipa Rotha. Wiele lat temu usłyszałem w radio, fragmenty Kompleksu Portnoya, i poczułem się zwolniony. Zmiana nadeszła niedawno przy okazji książki o epidemii polio (Nemezis). Postanowiłem spróbować i kupiłem kilka tytułów. Zacząłem od Everymana.
Zapowiadało się świetnie – czyżby opowieść o życiu w formie mowy pogrzebowej? Nie. Jednak nie. I z każdą stroną było coraz bardziej nużąco. Przerywałem kilkukrotnie, dwadzieścia procent, trzydzieści. Po kilku dniach doszedłem do połowy i definitywnie się rozstaliśmy, choć cała książka jest maleńka.
Lubię takie surowe pisanie, jakie prezentuje Roth. Bez fajerwerków, zbędnych ozdobników. Jednak sama historia starzejącego się człowieka, jest zupełnie o niczym. A może inaczej – jest o frustracjach związanych z chorobami, upływającym życiu, utraconej witalności. Nie było tam jednak nic, co pozwoliłoby z ciekawością chcieć się dowiedzieć więcej.
[Photo by Bruno Martins on Unsplash]
Everyman, Philip Roth
Wyd,: Wydawnictwo Literackie, 2016
Tłum.: Jolanta Kozak