Amerykańscy bogowie

Może gdybym był na wakacjach i nie miał nic innego do czytania, to skończyłbym Amerykańskich bogów Neila Geimana. Może kiedyś, jak będę w nastroju dokończę to sześciusetstronicowe tomiszcze. Na razie odkładam ją znudzony. 

Bez wątpienia Gaiman pisze dobrze. Bez wątpienia potrafi stworzyć atmosferę. Niemniej mam wrażenie, że to tylko błyskotka bez większej wartości. Guma do żucia. Smak jest na początku, a później już jest go coraz mniej, aż zostaje tylko pamięć pierwszego smaku i znudzone przeżuwanie.

Udało mi się dotrzeć do 57 procent na czytniku i po prostu mi się więcej nie chce. Niby z jednej strony mam myśl – do czego to wszystko prowadzi?, ale z drugiej, mam rosnące przekonanie, że w zasadzie chodzi wyłącznie o atmosferę, żonglowanie pewnym pomysłem, jakim jest włączenie postaci z różnych mitologii i religii w świat współczesnej Ameryki. Zgrabnie to zrobione, ale w zasadzie nie wiadomo po co. Jest jak wiele z tych seriali, które mają zrobić wrażenie na oglądających, ale większego pomysłu w nich nie ma, poza popisami wizualnymi.

Bez wątpienia Gaiman jest świetnym rzemieślnikiem, ale w tym wypadku po prostu trochę kantuje popisując się pomysłami i wykonaniem.

[Photo by Rene Böhmer on Unsplash]

Amerykańscy bogowie, N. Gaiman

Amerykańscy bogowie, Neil Gaiman

Wyd.: Mag, 2016

Tłum.:  Paulina Braiter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *