I znów to samo. Historia przeciwko historii a ja pomiędzy nimi jak sędzia. Dwóch ochlejusów z lukami w pamięci i każdy trzyma się swojej prawdy.
Nie było łatwo czytać tę książkę. Autorka Karin Smirnoff zrezygnowała z interpunkcji, nazwy własne oraz imiona i nazwiska pisała łącznie, więc początkowo miałem wrażenie, że posypało się formatowanie ebooka. Pojechałam do brata na południe to pierwszy tom sagi Kippów i ze względu właśnie na ten specyficzny i wymagający język, nie wiem czy szybko sięgnę do pozostałych, choć sama historia jest wciągająca, świetnie wymyślona, choć… można uznać, że wszystko to już znamy.
janakippo wraca po latach nieobecności do rodzinnej miejscowości gdzieś na południu Szwecji, żeby pomóc bratu. Dość szybko znajdujemy się w świecie miejscowych tajemnic, femme fatale, przemocy w rodzinie, molestowania dzieci, alkoholizmu, niedopowiedzeń i podskórnych animozji między mieszkańcami.
Sprawy się komplikują, gdy zaczyna się okazywać, że więzi rodzinne między mieszkańcami są wyjątkowo pogmatwane i skomplikowane. Dzięki językowi, klimatowi północy – choć mogę sobie wyobrazić, że taka historia wyjątkowo pasuje do amerykańskiego Południa – całość ma mocno narkotyczno-alkoholowy wydźwięk. Nie bardzo rozumiem, dlaczego autorka skomplikowała życie czytelnikom (oraz tłumaczom) wyborem takiego języka, bo opowieść jest na tyle intrygująca, że nie wymagała dodatkowych zabiegów.
Cytat, który wybrałem na początek tej notki dość dobrze opisuje to, z czym się mierzymy. Nie do końca wiemy – podobnie jak jana – kto, mówi prawdę. Jaką prawdę, i czy w ogóle istnieje jakaś prawda.
[Photo by Sadan Ekdemir on Unsplash]
Pojechałam do brata na południe, Karin Smirnoff
Wyd.: Wydawnictwo Poznańskie, 2022
Tłum.: Agata Teperek