Wszystko dla naszych zmarłych

Często słucham muzyki z moim starszym synem. Jadę samochodem, włączam Spotify i od czasu do czasu trafiam na płytę, utwór, zaznaczony zielonym serduszkiem. Czasem wiem, że lubił tego słuchać, niekiedy jestem zaskoczony wyborem. Uśmiecham się wtedy lub dziwię, że o tym nie wiedziałem. Nasze gusta nie pokrywają się w pełni. Nie rozumiem fascynacji wieloma gatunkami, zwłaszcza wiedząc, że przede wszystkim kochał ciężkie brzmienie.

Gdy na początku października 2020 ukazała się album Coreya Taylora CMFT, pokazało mi się powiadomienie. Korzystam z jego konta na Spotify i musiał oznaczyć C. Taylora w ulubionych. Zacząłem słuchać i zastanawiałem się co by powiedział. Uwielbiał Slipknot był chyba na każdym koncercie, który odbył się w Polsce. Ale płyta Taylora nie ma nic wspólnego z ciężkim brzmieniem Slipknot; to świetny, prosty rockandroll. Zdziwiłbym się, gdyby mu się podobał. Nie dowiem się już tego wprost od niego. Ale wciąż słucham muzyki z moim synem i wielu różnych sytuacjach jestem razem.

Gdy zobaczyłem zapowiedź książki Wszystko dla naszych zmarłych Vinciane Despret, wiedziałem, że chcę ją przeczytać. Z redakcyjnej notki można było wyczytać:

Ci, którzy stracili bliskich, znajdują inne sposoby radzenia sobie ze śmiercią. Wykorzystując warsztat antropologii nauki, Despret przygląda się temu, jak ludzie pozostają w relacji ze swoimi zmarłymi, ale też sposobom, w jaki zmarli są obecni – lub pojawiają się – w ich życiu. 

Chciałem przeczytać, nie po to, żeby porównywać własne doświadczenia z innymi. Jestem wciąż niezmiernie ciekawy tego świata, w którym przychodzi mi żyć od dwóch lat. W zupełnie innym, nowym wymiarze. Podtytuł książki belgijskiej antropolożki brzmi Opowieści tych co zostają i mam wrażenie, że to on był głównym powodem sięgnięcia po tę pracę. 

Piękne są te historie spisane przez autorkę, zbierane przez rok. Pełne ciepła, wzruszające. Zapadają w pamięć, może nawet bardziej, niż gdybyśmy usłyszeli podobne o żywych.

Kil­ka­na­ście lat te­mu, w 2008 ro­ku, uka­za­ła się książ­ka fran­cu­skie­go ak­to­ra Pa­tric­ka Che­sna­is’go, Il est où, Fer­di­nand? [Gdzie jest Fer­di­nand?] Che­sna­is na­pi­sał ją po tym, jak pra­wie dwa la­ta wcze­śniej w wy­pad­ku zgi­nął je­go syn. Dzien­ni­kar­ka „Li­béra­tion” w ar­ty­ku­le na te­mat książ­ki pod­kre­śla, że jest to praw­dzi­wy dia­log: „Tak, to nie­wąt­pli­wie dia­log, po­nie­waż ży­wy Fer­di­nand jest obec­ny w każ­dym sło­wie”. Przez ja­kiś czas oj­ciec zo­sta­wiał wia­do­mo­ści w skrzyn­ce gło­so­wej te­le­fo­nu ko­mór­ko­we­go sy­na. Dzi­siaj pi­sze do nie­go li­sty: „Mó­wiąc o To­bie, wspo­mi­na­jąc Cię, mam na­dzie­ję, że bę­dziesz żył kil­ka lat dłu­żej, w in­ny spo­sób”.

[…]

Mam przy­ja­ciół­kę, któ­ra cho­dzi w bu­tach swo­jej bab­ci, aby ta mo­gła da­lej prze­mie­rzać świat. In­na wy­bra­ła się na wspi­nacz­kę na jed­ną z naj­wyż­szych gór z pro­cha­mi oj­ca, by móc dzie­lić z nim naj­pięk­niej­sze wscho­dy słoń­ca. Co ro­ku, w dniu uro­dzin swo­jej zmar­łej żo­ny, je­den z mo­ich bli­skich przy­go­to­wu­je dla niej jej ulu­bio­ne da­nie. Jed­ną z mo­ich przy­ja­ció­łek re­gu­lar­nie od­wie­dzał w no­cy jej nie­daw­no zmar­ły mąż. Ka­za­ła mu wy­brać: „Słu­chaj, Hu­bert, opu­ści­łeś nas, na­sze cór­ki i mnie, jest to wy­star­cza­ją­co trud­ne. Więc zde­cy­duj, al­bo je­steś ży­wy, al­bo mar­twy, a nie tak jak te­raz, ani jed­no, ani dru­gie”. Ni­g­dy wię­cej nie wró­cił. Mło­da ko­bie­ta w cią­ży opo­wia­da­ła, że w przed­dzień pierw­sze­go USG we śnie przy­szedł do niej oj­ciec i po­wie­dział, że bar­dzo się cie­szy, że to chło­piec. I fak­tycz­nie był to chło­piec. Co in­ne­go by­ło jed­nak waż­ne – to, że oj­ciec dał jej do zro­zu­mie­nia, że po­dzie­la jej ra­dość. Je­śli o mnie cho­dzi, za­wsze mam przy so­bie chust­kę do no­sa mo­je­go oj­ca. Te­raz to on po­cie­sza mnie, gdy jest mi smut­no.

To przekaz osób, z którymi rozmawiała Vinciane Despret, samo zaś “spoiwo” nieznośne. Męczące. Poszarpane te myśli, idee, nie jestem w stanie podążać za autorką, która próbuje nadać całości perspektywę antropologiczną, filozoficzną, ekologiczną, czy jeszcze jaką. 

Nużą mnie rozważania, czy rozmowa ze zmarłym, jest rozmową z bytem istniejącym, rzeczywistym, wymyślonym, czy może duchowym.

Czy moż­li­we jest twier­dze­nie, że nie­któ­rzy zmar­li ist­nie­ją „rze­czy­wi­ście”, że ich ist­nie­nie jest peł­ne i cał­ko­wi­te? Że nie są, na przy­kład, wy­two­rem wy­obraź­ni ży­ją­cych – cho­ciaż ich wy­obraź­nia mo­gła­by od­gry­wać ja­kąś ro­lę? 

Rozmawiam z moim synem. Nie z duchem, nie z wytworem wyobraźni, nie zastanawiam się nad realnością. Po prostu rozmawiam, tak jak się czasem rozmawia z kimś w myślach – z przyjaciółmi, członkami rodziny, obcymi, których się spotkało. Nie zastanawiam się czy to szalone, głupie, czy nie. Ważna jest jego obecność. 

Mam wrażenie chaosu w pracy Despret. Nagle pojawiają się kwestie i rozważania dotyczące kulturowego pojawienia się i znikania “duchów”, może za to odpowiedzialna jest elektryczność, a może coś innego. Przeskakiwanie do mitów i legend, wątki dotyczące wyposażania zmarłych po śmierci. Ciekawe spostrzeżenia i wątki, ale jako całość nudzi i męczy mnie to niezmiernie. Za dużo babrania się w interpretacjach. Wydaje mi się bardziej jałowe i nic nie wnoszące, niż same rozmowy tych co zostali ze zmarłymi bliskimi.

nóstwo tam odwołań i cytatów do innych autorów. Robię więc to co zwykle w takich sytuacjach, przerzucam, sprawdzam źródła, zerkam czy jakaś rzecz, która mnie zainteresowała została przetłumaczona (spora część źródeł jest francuskojęzyczna). 

Wrócę w takim razie do rozmów z moim synem. W Nie pozwolę ci zniknąć wyjaśniam o co chodzi z ptakami, na które nagle zacząłem zwracać uwagę. Czytam w różnych opiniach, jak również zmienia to postrzeganie czytelników. Elżbieta Binswanger-Stefańska pisze o moim synu, którego przecież nie znała “myślę o nim, gdy wysypuję ptakom pokruszone orzechy.” Słucham moich przyjaciół. B. zaczął nosić orzechy w kieszeniach, P. kupuje ziarno, które wysypuje w ogrodzie i obserwuje ptasią drobnicę. Rozmawiamy, któregoś razu na ten temat i mówi: “wiesz, pracuję przy komputerze i staram się od lat co jakiś czas odrywać wzrok od monitora, podejść do okna i spojrzeć w dal, żeby ćwiczyć akomodację. Tylko zawsze miałem wrażenie, że to bez sensu. Gapię się, ale właściwie nie wiem na co. Teraz to ma sens! Tu sikorki, tam kowaliki, w innym miejscu rudzik. Teraz faktycznie wzrok odpoczywa”. Jeszcze inny, T. dokarmia zimą gołębie. Jak mówi: “nikt ich nie lubi, no to ktoś musi”.

Dobrze mi o tym myśleć. Być może mnóstwo osób rozmawia z moim synem.

Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych co zostają, V. Despret

Wszystko dla naszych zmarłych. Opowieści tych co zostają, Vinciane Despret

Wyd.: Karakter, 2021

Tłum. Urszula Kropiwiec

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *