Czerwony głód

Hołodomor brzmi bardzo podobnie jak Holocaust. Anne Applebaum w monografii Czerwony głód szczegółowo przedstawia sytuację na Ukrainie w latach trzydziestych XX wieku. W jaki sposób władze Związku Radzieckiego doprowadziły do klęski głodu na Ukrainie oraz śmierci kilku milionów ludzi. 

Przez cały czas istnienia Związku Radzieckiego skrzętnie ukrywano to co wydarzyło się w latach 32-34 na Ukrainie. Za zwrot “klęska głodu” można było wylądować w GUŁAG-u lub stracić życie. Dotyczyło to każdego – Ukraińca, Rosjanina, szczerego komunisty, wysoko postawionego urzędnika. Kampania wymazania tych wydarzeń ze świadomości historycznej, konsekwentne trwanie przy wersji, że wówczas pojawiły się przejściowe problemy ze zbiorami przyniosła skutki. Do dziś Rosja sprzeciwia się uznaniu Hołodomoru, za zbrodnię ludobójstwa. Rezolucja Dumy Rosyjskiej z 2008 roku wprost o tym mówi. W 2019 roku niemiecki minister Michael Roth (SPD) również zdystansował się od tego, by mówić o ludobójstwie.

Anne Applebaum strona po stronie pokazuje relacje, źródła i dowody na to, jak komunistyczna Rosja pod wodzą Stalina zaplanowała złamanie Ukrainy. Wielki Głód nie był pochodną gorszych zbiorów, był konsekwentnie realizowaną polityką odbierania wszelkiej żywności ukraińskim chłopom. Czarne listy, odcinanie całych wsi od żywności, zakazy przemieszczania się, narzucona kolektywizacja, przeszukiwanie domów i odbieranie żywności, a przede wszystkim konsekwencja i brutalność, przyniosły skutki o jakich marzył Stalin. Choć, jak sama autorka podkreśla celem polityki stalinowskiej nie była likwidacja wszystkich Ukraińców, chodziło przede wszystkim o złamanie chłopstwa oraz niedopuszczenie do klęski idei komunistycznych. 

Nie będę się rozpisywał na temat samej książki, ale na koniec chciałem zwrócić na jedną kwestię, która mocno mnie uderzyła. Anne Applebaum opisuje dość szczegółowo lata poprzedzające klęskę głodu, wraz z atmosferą nagonki na “kułaków”. Krok po kroku z kolejnych stron dowiadujemy się, jak to pojęcie coraz bardziej się rozszerzało. Poczatkowo dotyczyło bogatych obszarników i właścicieli ziemskich, by ostatecznie stać się jednoznaczną definicją dowolnego wroga. Każdemu kto sprzeciwiał się władzy (w dowolny sposób, już nie chodziło wyłącznie o kolektywizację) można było zarzucić pochodzenie kułackie, związki z kułakami, czy po prostu kułacką ideologię. Miałem wrażenie, że ten sam mechanizm działa również w dyskusji dziś (oczywiście – na szczęście chodzi – wyłącznie o słowa). Jeśli brak jest jakichkolwiek argumentów – wyciąga się kartę “lewaka”, albo “prawaka”. Dotyczy to również “neoliberalizmu”, czy modnego ostatnio “patriarchatu”. Obie strony sporów mają w rękawach tego rodzaju “jokera”. Jest to jednak męczące, gdy słyszy się ciągle jeden i ten sam argument. Pozostanę przy tym ostatnim. Nie istnieje już chamstwo, wulgarność, niedouczenie, czy zwykła głupota jest patriarchat, jeśli ktoś wyrazi wątpliwości, jest obarczony kulturą patriarchalną. Wystarczy, że ktoś wyrazi odmienny pogląd od rozmówcy szafującego “patriarchatem” ma szansę dostać nim po głowie. To zaś blokuje wszelką dyskusję na argumenty.

[Fragment pomnika Ofiar Wielkiego Głodu w Kijowie, źródło]

Czerwony głód, A. Applebaum

Czerwony głód, Anne Applebaum

wyd.: Agora, 2018

Tłum.: Barbara Gadomska, Wanda Gadomska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *