Zapiski z domu wariatów

Proste, doskonałe pisarstwo. Takie mam wrażenia po przeczytaniu tych osiemdziesięciu stron. I chciałbym więcej i ciekaw jestem poezji i mam nadzieję, że ktoś pokusi się o polskie tłumaczenia innych utworów Christine Lavant (wyszedł tomik poezji kilka lat temu, ale na razie nie dotarłem). Na razie dostaliśmy Zapiski z domu wariatów. Napisane w 1946 roku, wydane w Austrii  2001 roku, czterdzieści lat po śmierci autorki. Jest to literacki zapis wrażeń z pobytu w szpitalu psychiatrycznym w 1935 roku. Autorka zmagała się z depresją i do szpitala poszła na własne życzenie (co nie było wówczas tak oczywiste) po próbie samobójczej. Według informacji z posłowia (Adam Lipszyc) jest to raczej literackie niż faktycznie biograficzne spojrzenie na siebie samą, stworzone po latach, bo z kart szpitalnych nie wynika, żeby w trakcie pobytu coś tworzyła, choć tak wynika z książki.

Czytając te doskonale, proste zdania nie mogłem się oprzeć wrażeniu, jak bardzo są podobne do Szklanego klosza Sylvii Plath. Przynajmniej jeśli chodzi o pewną wrażliwość autorki i równocześnie pacjentki.

Dlaczego jeśli istnieją aniołowie, żaden z nich nie ma za zadanie zapobiegać tu na ziemi rzeczom, którym wolno się zdarzać dopiero w najgorszym piekle.Zapisuję to zwyczajnymi słowami, zapisuję, jakby to nie było nic szczególnego, a właściwie powinna bym rozwalić te ściany i kamień po kamieniu ciskać w niebo, ażeby sobie uprzytomniło, że ma jakieś obowiązki także tu, na dole.

 

Nie ma tu wielkich przemyśleń. Ale za to jaki język! W dobie tych wszystkich nieustających „odkryć”, „rewolucji”, nagradzanych „arycydzieł” to jest naprawdę perełka. Bez kombinowania, napuszenia, popisywania się przed czytelnikiem.

 

Ch. Lavant, Zapiski z domu wariatów

Zapiski z domu wariatów, Christine Lavant

Wyd.: Wydawnictwo Ossolineum, 2017

Tłum.: Małgorzata Łukasiewicz

3 komentarze do “Zapiski z domu wariatów”

  1. Nie sądzę, aby rok 1946 w Austrii różnił się od roku 2010 w Polsce. Bo te urocze instytucje pt. „Dom Wariatów” zmieniają się bardzo powoli.
    Ach, gdybym miała talent literacki… Ale go nie mam, więc tylko zacytuję moją „lekarz prowadzącą”, która – wiekowo – mogłaby być moją córką, patrząca na mnie, gdy zadawała to pytania, bardzo poważnym i zatroskanym wzrokiem.
    – Pani Zuzanno, czy nadal ma pani złe myśli?
    Miałam jedną złą myśl, żeby idiotkę udusić.
    Może i dobrze jest trafić do domu wariatów, bo kiedy łaskawie nas z niego wypuszczą, świat okazuje się piękny. I nie śmierdzi nam w toalecie.

  2. Ale okna zamykają na klucz, bo szpitala nie stać na kraty.
    To już nie psychiatria – tam było to zrozumiałe – to chirurgia naczyniowa.
    Piszę skargę do rzecznika praw pacjenta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *