Cierpisz? Masz do tego prawo

Dokładnie rok temu, w lutym znalazłem niedaleko wału wiślanego miejsce pełne ciszy. Stawałem pośrodku polany z zaroślami otoczonymi lasem i stałem. Zależało mi tylko na tym, żeby czuć chłód. Polubiłem zimno, choć przez lata zdecydowanie wolałem, gdy dni są ciepłe, a nawet gorące. 

Przez ten rok odwiedziłem więcej zakątków w okolicach Wisły, Narwii i Buga niż przez dwanaście lat mieszkania w pobliżu rzeki. Najpierw była cisza i zimno. Później przyszło wsłuchiwanie się w głosy ptaków, fotografowanie ich, poznawanie zwyczajów. Gdy kilka dni temu stanąłem dokładnie w tym samym miejscu, co dwanaście miesięcy wcześniej było zupełnie inaczej. Nie chodziło już tylko o to, by stać i czuć chłód. Wsłuchiwałem się w odgłosy, których latami zupełnie nie słyszałem. Furkoczące skrzydła sikorek, gdzieś w oddali śmiech, a później stukanie dzięciołów, skrzeczące sójki. To był jeden ze sposobów radzenia sobie z żałobą.

Innym było czytanie wielu książek, dotyczących tego tematu. Przypadek sprawił, że jedna z agencji, z którą współpracuje nasze wydawnictwo podesłała mi w tamtym czasie jako propozycję książki Megan Devine, pod oryginalnym tytułem It’s Ok, That You Are Not OK. Koślawo wychodziło w tłumaczeniu ten świetny angielski zwrot, więc w polskiej wersji zdecydowaliśmy się na Cierpisz. Masz do tego prawo.

Autorka pracowała jako terapeutką pracującą z osobami nieradzącymi sobie z traumami, pogrążonymi w żałobie, czy ofiarami molestowania seksualnego. Jak pisze we wstępie była przekonana, że wykonuje ważną i wartościową pracę. 

Pewnego dnia, była świadkiem śmierci swojego męża, który w niewytłumaczalny sposób utopił się podczas kąpieli w morzu.

Biorąc pod uwagę jego umiejętności i doświadczenie, nie było żadnego powodu, żeby miał się utopić. To był przypadek, coś nieoczekiwanego, coś co rozdarło mój świat.

Po śmierci Matta miałam ochotę zadzwonić do wszystkich moich klientów, żeby przeprosić ich za moją ignorancję. Miałam kwalifikacje do pracy nad głębokimi emocjami pacjentów, ale śmierć Matta odsłoniła przede mną zupełnie inny świat. Nic z tego, o czym wiedziałam, nie miało zastosowania do tak wielkiej straty. Jeżeli ktoś miał być przygotowany do czegoś takiego, to – biorąc pod uwagę moje doświadczenia i wykształcenie – powinnam to być ja. Ale nic mnie do tego nie przygotowało. Nic z tego, czego się nauczyłam, nie miało znaczenia.

Nie tylko ja byłam bezradna.

Ta książka, to próba opowiedzenia o żałobie, nie tylko z perspektywy terapeuty, ale przede wszystkim osoby, która już wie, jak to jest gdy rozpada się świat. Megan Devine próbuje na nowo przedefiniować “problem”, jakim jest żałoba we współczesnej kulturze. Nie zgadza się właśnie na takie postawienie sprawy, że żałoba jest problemem, że trzeba się z nią uporać, że trzeba wreszcie wrócić do normalnego życia.

Nie powiem wam, że kiedyś wszystko się ułoży.

Źle jest z wami. Być może nigdy już nie będzie z wami całkiem dobrze.

To nie jest książka o tym, jak „zreperować”, jak „naprawić” waszą żałobę. Nie chodzi o to, by doprowadzić do tego, że będzie dobrze, by przywrócić was do normalności. To jest książka o tym, jak żyć ze stratą, w rzeczywistości, której nie da się naprawić. Jak to przetrwać.

Żałoba jest niesłychanie indywidualna. Wiem, to mając perspektywę moją oraz najbliższej mi osoby – mojej żony. Oboje szukaliśmy wytchnienia i pocieszenia w odmienny sposób. Ja potrzebowałem przestrzeni, A. bezpieczeństwa w domu. Ja unikałem mówienia i rozmów, A. godzinami spędzała czas przy telefonie z przyjaciółkami.

Megan Devine pisze o perspektywie doświadczenia żałoby w świecie, który goni za sukcesem, nie akceptuje słabości, i nawet mimo wrażliwości oraz empatii nie potrafi rozmawiać o śmierci najbliższych. Trudno jest rozmawiać, gdy osoba w żałobie jest pełna odmiennych uczuć. Coś co jednego dnia uspokaja, drugiego może ranić. Nie zapomnę słów, które sobie zakreśliłem w książce C.S.Lewisa Smutek:

Nie cierpię jak mówią, ale przykro mi, gdy nic nie powiedzą.

Mam wiele wspólnego z autorką. Ona również pochłaniała kolejne książki o żałobie. Również borykała się ze swego rodzaju napiętnowaniem społecznym – gdy wiele osób unika rozmów z nami (na zwykłe, zawodowe tematy). Z obawy i lęku, żeby nas nie urazić. Choć nam bywa ten kontakt potrzebny. A często ważne jest poprowadzenie za rękę. Dosłownie. W chwilach, gdy brak energii, siły, ważne, żeby ktoś zrobił coś dla nas. Za nas. 

Podobnie jak Devine, nagle zauważyłem coś oczywistego. Tego, jak wiele osób dookoła nas doświadczyło traumy po stracie kogoś bliskiego. Ludzie, po których się nie spodziewaliśmy. Czasem dawno temu, czasami relatywnie niedawno. Każda z tych osób  musiała funkcjonować – społecznie, zawodowo, prywatnie. Zakładając maski i uruchamiając ostatnie pokłady energii.

To nie jest tylko książka dla osób w żałobie, którzy szukają pocieszenia i nie wierzą, że kiedyś będzie znów normalnie. To również poradnik dla przyjaciół, rodziny, terapeutów, bliskich oraz dalszych znajomych, jak rozmawiać z osobami, które przeżyły ogromną stratę. Nie ma tu jednak uniwersalnych rozwiązań – smutek po śmierci bliskiej osoby, ma zbyt indywidualny charakter – to raczej wskazówki. Jak być świadomym obok. 

Ta książka jest bardzo daleka od wszystkich poradników “pozytywnego myślenia”, sugerujących, że z każdej katastrofy wychodzi się silniejszym, że zdobywa się nowe doświadczenie. Jest szczera. Do bólu. Ale wspierająca w mądry sposób.

Zawsze zwracałam uwagę na język. Nawet w dobrych czasach irytował mnie niewłaściwy dobór słów. Dlatego gdy straciłam Matta, słowa takie jak uleczenie czy lepiej sprawiały mi ból. Gdy ktoś mówił, że będzie lepiej, wydawało mi się to śmieszne. Niby co miałoby być lepiej?

Jak mogłoby być lepiej, gdy straciło się ukochaną osobę?

Uleczenie to powrót do stanu normalności. Rozmawiałam z ludźmi, którzy stracili dziecko, najlepszego przyjaciela, brata lub siostrę, ludzi opłakujących osoby, które mogły żyć jeszcze dwadzieścia, trzydzieści czy osiemdziesiąt lat. Rozmawiałam z ludźmi, którzy zostali sparaliżowani w wypadku albo doświadczyli przemocy. W takich sytuacjach koncepcja uleczenia się z żałoby, wydobycia się z niej brzmi dziwnie.

Otchłań, która otworzyła się w waszym wszechświecie, nie zamknie się tak, byście mogli powrócić do normalności. I cokolwiek dobrego zdarzy się w życiu, nie będzie to wystarczającym zadośćuczynieniem za tamtą stratę. Utracona osoba nie wróci. Nie odzyskacie jej.

Nie ma więc takiego punktu w czasie, w którym „wydobrzejecie”.

Dlatego to takie trudne. Nie będzie więc uleczenia. Nie będziemy już tacy sami jak kiedyś, nie będziemy jak nowi – tak jak człowiek, który stracił nogi, nie może czekać, aż mu one odrosną.

[foto własne]

Cierpisz? Masz do tego prawo, M. Devine

Cierpisz? Masz do tego prawo, Megan Devine

Wyd.: Linia/Biała Plama, 2021

Tłum.: Krzysztof Środa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *