Archiwa tagu: technologia

W trybach chaosu

Im więcej czytałem o działaniach zarządzających mediami społecznościowymi – przede wszystkim Facebooka – w reakcji na różne niepokojące wydarzenia, w krajach, gdzie platforma ta domyślnie pełniła rolę głównego medium informacyjnego (Sri Lanka, Mjanma), tym bardziej miałem skojarzenia z działaniami koncernów tytoniowych przed dekadami, gdy wbrew wszelkim dowodom próbowały manipulować opinią publiczną, że palenie tytoniu nie ma nic wspólnego z zachorowaniami na raka płuc (inny wątek w świetnym filmie Informator). W pewnym momencie sam autor książki W trybach chaosu Max Fisher przywołuje to porównanie. Czytaj dalej W trybach chaosu

Zdrowy umysł w sieci algorytmów

Przejrzystość zaczyna się od prostych, konkretnych środków, takich jak ułatwienie użytkownikom zrozumienia, na co właściwie się zgadzają, gdy klikają na „Zgadzam się”. Wiele platform informacyjnych ukrywa tę informację w długich, liczących niekiedy po dwadzieścia stron warunkach świadczenia usług, napisanych ledwo dającą się odczytać czcionką, w sposób, którego nie da się zrozumieć. Ludzie zmuszeni są do wyboru pomiędzy dwiema poniżającymi opcjami: albo zgodzą się na coś, czego nie są w pełni świadomi, albo zanim zaczną korzystać z nowej platformy, spędzą wiele godzin, próbując zrozumieć te opasłe dokumenty. Ten narzucony wybór obraża ludzką godność.

Powyższy fragment pochodzi z książki Gerda Gigerenzera Zdrowy umysł w sieci algorytmów, której polskie wydanie ukazało się dwa miesiące temu i w cudowny sposób nakłada się na temat jednego z odcinków serialu Czarne Lustro, który miał premierę całkiem niedawno. Mowa o Joan jest okropna – bohaterka ponosi konsekwencje zaakceptowania umowy, której “przecież nikt nie czyta”. Gigerenzer postuluje, że powinniśmy wymóc na regulatorach, a ci na firmach technologicznych, żeby regulaminy usług i najważniejszych zasad mieściły się na jednej stronie. To być może jest pewien ideał, ale nie sposób odmówić mu racji. Stworzyliśmy regulacje, które są absurdalne. Regulaminy i akceptacje (np. “ciasteczka”), których całkowicie nikt nie czyta, więc można przemycić w nich wszystko, co wykorzystują oszuści. Klient i tak nie jest chroniony. Sytuacja przypomina tę, która jest mi bardzo bliska i dotyczy firm inwestycyjnych. Bezużyteczne ankiety adekwatności i świadomości ryzyka, przed niczym nie chronią klientów. Chronią wyłącznie firmy oraz dają zarobek coraz większej rzeszy prawników, którzy tworzą absurdalne i niepotrzebne zapisy. Czytaj dalej Zdrowy umysł w sieci algorytmów

Pegasus: Jak szpieg, którego nosisz w kieszeni, zagraża prywatności, godności i demokracji

Gdy podczas pandemii polski rząd zaproponował korzystanie aplikacji ProteGo zastanawiałem się, w jaki sposób zamierzają zmusić do tego obywateli (były pomysły, żeby była obowiązkowa). Wystarczy przecież mieć telefon zbyt przestarzały, nie mieć na nim miejsca czy znaleźć wiele innych powodów. W tym wypadku bunt przeciw instalowaniu rządowej aplikacji nie ma nic wspólnego z dbałością o zdrowie własne i innych. Smartfony i inne urządzenia mobilne są z nami obecne cały czas. Mają dostęp do naszych wspomnień, życia, znajomości. Spraw prywatnych i intymnych. Świadomość, że ktoś mógłby mieć również dostęp do tych danych i to bez naszej wiedzy, nie jest specjalnie komfortowa. Nawet dla tych, którzy uznają, że “jeśli ktoś jest niewinny, nie ma się czego obawiać”. To po prostu pogwałcenie naszej prywatności. A jednak pokusa dostępu do takich danych jest ogromna. Robią to korporacje, żeby lepiej nam sprzedawać pod pozorem ułatwiania życie. Robią to, coraz częściej rządy lub ich przedstawiciele. Laurent Richard oraz Sandrine Rigaud to autorzy reportażu Pegasus: Jak szpieg, którego nosisz w kieszeni, zagraża prywatności, godności i demokracji. Książka opisuje śledztwo prowadzone przez autorów oraz grupę zaangażowanych osób, skupionych w organizacji Forbidden Stories pokazujące, jak izraelska firma NSO stworzyła przerażające narzędzie do inwigilacji, które zaczęła udostępniać klientom na całym świecie. Czytaj dalej Pegasus: Jak szpieg, którego nosisz w kieszeni, zagraża prywatności, godności i demokracji

Elektroniczny detektyw

Przyświeca nam wspaniały cel: przekonać ludzkość, że tylko elektronika zdolna jest stworzyć prawdziwą sztukę. Żaden ludzki umysł nie jest dość logiczny i bezstronny, by kreować sztukę czystą, sztukę dla sztuki!

Rok 1977. Niewielka książeczka dla dzieci Elektroniczny detektyw, Elżbiety Burakowskiej. Przyglądam się okładce i jestem pewien, że miałem ją w swoich dziecięcych zasobach. Kolejne ilustracje Marii Uszackiej, przekonują mnie, że musiałem ją mieć, choć kompletnie nie pamiętam treści. Albo nie była dla mnie wówczas ważna. Nie budził żadnych emocji. Tymczasem, po czterdziestu sześciu latach zaglądam i zastanawiam się, jak bardzo aktualne tematy porusza. Mamy sztuczną inteligencję, kwestię twórczości i oryginalności sztuki, bunt robotów będący kwestią wykorzystywania oraz kwestie związane z zanieczyszczeniem klimatu.  Czytaj dalej Elektroniczny detektyw

Robokalipsa

Maszyny, które nas atakowały, pochodziły nie tylko z naszych sennych marzeń, lecz także z koszmarów. Mimo to rozszyfrowaliśmy je. Ludzie, którzy pozostali przy życiu, szybko się uczyli i przystosowali. Dla większości z nas było już za późno, ale jako rasa odnieśliśmy sukces. Bitwy toczyliśmy przeważnie indywidualnie i chaotycznie, więc większość z nich poszła w zapomnienie. Miliony bohaterów na kuli ziemskiej zginęły w samotności, anonimowo. Zaświadczyć mogą o tym tylko bezduszne automaty. Możemy nigdy nie poznać pełnego obrazu wojny, lecz na szczęście niektórych spośród nas obserwowano.

Nie wiem, czy Robokalipsa spełnia warunki książek, które oznaczam w kategorii Podróż w przeszłość. Nie była to pozycja, w jakiś sposób ważna dla mnie w latach młodości. Czytałem ją gdy ukazała się w języku polskim, czyli nieco ponad dziesięć lat temu. Daniel H.. Wilson stworzył dość atrakcyjny świat buntu robotów w naszym świecie. W świecie, w którym korzystamy coraz częściej z różnego rodzaju urządzeń, sprzętów domowych, przejmujących za nas mnóstwo funkcji. Głośno mówiło się o filmie, który miał być kręcony na podstawie książki. Prawa kupił Steven Spielberg, premierę zapowiadano na 2013 i do dziś nic się nie dzieje. Czytaj dalej Robokalipsa

Przypomnimy to panu hurtowo

Trafiłem jakiś czas temu na film Władcy umysłów (reż.George Nolfi) i w pewnym momencie miałem wrażenie, że choć nie był jakoś wybitny, to miał wybitnie dickowską atmosferę. Okazało się, że faktycznie powstał na podstawie opowiadania Philipa Dicka z 1953 roku – Ekipa dostosowawcza (oryginalny angielski tytuł filmu jest zbliżony Adjustment Bureau). Udało mi się namierzyć, że opowiadanie znalazło się w zbiorze pod tytułem Przypomnimy to panu hurtowo.

Blisko trzydzieści opowiadań z początku lat 50. Różnych, kilka z nich ciekawa, bo w atmosferze grozy i fantasy raczej niż technologii, ale w zasadzie o każdym można powiedzieć, że ma ten charakterystyczny rys – język, atmosfera, a przede wszystkim stawiane pytania i problemy. Uderzyło mnie to, że nawet w tych mniej udanych opowiadaniach, czy powieściach (choćby niedawno czytana Labirynt śmierci) nie ma tak bardzo znaczenia fabuła i prezentowany świat. On jest tylko w pewnym zarysie i stanowi tło do rozważań o człowieczeństwie, wolnej woli, granicach między życiem a technologią. Siedemdziesiąt lat temu to jednak było wizjonerskie. Gdy przypominam sobie czytane książki S-F z tego okresu (choćby Ostatni brzeg czy Przestrzeni! Przestrzeni!,) to one zestarzały się dlatego, że autorzy nie bardzo potrafili stawiać uniwersalne pytania. Przedstawiali swoją wizję przyszłości, bardzo ograniczoną widzeniem świata przez pryzmat aktualnych dla nich problemów. Niby u Dicka jest podobnie – pamięć niedawnej wojny, obawy przed wybuchem kolejnej, zagrożenie ze strony Rosjan, ale tam w centrum jest człowiek ze swoimi paranojami i niepewnością co do tego, co jest realne, a co nie, i kim ja tak naprawdę jestem. Nie ma znaczenia, że u Dicka są humanoidalne roboty, a nie technologie, z których faktycznie dziś korzystamy i ułatwiają nam życie (wszelkiego rodzaju “asystenci”) i trudno to uznać za wizjonerstwo, niemniej wizjonerstwem było zrozumienie, że nasze lęki i obawy specjalnie się nie zmienią, będą musiały się tylko zmierzyć z nowymi okolicznościami.

W przedmowie do tego zbiorku zacytowano wypowiedź autora z wywiadu udzielonego w 1974 roku.

Sądzę, że paranoja pod pewnymi względami stanowi współczesne rozwinięcie pierwotnego wrażenia trwale zakodowanego u niektórych – zwłaszcza drobnych – typów zwierzyny, mianowicie poczucia, że jesteśmy nieustannie obserwowani… Według mnie paranoja to atawizm. Jest to przewlekłe zjawisko, które występowało w nas dawno temu, kiedy my – czy też nasi przodkowie – byliśmy bezbronni wobec drapieżników, co wywoływało wrażenie ciągłego i bliskiego zagrożenia…

Owo wrażenie często towarzyszy moim bohaterom. Czyli po prostu zatawizowałem ich społeczeństwo. 

I to faktycznie jest klucz do niemal całej jego twórczości. Podlany późniejszymi problemami psychicznymi autora i doświadczeniami z różnego rodzaju używkami. 

Czytam te kolejne opowiadania i mam wrażenie, że każde z nich mogłoby być inspiracją do dziesiątków filmów. Mam przekonanie, że nad  Black mirror, czy Miłość, śmierć, roboty unosi się duch Philipa Dicka, nawet jeśli nie są to bezpośrednie inspiracje.

[Foto: Kadr z filmu Władcy umysłów]

Przypomnimy to panu hurtowo, Ph. K. Dick

Przypomnimy to panu hurtowo, Philip K. Dick

Wyd.: Prószyński i S-ka, 1998

Tłum.: Magdalena Gawlik

Piknik na skraju drogi i inne utwory [1]

Musiałem czytać „coś” Strugackich gdzieś na przełomie szkoły podstawowej i liceum. Pamiętam mgliście jakieś fragmenty, choć nie wiem, czy cokolwiek byłem w stanie zrozumieć. Kilka lat temu wpadł mi w ręce Piknik na skraju drogi i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko atmosferą, prowadzeniem opowieści i językiem, ale również tym, w jaki sposób w w 1972 roku tandem radzieckich pisarzy stworzył opowieść, nie tylko uniwersalną, ale również taką, która mogłaby powstać na Zachodzie. Czytaj dalej Piknik na skraju drogi i inne utwory [1]

Ostatni pisarz

Spodobała mi się ta okładka stylizowana na okładkę starej książki. Spodobał mi się opis Ostatniego pisarza, komiksu stworzonego przez Jana Mazura i Roberta Sienickiego. Gdzieś tam, w niedalekiej przyszłości, w której maszyny przejęły pracę za człowieka, istnieje jeden, niekopiowalny przez algorytmy pisarz. Stąd pomysł na misję kosmiczną – będzie pierwszym człowiekiem, który poleci zobaczyć pierścienie Saturna i spisze na żywo swoje wrażenia. Ponieważ jego stylu nie potrafią jeszcze naśladować algorytmy istnieje szansa na powstanie arcydzieła. Czytaj dalej Ostatni pisarz

Czarne lustro. Po drugiej stronie

Nie oglądam zazwyczaj seriali. Większość to dłużyzny, w których na siłę spiętrzono mniej lub bardziej nieprawdopodobne zdarzenia, zaś całość konceptu polega na “zaskoczmy widza”. W moim przypadku te zaskoczenia powodują co najwyżej wzruszenie ramion. Gdy sporo osób dookoła przeżywało fascynację kolejnymi głośnymi serialami na Netflixie i HBO, zupełnie nie byłem w stanie się nimi zainteresować. Moja żona pochłaniała kolejne Domy z Papieru, Breaking Bad, a mnie zaintrygował dopiero serial o duńskiej nauczycielce (Rita). Czytaj dalej Czarne lustro. Po drugiej stronie

Ostatni bastion umysłu

Jednym z błędów „narracyjności” w analizie partii jest coś, co nazywamy „analizowaniem zgodnym z wynikiem”. To znaczy: skoro zwycięzca wygrał, to znaczy, że wykonywał dobre posunięcia; skoro przegrany przegrał, to znaczy, że popełniał błędy i tak dalej. Gdy zna się wynik partii, zanim zacznie się ją analizować, bardzo trudno nie patrzeć bardziej krytycznie na posunięcia gracza, który ostatecznie przegrał – nawet jeśli być może taki krytycyzm nie był zasłużony.

Znalazłem ten akapit we fragmencie nowej książki Garri Kasparowa Ostatni bastion umysłu, gdzieś w sieci i to zupełnie wystarczyło, żebym natychmiast kupił całość. Bardzo przypomina mi to, co pisał o podejmowaniu decyzji zarządzający Larry Hite, jeden z rozmówców Jacka Schwagera w Czarodziejach rynku. Hite pisał o tym, że dobre transakcje nie muszą być zyskowne. Są dobre dlatego, że wykonane zgodnie z planem i strategią. Podobne spostrzeżenie do tego, o czym mówi Kasparow ma Aswath Damodaran (Wycena firmy), jeśli chodzi o wycenę spółek.  Czytaj dalej Ostatni bastion umysłu