Gdy byłem dzieckiem bardzo lubiłem ilustracje domów lub bloków w przekroju, wyglądających jak domki dla lalek, gdzie w kolejnych mieszkaniach działy się różne niezależne od siebie rzeczy. Przyglądałem się z uwagą tego co dzieje się w rysunkach w w stylu “Gdzie jest Wally”, choć te dopiero poznałem, gdy mój starszy syn był mały. Jakaś sceneria i dziesiątki scenek sytuacyjnych, w których biorą udział dzieci, kobiety, męźczyźni, zwierzaki. Wszystko połączone jakimiś delikatnymi zdarzeniami i elementami. Tak jest w przypadku zbioru opowiadań Yoko Ogawa, Grobowa cisza, żałobny zgiełk. W zasadzie każde z nich opowiada oddzielną historię, ale łączą się ze sobą, a to ciastkiem truskawkowym, a to jakimś zdarzeniem lub osobą.
Całość jest niesłychanie oniryczna i chodzi przede wszystkim o atmosferę. Prawdopodobnie już wkrótce nie będę pamiętał z niej nic, poza właśnie tym klimatem. Jego nierealność wzmocniłoby jeszcze gdyby te kolejne mikropowiastki nie były tak jednoznacznie połączone tymi drobnymi elementami. Gdyby dopiero po kilku pojawiał się motyw wcześniejszy. Wówczas atmosfera marzenia sennego byłaby jeszcze większa – czy coś takiego już się nie wydarzyło?
I wszystko niby jest zwyczajne, a jedna niezwyczajne. Niepokojące. Choć podobnie jak we śnie niczemu się nie dziwimy.
Grobowa cisza, żałobny zgiełk, Yōko Ogawa
Wyd.: Tajfun, 2020
Tłum.: Anna Karpiuk
[Photo by Takuya Nagaoka on Unsplash]