Bill Hudson

Shitshow! Ameryka się sypie a oglądalność szybuje

Z każdą kolejną godziną na twarzach prowadzących i komentatorów malowała się coraz większa groza. Docierało do nich, że kraj, o którym dyskutowali w swoich relacjach, istniał tylko w ich wyobraźni, a ten prawdziwy jest zupełnie inny.

Z każdym kolejnym przeczytanym akapitem, miałem przekonanie, że właśnie czytam suplement do reportaży Marka Szymaniaka Urobieni. Choć całość nie dotyczyła polskiego rynku pracy i poruszała kwestie u nas nie istniejące. Równocześnie jest to komentarz do tego co dzieje się w polityce i mediach w Polsce, choć nie w takiej skali. Ale podobieństw jest wyjątkowo dużo. Zbyt dużo. Różnica podstawowa jest taka, że Marek Szymaniak próbuje delikatnie zwrócić uwagę na pewne patologie. Tak jakby nieśmiało machał ręką i mówił: “spójrzcie, czy to was nie porusza”. Zaś Charlie LeDuff łapie nas za włosy, przyciska twarz do szyby medialnej i mówi: “patrz, kurwa, tak to właśnie wygląda”.

Ostatecznie w wiadomościach nie chodzi ani o to, żeby informować opinię publiczną, ani o to, żeby rozliczać możnych tego świata. Wszystko rozbija się o gotówkę. Konstytucyjna pierwsza poprawka to dobra rzecz, ale ojcowie założyciele zapomnieli zorganizować mediom źródło dochodu. Właśnie dlatego branża wciska nam tyle historii o naćpanych celebrytach, świrach w czapkach z celofanu i kotach – zwłaszcza o kotach, kotach na gigancie, kotach, które mówią, kotach-duchach, kotach na kiblu i kotach bez łapek na wózkach inwalidzkich. To pieniądz napędza dwudziestoczterogodzinny cykl informacyjny. Nauczyły mnie tego lata spędzone w redakcjach gazet.

Shitshow! Ameryka się sypie a oglądalność szybuje to rozpoczynająca się w 2013 roku podróż przez Amerykę. Ale nie tą piękną z wielkich miast, pełną udanych karier i sukcesów. Mitu od pucybuta do milionera. To miasteczka przygraniczne, w których nie ma już pracy, bo przedsiębiorstwa przeniesiono właśnie kilkanaście kilometrów dalej do tańszego Meksyku. Albo wielkie, jak upadłe Detroit, w którym od lat kolejni burmistrzowie lądują w więzieniach za korupcję i malwersacje. To miasta, w których dwie trzecie mieszkańców to czarni, ale w policji pracuje 90 procent białych.

LeDuff nie jest wyłącznie dziennikarzem. To jest tylko jedna z wielu jego aktywności. W żadnym wypadku Shitshow! nie jest obiektywny, ani nie próbuje być. Autor jeżdżąc po Amreryce i rozmawiając ze zwykłymi ludźmi, politykami, przedsiębiorcami wielokrotnie wychodzi z roli bezstronnego obserwatora – prowokuje, podpuszcza, irytuje. Nie bawi się w polityczną poprawność, porusza kwestie niewygodne (np. ogromną przemoc czarnych wobec czarnych, co każe nieco inaczej spojrzeć na kwestie piętnowania rasowego przestępczości). Obnaża obłudę, korupcję, niejasne powiązania. Nie oszczędza nikogo i niczego, w tym mediów, które robią nieustający shitshow!

Nieważne jak pokroisz polityczną gównokanapkę, i tak ciągle wpieprzasz gówno.

A przede wszystkim stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Ameryka wybrała na prezydenta Trumpa. I choć nie stawia diagnozy, to pokazuje pewne mechanizmy, które znane są również u nas – niechęć do establishmentu, zarówno politycznego, jak i medialnego; wykluczenie pewnych środowisk; przekonanie o tym, że wybór Hillary Clinton jest oczywisty, bo przecież sondaże jednoznacznie tak wskazują; zadziwienie komentatorów, że mizogin, buc i prostak cokolwiek by nie robił, nie spada z piedestału.

Trump to była inna para kaloszy. Ilekroć kłamał, przesadzał, szydził, groził lub porównywał kolegę republikanina do pedofila, kapitanowie tonących statków medialnych obserwowali, jak rosną im statystyki kliknięć i oglądalności. Biznes to biznes. Statek płynął dalej. Postanowili więc zrobić z tego Donald Trump Show.

W rezultacie Donald Trump miał darmową reklamę wartą miliardy dolarów i coraz bardziej przekonywał do siebie tych, którzy byli wkurwieni na cały świat, choć zupełnie nie po drodze było im z Trumpem. Wyglądało to tak, jakby przekonał ich do siebie przekorą i postawieniem wszystkiego na jedną kartę “tamci już sporo nakradli”.

W Ameryce szklanka była w połowie pusta. Do klasy średniej zaliczała się mniej niż połowa amerykańskich gospodarstw domowych, a połowa bogactwa klasy średniej wyparowała podczas wielkiej recesji. Czynsz pochłaniał ludziom połowę wypłaty. Nie było w tym ich winy, a przynajmniej tak sądzili. To establishment ich zgwałcił.

Amerykański redneck zbuntował się przeciwko swojemu republikańskiemu panu. Nie był w nastroju do dżentelmeńskiej debaty ani nie zamierzał grzecznie czapkować. Był wściekły i bez grosza albo prawie bez.

Jedyne, czym ludzie pogardzali bardziej niż dziennikarzami, byli politycy i bankierzy. Najchętniej przyjebaliby im wszystkim z liścia. Chuj mnie obchodzi, że Trump nie wie, o czym mówi. Wal ich w samo miętkie, Donald!

Ameryka pokazana przed LeDuffa, to Ameryka z Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri – układy, bezkarna policja, prywata. Całość zaś napisana jest tak, jakby połączyć Huntera Thompsona Hell’s Angels, Długi marsz w połowie meczu (Ben Fountain) i dodać jeszcze do tego, Grona gniewu, J. Steinbecka, z tym, że tym razem nie opisuje gehenny biedniejących rolników, którzy przenosili się do miast i wielkich plantacji w poszukiwaniu pracy, tylko ich wnuki, dla których ta praca już się skończyła, bo przeniosła się do Meksyku, Azji, czy nawet Polski. Bo dla firm była tańsza. A ludzie? A chuj z ludźmi, przecież to i tak biedota!

[Foto: fotografia Billa Hudsona, z New York Timesa z 1963 roku, będąca częścią pewnej historii opowiedzianej w książce]

Shitshow! Ameryka się sypie, a oglądalność szybuje, Ch. LeDuff

Shitshow! Ameryka się sypie a oglądalność szybuje, Charlie LeDuff

Wyd.: Czarne, 2019

Tłum.: Katarzyna Gucio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *