Minął ponad miesiąc, gdy przeczytałem Jak wychować rapera. Bezradnik Marcina Matczaka. Od tamtego czasu w sieci przewinęła się mniejsza lub większa burza, w której wziął udział autor, starając się odpowiadać na wszelkie zaczepki i krytykę dotyczącą, nie tylko samej książki, tekstów swojego syna, ale również pracy, sukcesu, lenistwa. Na koniec zaś Mata podpisał umowę z McDonald’s i reklamuje śmieciowe jedzenie, ku zachwytowi jednych, a oburzeniu innych (Oszukać radar). Zanim jednak to wszystko nastąpiło, wysłuchałem rozmowy przeprowadzonej z Marcinem Matczakiem przez Paulinę Wilk w kawiarni Big Book Cafe (link do Spotify).
Rozmowa odbyła się pod hasłem “Książki mojego życia” i choć była nieco przegadana, zaś późniejsze angażowanie się profesora Matczaka w polemiki sieciowe nieco mnie zniechęcało, to jednak jego podejście do książek i czytania jest mi bardzo bliskie. Na przykład wówczas, gdy mówi, że nawet ze złych książek da się dla siebie coś wyciagnąć. Niemal dokładnie to samo mówiłem w sierpniu 2021, w rozmowie z Izabelą Kozakiewicz o książkach finansowych.
Podczas rozmowy w Big Book Cafe, Marcin Matczak wspomniał o komiksie, czy też powieści graficznej – Raj utracony. Twórcą komiksu jest Pablo Auladell i jest to interpretacja poematu epickiego Johna Miltona.
Od pewnego czasu sięgam po powieści graficzne, i niektóre z nich są świetne. W tym jednak wypadku miałem taką myśl, że chcę zobaczyć książkę Auladella, a przy okazji skonfrontować ją z oryginałem.
Miltonowski Raj utracony w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego był dla mnie dawno temu jedną z ważniejszych lektur. Do dziś bardzo mocno pamiętam wrażenia, które wiązały się z lekturą. Poemat jest napisany białym wierszem – dziesięciozgłoskowcem (w polskim tłumaczeniu jedenastozgłoskowcem) i pamiętam, jak ogromną trudność sprawiało mi wdrożenie się w ten specyficzny rytm, aż nagle, lektura stała się tak naturalna i oczywista, że byłem oczarowany tym sposobem pisania. Intuicyjnie poemat staramy się czytać tak, żeby przerywać na końcu linii, co jest oczywiście błędem. Należy, jak w prozie skupić się na znakach przestankowych.
Nieposłuszeństwo Człowieka i owoc
Z zakazanego drzewa, co śmiertelny
Miał smak, a na świat przywiódł Śmierć i wszystkie
Cierpienia nasze, z nimi też utratę
Raju, aż Człowiek, większy niźli ludzie,
Błogosławioną siedzibę odzyska
I zmartwychwstanie nam da, śpiewaj, Muzo
Niebiańska, która na skrytym wierzchołku
Orebu albo Synaju natchnęłaś
Pasterza, aby nasienie wybrane
Pierwszy nauczył, jako na początku
Niebo i Ziemia powstały z Chaosu;
Jeszcze jedna impresja z przeszłości; w przedmowie do wydania Raju utraconego autor wyjaśnia, dlaczego jego poemat jest pozbawiony rymów.
Miarą jest angielski wiersz bohaterski bez rymu, taki jakiego używał Homer po grecku i Wergiliusz po łacinie. Rym nie jest koniecznym dodatkiem i szczerą ozdobą poematu lub dobrego wiersza, a głównie w dziełach dłuższych, lecz wymysłem barbarzyńskiego wieku dla pokrycia nędznej treści i kulawej miary.
Ach, jakże się to podobało temu zbuntowanemu nastolatkowi, jakim wówczas byłem. Poszukującemu czegoś nowego, irytującego się na wybór poezji w szkole. Tych wszystkich romantycznych rymowanek. To był również czas, gdy mój przyjaciel obdarował mnie całą paczką archiwalnych Zeszytów Literackich. W jednym z numerów była zamieszczona fotografia rękopisu wiersza, bodaj Przybosia (choć może to był Leśmian). Odkryłem wówczas, że poeta tworząc swój wiersz skreślił jedno słowo, wstawiając inne o zupełnie przeciwnym znaczeniu, co znacząco poprawiało rytm całego wiersza. W głowie nastolatka zrodziło się wówczas takie przeświadczenie, że ktoś mnie z tą całą poezją nieźle oszukuje.
Raj utracony to było zupełnie nowe doświadczenie. Nagle odkryłem również, jak ważne jest czytanie na głos. Recytacja w tym konkretnym wypadku ma ogromny sens.
Sięgnąłem więc po latach do Miltona, zanim przyszedł zamówiony komiks Pablo Auladella.
Przyznam się od razu. Nie dokończyłem. Przez pięć tygodni, czytałem powoli. Każdego dnia kilka, kilkanaście stron. Doszedłem do Księgi siódmej z dwunastu, z których składa się poemat. Jest wymagający. Nie da się po niego sięgnąć i z doskoku przeczytać kolejne akapity, w przerwie między różnymi codziennymi zajęciami. Nie bardzo daje się czytać wieczorem, gdy po całym dniu jestem już zmęczony i znużony. Imponuje erudycją Miltona, wymieszaniem wątków biblijnych i odwołań do mitologii starożytnych. Może być źródłem świetnych cytatów. Czyż poniższe fragmenty nie byłyby fantastyczną ozdobą tekstów o depresji?
[…] Umysł jest dla siebie
Siedzibą, może sam w sobie przemienić
Piekło w Niebiosa, a Niebiosa w Piekło.
[…]
Gdziekolwiek zwrócę lot, tam wszędzie piekło,
Sam jestem piekłem, a na dnie otchłani
Głębsza, ziejąca otchłań się otwiera,
Przy której piekło, gdzie cierpię, jest Niebem.
Zostawiam książkę na wierzchu. Powoli będę sobie nadal czytał, w kolejnych tygodniach, miesiącach.
Tymczasem kurier zdołał przywieźć wersję Pablo Auladella. Hiszpański autor skupił się na opowiedzeniu historii poprzez ilustracje. Gdzieniegdzie tylko, dodał kwestie z miltonowskiego oryginału. Proste, fantastyczne i zastanawiam się, jakie u nas mogłoby się podnieść oburzenie, gdyby ktoś tak obszedł się z jakąś naszą “legendarną” poezją. Z wielkiego poematu wybrać ledwie garstkę tekstu i skupić się na obrazie.
Na tej jednej stronie, której pokazuję niżej, mamy raptem cztery zdania. W oryginalnym poemacie ta scena to kilkadziesiąt linijek ciągnących się przez blisko trzy strony. W tym wypadku w komiksie jest i tak wyjątkowo dużo tekstu.
Sama kreska Auladella jest hipnotyczna. To jest taki rodzaj rysunku, który – gdy byłem dzieckiem – niepokoił mnie, a równocześnie przyciągał. Całość utrzymana w mrocznej monochromatycznej atmosferze. Nieco barw pojawia się tych momentach, gdy akcja dzieje się w Raju, bo nawet Niebo jest w zasadzie tylko nieznacznie pociągnięte błękitem. Sama zaś postać Boga przedstawiona w sposób odmienny od zwyczajowego. Nie jest to dostojny starzec z brodą. Podobnie Mesjasz z głową barana też może wzbudzać dyskomfort wielu czytelników.
Aniołowie, wysłannicy boży też nie są uosobieniem piękna. Haczykowate nosy, puste czarne oczy. Bardzo dalekie od posągowych postaci, które namalował do poematu William Blake.
Mam wrażenie, że dla czytelników znacznie bardziej obeznanych w sztuce, opowieść Auladella to mnóstwo odwołań do klasycznego malarstwa, co pewnie daje jeszcze jeden rodzaj przyjemności z lektury.

Raj utracony, John Milton
Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 1986
Tłum.: Maciej Słomczyński
The Paradise Lost, Paul Auladell
Wyd.: Vintage Publishing, 2016
Czytając to, skojarzyło mi się, kiedy szukałem sposobu, żeby moje dzieci przeczytały (i zrozumiały) Pana Tadeusza. Zacząłem od filmu Wajdy i kiedy zobaczyłem tę cepeliadę patriotyczną, to mnie odrzuciło. Ale na youtubie znalazłem film bodaj z 1924 roku NIEMY! Pomysł żeby zrobić największy polski poemat jako film niemy jest trochę podobny do pomysłu rozrysowania w komiks miltonowskiego Raju. O dziwo w tym niemym kinie było więcej prawdy niż u Wajdy. Po prostu świat, a szczególnie wieś, od 100 lat do 1924 wiele się nie zmieniła. Nie trzeba było budować dekoracji, szukać statystów, uczyć ich żąć sierpem. Zgarnęli ludzi z pola i sfilmowali. Dworek także taki zwyczajny, lekko podparty kołkiem, prawdziwy, ogródeczek Zosi pozarastany chwastami, a nie jak z żurnala itd. Nawet młodzi, to tak pod 30stkę. 🙂 Jeśli chodzi o stronę wizualną to wszystko trzymało się blisko oryginału i było prawdziwe. Od czasu do czasu na ciemnym tle pokazuje się jakiś czterowiersz. Może twórcy wyszli z założenia, że i tak wszyscy znają poemat, więc słowo nie jest konieczne. Film to w końcu obraz. Oczywiście w całości to jest nie do oglądania. Ramota straszna, ale więcej tam prawdy niż u Wajdy. Skończyło się tym, że musiałem kupić im audiobooka, posadzić z książką w ręku i przebrnęli. Chyba niewiele z tego zrozumieli. Bo jak ja zacząłem im czytać, to od razu wyłożyłem się na tłumaczeniu, „dlaczego Litwo, Ojczyzno, a nie Polsko, Ojczyzna?” „Co to jest dzięcielina?” i „dlaczego pała?” czym różni się kontusz od żupanu, co to są żeńce, sierp, gwintówka, itd itd. Językowo to jest już z innej planety. Choć gdyby to napisał po francusku, to może…
Tak. Wydaje mi się, że nowe pokolenie już tego języka nie zna. I wszyscy, którzy uparcie będą tkwić „ale my rozumieliśmy, to i oni powinni” przegrają z kretesem. Oczywiście możemy się zżymać na kulturę obrazków, memów, insta, ale wiele nie zrobimy.
Swoją drogą właśnie zobaczyłem, że ktoś próbował zrobić z Pana Tadeusza komiks (link), ale to wciąż nie to. Wciąż nie ma esencji, albo choćby autorskiej wizji, jak u Aluadella, tylko – z tego co widzę w przykładowych stronach – wszystkie te „czarne polewki” itp.