Detroit. Sekcja zwłok Ameryki

Pamięć jest zawodna. Wydawało mi się, że podczas jednej z netowych dyskusji przy okazji moich refleksji o książce Shitshow! Ameryka się sypie a oglądalność szybuje (Charlie LeDuff) ktoś wspomniał, że Gotham City było wzorowane na Detroit. Takie miałem przekonanie podczas oglądania w kinie Jokera. Sprawdziłem tę rozmowę dziś – okazało się, że chodziło o Robocopa, którego akcja faktycznie dzieje się w Detroit.

Ale to nie ma większego znaczenia. Wybierając się do kina, nastawiałem się na to, że Joker będzie kolejną komiksową opowiastką, z nieźle zrobionymi psychologicznymi wątkami głównego bohatera, ale wciąż to będzie rozrywka. Może mroczna, ale rozrywka. Myliłem się. To doskonały film, w którym nie ma nic z komiksu. To opowieść o upadku człowieka w upadłym mieście. Pełnym bezrobocia, przestępczości, korupcji na szczytach władzy, gdzie nikogo nie interesuje żywot ludzi-śmieci. Ci zaś walczą o przeżycie wszelkimi możliwymi środkami.

Jak wspomniałem, byłem przekonany, że Gotham to odpowiednik Detroit, dzień po seansie sięgnąłem do kupionej kilka miesięcy temu innej książki LeDuffa Detroit. Sekcja zwłok Ameryki. Wydana oryginalnie w 2013 roku, już po kryzysie hipotecznym, bankructwie General Motors (siedziba w Detroit) i wielkich banków. W roku publikacji książki miasto Detroit ogłosiło bankructwo – największe bankructwo miasta w historii USA.

LeDuff zajmuje się częściowo opisem stanu przed tym bankructwem. Czytając ten mocno osobisty reportaż odnosi się wrażenie, nic co zostało pokazane w filmowym Gotham City z Jokera nie wydaje się przerysowane. Łącznie z zamieszkami wybuchającymi z byle powodów, gdy już wystarczająco spuchnie ludzka frustracja.

W tym mieście podpalenia zdarzają się nieustannie. Tysiące rocznie, bracie. W Detroit jest straszna bieda, a ogień wychodzi taniej niż kino. Kanister benzyny kosztuje trzy pięćdziesiąt, a bilet na film osiem dolców. Poza tym w Detroit właściwie nie ma już kin, no więc kurwa… Ludzie podpalają najbliższy pusty dom i zasiadają na swojej pieprzonej werandzie. Piją najtańszego sikacza, rozpalają grilla i się cieszą, bo to świetna, kurwa rozrywka.

Jeśli ktoś oczekuje od reportażu obiektywizmu, stania z boku w pozycji neutralnego obserwatora i gładkiego, grzecznego języka, niech nawet nie próbuje sięgać po książkę LeDuffa. To jest reportaż zaangażowany, osobisty, przeplatany złością i subiektywizmem. Pełen życia i pulsu, a nie kolejna sztampa pisana według schematu, do którego zbyt często sięgają polscy reportażyści.

Pomijam już to, czy w naszych mediach mógłby się ukazać tego rodzaju opis jakiegokolwiek polityka.

Detroit zagłosowało na Monicę Conyers, polityczną nowicjuszkę, której niezbyt pokaźne CV obejmowało czterokrotnie oblane egzaminy adwokackie. […] Była egocentryczką i wyrachowaną diwą. Wulkanem seksu i krzykaczką. Każdy najmniejszy kąsek władzy dokramiał jej id. Nie miało znaczenie to, że na zamorskie podróże wydała tysiące dolarów, które wzięła z miejskiego funduszu emerytalnego. Nie miało też znaczenia to, że nie potrafiła porządnie zająć się problemami najbiedniejszych obywateli tego kraju. Była idealnym wcieleniem najbardziej typowego amerykańskiego polityka obecnych czasów. Była przekarmionym błaznem, tuczącym się na koszt państwa, od którego chudnącego ciała coraz bardziej odstają żebra. Jej niemożliwy do nasycenia głód był niczym szczególnym.

Nieoświetlone ulice. Przestępstwa w biały dzień. Niedoinwestowana straż pożarna, policja, skorumpowani sędziowie, prokuratorzy i kolejni burmistrzowie, oraz zwykli ludzie, których nie stać na ubezpieczenie zdrowotne i socjalne. Bezdomni i szaleńcy. Idealne tło dla osoby taką, jaką był filmowy Arthur Fleck. Z tą różnicą, że LeDuff pisze o prawdziwych ludziach, a amerykański sen, wygląda jak niezły koszmar.

[Foto i inne zdjęcia Detroit: źródło]

Detroit. Sekcja zwłok Ameryki

Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Charlie LeDuff
Wyd.: Czarne, 2015

Tłum.: Iga Noszczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *