Król

Morfinę porzuciłem po kilkudziesięciu stronach. Pomysł wydawał się intrygujący i dawał szansę na przekłucie balona naszych narodowych mitów, a jednak dość szybko się znudziłem. Zbyt dużo eksperymentu, a zbyt mało historii do opowiedzenia. Tamto doświadczenie sprzed kilku lat spowodowało, że uznałem prozę Szczepana Twardocha za taką, której nie muszę poznawać. Wybierając się w niedawną podróż przez pół Polski wziąłem jednak z zasobów mojej żony (która jest maniakalną słuchaczką audiobooków) dwie pozycje – Mózg rządzi oraz właśnie Króla. Wtedy wygrał “mózg”, ale jednak kilka dni temu wychodząc na bieganie i nie mogąc zdecydować się na żadną muzykę, włączyłem w powieść Twardocha i … zaintrygowała mnie. Przez kolejne dni, słuchałem w samochodzie, trochę w domu, podczas biegania. Kilka rzeczy mnie w niej pozytywnie zaskoczyło.

Po pierwsze Maciej Stuhr jako lektor. Obawiałem się, że będzie mi przeszkadzał jego głos, że będę cały czas słyszał Maćka Stuhra i nie będę mógł się skupić na treści. Tymczasem okazało się to świetnie przeczytane. Po drugie historia była wciągająca. Przynajmniej przez część czasu. Mimo pewnych manieryzmów i zabiegów formalnych, dłużyzn i niepotrzebnych dygresji, całość została bardzo zgrabnie napisana.

Seks, przemoc, narkotyki, brakuje jeszcze tylko rock and rolla. Choć w powieści powielone zostały setki klisz popkulturowych, to nie miało to większego znaczenia. Zastanawiałem się, ile razy w trakcie pisania Twardoch oglądał Chłopców z ferajny, Dawno temu w Ameryce, czy dziesiątki innych filmów gangsterskich. Bo momentami tak właśnie się czułem. Jakby akcje filmów dziejących się w latach 20-30 w Stanach Zjednoczonych przeniesiono do Warszawy. Niespecjalnie krępując się, że to wszystko już było.

Akurat kończyłem słuchanie całości, gdy wybuchła afera z podejrzeniem o dokonanie plagiatu przez Szczepana Twardocha. Jerzy Haszczyński (Rzeczpospolita) zarzucił autorowi, zbyt łudzące podobieństwa do powieści Aniołowie umierają od naszych ran Yasmine Khoury.

Twardoch odniósł się do zarzutów publikując odpowiedź, zaś fragmenty tej odpowiedzi podsumowują w doskonały sposób owe klisze i schematy, które w Królu przebijają niemal z każdego miejsca (przy czym wcale nie to nie jest z mojej strony zarzut).

Czy „Król” i „Anioły…” są jakoś podobne? Jakoś. „Król” podobny jest również do „Dawno temu w Ameryce”, ponieważ opowiada o żydowskich gangsterach w latach trzydziestych, którzy wyrywają się z biedy, chadzają do prostytutek. Jest podobny również do „Olivera Twista”, w którym sierotę przygarnia kryminalna szajka. Pod względem przemocy nie ustępuje „Iliadzie”. Podobny jest również do filmu „Pamiętnik”, ponieważ w „Królu” starzec opowiada historię swojego życia. „Król” podobny jest również do „Morfiny” niejakiego Twardocha, ponieważ bohaterowie mają złożone tożsamości etniczne, akcja zaś dzieje się w przedwojennej Warszawie. „Król” podobny jest również do „Bękartów wojny”, bo Żydzi biją w nim faszystów i lubią pistolety.

Twardoch tą powieścią się bawi. Konwencjami, scenami, banalnymi czasem rozwiązaniami, ale robi to dobrze. Dodatkowo wziął się za temat, który jest na tyle trudny, że osoby o specyficznej wrażliwości mogą czuć się urażone – szarganiem pewnych mitów i świętości. Nie mam pewności, czy w papierowej wersji nie nudziłyby mnie pewne rozwiązania, zaś niektóre sceny seksu pisane są jakby niemal pod “skandal”. O ile w XXI wieku w ogóle skandal jest możliwy. W wielu momentach uśmiechałem się do siebie i kiwałem głową, że mimo wszystko pozwala sobie na tak trywialne rozwiązania. W każdym razie w wersji czytanej przez Macieja Stuhra bardzo sympatyczna rozrywka.

Król, Sz. Twardoch

Król, Szczepan Twardoch

Wyd.: Wydawnictwo Literackie, 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *