Ruiny i zgliszcza

Po wybraniu na czytniku książki Wellsa Towera Ruiny i zgliszcza okazało się, że zacząłem już ją kiedyś czytać. Plik otworzył się na jednej ze stron. Nic nie pamiętając, zacząłem czytać od samego początku. Zupełnie żadnego śladu pamięciowego. Wybrałem tę pozycję z zaległej kolejki po pewnej irytacji Elegią dla bidoków, którą przerwałem i nie miałem zamiaru już do niej wracać. Zbiór opowiadań Towera zdawał się być beletrystyczną wersją tego o czym pisał J.D Vance. Historyjki, czy też obrazki z życia przegranych.

Bardzo lubię opowiadania. Krótka forma ma to do siebie, że pozwala na szybką lekturę i czasem jakieś mniejsze lub większe zamyślenie. W tym przypadku nic takiego nie było. Po zakończeniu jednego już właściwie nie pamiętałem, o czym ono było. W trakcie kolejnego opowiadania senność wakacyjna wzięła górę i zasnąłem podczas lektury. Po ponownym ocknięciu uświadomiłem sobie, że nie pamiętam zupełnie nic. Zacząłem więc je od początku, podobnie jak wcześniej cały zbiór. Uznałem, że nie potrafi mnie wciągnąć. Ot takie sobie historyjki z życia nieudaczników. Ale poza tym i niezłym językiem, nic co sprawiłoby, że warto sobie zawrócić głowę. Przerwałem i wróciłem do Vance’a.

[Photo by Pete Hardie on Unsplash]

Ruiny i zgliszcza, W. Tower

Ruiny i zgliszcza, Wells Tower

Wyd.: Karakter, 2017

Tłum.: Michał Kłobukowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *