Głód. Pamiętnik (mojego) ciała

W moim życiu całkiem sporo osób zwracało uwagę na moje ciało, jeszcze zanim w ogóle dostrzegły lub wzięły mnie pod uwagę.

Bardzo łatwo jest, widząc osobę otyłą, pomyśleć sobie “jak można było się doprowadzić do takiego stanu”. Nie zastanawiamy się, CO doprowadziło do tej sytuacji. Łatwiej jesteśmy w stanie zaakceptować osoby, które sięgają po alkohol czy inne używki w konsekwencji traumy, niż to, że jedzeniem można wypełnić pustkę. Zmagający się z nadwagą Olaf Lubaszenko przyznał się po latach do depresji, Tomasz Sekielski stres związany z pracą zajadał. Roxane Gay jest autorką przejmującej relacji Głód. Pamiętnik (mojego) ciała.

W najcięższym momencie, przy wzroście metr dziewięćdziesiąt, ważyłam dwieście sześćdziesiąt jeden kilogramów. Ta liczba jest szokująca, trudno w nią uwierzyć, ale był czas, kiedy stanowiła prawdę mojego ciała. 

To już nie jest nadwaga. To chorobliwa otyłość. Jak można było się do takiego stanu doprowadzić? Proste i przerażające zarazem. Jako dwunastoletnia dziewczynka, Roxane została ofiarą zbiorowego gwałtu, zainicjowanego przez jej chłopaka. Od tamtego czasu postanowiła odgrodzić się od świata, stać się nieatrakcyjną dla mężczyzn.

Wydrążono mnie. Uparłam się, by wypełnić tę próżnię i użyłam jedzenia, aby zbudować barierę wokół resztek, które ze mnie zostały. Jadłam, jadłam i jadłam, w nadziei, że jeśli zrobię się wielka, moje ciało będzie bezpieczne. Pogrzebałam dziewczynę, którą byłam, ponieważ wpadła we wszelkiego rodzaju kłopoty. Starałam się wymazać wspomnienie o niej, jednak ona nadal gdzieś tu jest. 

To przerażające doświadczenie, ale jeszcze bardziej przerażająco czyta się o niemocy nastolatki, wychowywanej w kochającej rodzinie, która nie przyznaje się do tego co się stało. Zaczyna uciekać, odsuwać się, żyje w przekonaniu, że rodzice nie zaakceptują jej po tym co się wydarzyło. To przekonanie, jak wiele innych, o których za chwilę napiszę, było złudne. Rodzice Roxane udowodnili to, gdy dorosła Roxane przyznała się do związków homoseksualnych. W jej wyobrażeniach miała zostać potępiona, nic takiego się nie wydarzyło.

Druga warstwa tej książki, to opowieść o wstydzie, złości, samotności, frustracji. Ale przede wszystkim jej podtytuł powinien brzmieć Pamiętnik (mojego) samooszukiwania. Mam pozaznaczane całe fragmenty, które czytałem kręcąc z niedowierzaniem głową. Wciąż nie wierzę, jak bardzo można naginać fakty i rzeczywistość do swoich przekonań. Ze wspomnień Roxane bije złość do świata, do mężczyzn, do kultury. Do społeczeństwa, które nie akceptuje jej taką, jaka jest. Które przede wszystkim widzi osobę grubą, które przypatruje się tym krępującym sytuacjom, gdy nie może zmieścić się na krześle, gdy musi przechodzić bokiem przez drzwi, gdy nie jest w stanie kupić ubrań w swoim rozmiarze. 

Roxane przekonuje czytelnika, że prowadzi walkę o “ciałopozytywność”. To modne słowo, ale niestety, może brutalnie to zabrzmi, w jej przypadku staje się usprawiedliwieniem. Autorka nie ma nadwagi, jest chorobliwie otyła, ale nie godzi się na te określenia (choć pochodzą z języka medycznego), bo są obrażające.

Kiedy jednak ludzie używają słów takich jak „tycie” czy „otyłość”, nie rozumieją ich dosłownie. Formułują oskarżenie. To dziwne i pewnie smutne, że lekarze, którzy mają nakazane, by – po pierwsze – nie szkodzić, wymyślili taką terminologię. Przydawka „chorobliwie” sprawia, że grube ciało traktuje się jak wyrok śmierci, choć bynajmniej nim nie jest. Określenie „chorobliwa otyłość” naznacza grube ciała, czyni z nas żywe trupy, przy czym medyczny establishment dokładnie tak nas traktuje.

Ta książka jest ogromnym świadectwem samooszukiwania się. W jednym miejscu Roxane Gay wyznaje, że chciałaby być szczupła, że podziwia osoby podejmujące wysiłek fizyczny, utrzymujące kondycję, by za chwilę pisać, że nienawidzi sportu, że nienawidzi presji tych wszystkich ćwiczących, i że z pewnością utrzymanie takiego reżimu, nie prowadzi do szczęścia.

Wielokrotnie pisze o próbach diet, z których się wycofywała, ryzygnowała, przerywała, by za chwilę uznać, że ci, którzy narzucają sobie reżim jedzeniowy, nie potrafią czerpać przyjemności z jedzenia.

W jednym miejscu pada oświadczenie, że stara się nie trzymać w domu śmieciowego jedzenia, by kilka rozdziałów później wynikały kwestie chipsów, Oreo, czy w końcu absurdalnie wyznać:

Próbowałam mieć pod ręką zdrowe przekąski – jedzenie imitujące śmieciowe, które tylko mnie przygnębia, ponieważ próbuje być zadowalającym zamiennikiem czegoś autentycznego – chipsy z buraka, chipsy z kapusty, chipsy z groszku, ciasteczka ryżowe. W końcu wyrzuciłam całe to udawane śmieciowe jedzenie, bo udawanego nie chcę. Chcę prawdziwego śmieciowego jedzenia i jeśli nie mogę go mieć, wolę nie mieć go w ogóle.

Podobnie absurdalnie traktuje kwestie zdrowia.

 Zdaję sobie sprawę, że w moim rozmiarze nie jestem zdrowa (nie dlatego, że jestem gruba, ale dlatego, że mam – na przykład – wysokie ciśnienie).

Kilkadziesiąt stron dalej:

Zawsze jest mi niewygodnie albo coś mnie boli. Nie pamiętam, jak to jest czuć się dobrze w swoim ciele, czuć coś, co byłoby choć zbliżone do wygody. Przechodząc przez drzwi, zwracam uwagę na ich wymiary i podświadomie odwracam się bokiem, niezależnie od tego, czy to konieczne. Kiedy chodzę, kłuje mnie w kostce, boli mnie prawa stopa i krzyż. Często brakuje mi tchu.

Przerażała mnie ta książka. To nie jest ciałopozytywność. To jest zamykanie oczy na problemy i oskarżanie wszystkich dookoła, że wywierają na nas presję. Niczym nastolatek, który uważa, że wszyscy się go czepiają, choć nie podejmuje wysiłku, by zmienić irytujące nawyki.

Przeraża mnie to, że autorka ignoruje wiedzę medyczną pisząc, że BMI jest wskaźnikiem arbitralnym, choć w jej przypadku nie chodzi o wartości graniczne oddzielające zdrową osobę od takiej z nadwagą, czy gdy pisze:

Wedle rządowych danych epidemia otyłości kosztuje od stu czterdziestu siedmiu do około dwustu dziesięciu miliardów dolarów rocznie, chociaż mało jest jasnych informacji o tym, w jaki sposób badacze i badaczki dochodzą do tak przytłaczająco dużych liczb. Jakie dokładnie są koszta związane z otyłością? Metodologia nie ma znaczenia. Liczy się to, że grube jest drogie i – co za tym idzie – stanowi problem.

Dosyć szybko można znaleźć w sieci, w jaki sposób liczone są koszty medyczne związane z leczeniem otyłości (np. tu), ale ona zamiast spróbować to zrozumieć, kilkanaście kolejnych stron poświęca programom typu reality show, dotyczące odchudzania, zżymając się na to, że są opresyjne, wywołują poczucie wstydu, nie tylko wśród uczestników, ale również widzów, że są kłamliwe i nieuczciwe. Tak, wszystkie te gówniane reality show karmią się tym samym. To “freak show” dzisiejszych czasów, pozwalające na siedzenie przed telewizorami i wyśmiewanie się z innych, zbyt grubych, zbyt chudych, zbyt młodych, zbyt starych, zbyt leniwych, zbyt ambitnych.  Stacje telewizyjne zbijają na tym kokosy. Na powszechnej satysfakcji do oceniania innych. Choć w swojej ofercie mają również programy o akceptacji, wrażliwości i społecznej odpowiedzialności.

Przeraża mnie w tej książce to, że ani razu nie padła kwestia terapii, leczenia, choć z różnych fragmentów wynika, że autorka zmaga się również zaburzeniami łaknienia. Zamiast powierzyć się opiece profesjonalistów i choć spróbować przepracować tę straszną traumę z przeszłości, łatwiej jest oskarżać wszystkich dookoła, że krzywo patrzą, że komentują. Ciekawy jest zwłaszcza wątek mężczyzn. Po gwałcie, autorka nadal spotykała się ze swoim oprawcą, a później wielokrotnie wikłała się w przemocowe i toksyczne związki, przekonując siebie samą, że tylko na takie zasługuje. Pod wzlędem tej autodestrukcji i samozatracania się przypominała nieco Dawn-Prince Hughes (Pieśni plemienia goryli). W pewnym momencie doszła jednak do wniosku, że zło wiąże się z mężczyznami, że kobiety nie mogą jej skrzywdzić.

Chciałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby wykluczyć ze swojego życia możliwość bycia z mężczyzną. To mi się nie udało, ale stwierdziłam, że mogę być homoseksualna i w ten sposób nigdy już nie zostanę zraniona. Tego potrzebowałam: nigdy już nie zostać zranioną. […]

W ciągu kilku kolejnych lat spotykałam się z wieloma kobietami, a każda z nich okazywała się na swój sposób okropna. […]

Wchodziłam w związki z osobami, które przeważnie mnie tolerowały i od czasu do czasu okazywały mi odrobinę czułości. Była wśród nich kobieta, która mnie zdradzała, kobieta, która przebiła mojego ulubionego pluszowego misia nożem do mięsa, kobieta, która zawsze potrzebowała ode mnie pieniędzy, i kobieta, która za bardzo się mnie wstydziła, żeby zapraszać mnie na imprezy w pracy.

Byli też mężczyźni, ale w większości nie zapadli mi w pamięć i, szczerze mówiąc, oczekiwałam, że mnie zranią.

Ludzie są źli bez względu na płeć. Próba generalizowania na podstawie jednostkowych osób (choćby nie wiem, jak złych) ich zachowania na całą grupę jest manipulowaniem.

O prawdzie rodzina Roxane Gay dowiedziała się po wydaniu jej wcześniejszej książki z esejami. Jej ojciec chciał zrobić wszystko, żeby ukarać sprawcę. Ale ona tego nie chciała. Zamiast tego szuka informacji o swoim oprawcy, zna jego dane adresowe, wie gdzie pracuje, wydzwania do niego głuchymi telefonami.

Jeszcze raz podkreślam, to nie jest w żadnym wypadku książka o ciałopozytywności, to książka o traumie, samoudręczaniu się, oszukiwaniu, unikaniu odpowiedzialności, za to co można, a przede wszystkim niezdolności do poproszenia o pomoc. Nawet kochającej rodziny.

Obraża mnie myślenie, że mogę być jakimś cudem nieświadoma mojej fizyczności i mojego wyglądu. I obraźliwe jest założenie, że wstydzę się tego, że jestem gruba, niezależnie od tego, jak bardzo jest to bliskie prawdy.

[Foto; Roxane Gay podczas spotkania autorskiego w 2017 roku, Eva Blue/Flickr]

Głód. Pamiętnik (mojego) ciała, R. Gay

Głód. Pamiętnik (mojego) ciała, Roxane Gay

Wyd.: Cyranka, 2021

Tłum.: Anna Dzierzgowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *