Korzenie we krwi

Mam przed oczami obraz, z jednego ze spotkań przedwyborczych w ostatniej kampanii prezydenckiej. Jakieś nieduże miasteczko i starcie dwóch stron. Z jednej strony tłum krzyczący “pedały do domu”, z drugiej zaś jakiś mężczyzna mówiący “hej, przecież mnie znacie, jaki ja tam pedał, co wy robicie?”. Odpowiedzią był tylko rechot krzykaczy. Naprawdę rechot, w tym nie było zawstydzenia, czy rozbawienia.
Przypomniała mi się ta scena, zaraz na początku lektury książki Korzenie we krwi Patricka Phillipsa.

Moja matka, ojciec i siostra należeli do garstki mieszkańców Forsyth, którzy tamtego dnia maszerowali solidarnie z protestującymi [przeciw rasizmowi], a kiedy odjechały autobusu, zostali sam na sam z setkami mężczyzn, którzy w mgnieniu oka zmienili się z gromady poczciwych wiejskich chłopaków w agresywny tłum.

To 1987 rok. Forsyth – “białe hrabstwo” w stanie Georgia. Po spektakularnym linczu w 1912 roku dokonanym na grupie czarnych mieszkańców oskarżonych o gwałt, wypędzono wszystkich czarnych mieszkańców. Od tamtej pory latami szczycono się przestrzeganiem “tradycyjnych wartości” oraz “czystością hrabstwa”.

Moja rodzina przeprowadziła się tam w 1977 roku, kiedy chodziłem do drugiej klasy, więc swoje chłopięce i nastoletnie lata spędziłem w granicach niesławnego “białego hrabstwa” Georgii. Początkowo byłem za mały, by zrozumieć, że Forsyth różni się od reszty Ameryki. Z upływem lat jednak zacząłem sobie zdawać sprawę, że wielu ludzi żyło tam tak, jakby większość wydarzeń XX wieku nigdy nie miała miejsca.

Wystarczy w wielu akapitach książki pozamieniać “strefy wolne od czarnych” na “strefy wolne od LGBT”, “precz z czarnuchami”, na “precz z pedałami”. Jeśli dodamy jeszcze do tego lęk przed seksualizacją dzieci zamiast lęku przed rebelią i zemstą czarnych i naruszeniem tradycyjnego porządku, to wszystko staje się przerażająco bliskie.
Phillips postanowił dotrzeć do “mitu założycielskiego” miasteczka Cumming w hrabstwie Forsyth oraz całego hrabstwa, w którym od 1912 nie było czarnej ludności. Mieszkańcy wydawali się z tego wyjątkowo dumni. Zniesienie niewolnictwa w USA to 1865 rok, jednak w niektórych południowych stanach, niewolnictwo, lincze, przemoc i segregacja wciąż miały się dobrze. Pretekstem mogło być wszystko. Oskarżenie o kradzież, gwałt, przemoc ze strony czarnych. Dowody się nie liczyły. Prawda również. Zeznania można było wymusić, zwłaszcza, że w rękach białych mieszkańców były urzędy i sądy. Dodatkowo determinacja najbardziej mściwych, by wypędzić czarnych mieszkańców, dotykała również sprzyjających im białym. Podpalenia, groźby, szykany, to tylko kilka sposobów. Oczywiście chętnie przejmowano za bezcen majątek, ziemię, tych, którzy i tak wiedzieli, że pozostanie tam oznacza koszmar, a w najgorszej sytuacji śmierć pod byle pretekstem. Władze niewiele mogły pomóc, bo jednym z prowodyrów był szeryf hrabstwa.
Szokujące nie jest jednak to, co działo się ponad 100 lat temu, w 1912 roku. Znamy to z filmów, książek, doniesień. Szokująca jest współczesność. W 1987 roku dochodzi do marszu przeciw rasizmowi, zaś opis protestów rdzennych mieszkańców przypomina niemal dokładnie to co dzieje się w Polsce obecnie. Grupka samozwańczych obrońców wartości oskarża tych, którzy chcą zmian. Jeden z argumentów, słyszymy niemal cały czas w ustach tych, którzy chcą bronić Polski przed seksualizacją, LGBT i co tam jeszcze politycy podsuną – “my nie mamy problemu z rasizmem, ale po co oni prowokują. Po co przychodzą do naszego miasta”. Dziwią się później, że ktoś nie wytrzymał i rzucił kamieniem? Toż to niemal słowa Beaty Mazurek (rzecznik PIS) po pobiciu w Radomiu przedstawiciela opozycji – “Każda akcja wywołuje określoną reakcję. To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem ”. Zwolennicy tego, by “Forysth pozostało białe” wykorzystują znane nam slogany. Protestują przeciwko “agitatorom i komunistycznym wichrzycielom rasowym, którzy chcą zbrukać naszą społeczność”. Wystarczy tylko usunąć słowo “rasowym” i mamy hasło jak się patrzy pasujące do jakiegoś protestu w Polsce w XXI wieku.
Ważna to książka, pokazująca nie tylko historię, ale również to jak grupa osób mająca w pogardzie prawo (a czasem je współtworząca) jest w stanie zastraszyć okolicę i stworzyć miejsce, przekonane o swojej odrębności czy wartości. To również książka o tym, jak wyprzeć ze zbiorowej świadomości wstydliwe incydenty i przerzucić odpowiedzialność na ofiary, zarzucając prowokację, kłamstwa, niejasności.

Swoją drogą, w ostatnich wyborach prezydenckich w USA w całej Georgii wynik był 51 procent głosów na Donalda Trumpa, zaś 46 procent na Hillary Clinton. W stolicy stanu – Atlancie, Clinton zwyciężała z wynikiem 66 procent do 33 dla Trumpa. Ale już w hrabstwie Forsyth, wynik był zgoła odmienny 72 procent – Trump, 24 – Clinton.

[foto: 17.01.1987 przeciwnicy marszu przeciw rasizmowi, Cumming, Georgia]

 

Korzenie we krwi, P. Phillips

Korzenie we krwi. Czystki etniczne w Ameryce, Patrick Phillips

Wyd.: Post Factum, 2020

Tłum.: Rafał Lisowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *